Jest listopad. Do mojego ślubu pozostało troszkę mniej niż dwa miesiące, pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi inspiracjami dotyczącymi tematyki okołoślubnej, szczególnie, że to ważne dla nas wydarzenie odbędzie się w terminie zdecydowanie nieślubnym ( przysięgam, jeszcze raz któraś z kobiet w sklepach skrzywi się po mojej odpowiedzi na “kiedy ślub”, huknę ją w głowę torebką:P). Dla mnie zima to magiczny, pełen ciepła i radości czas. Rodzinny. Tylko dla najbliższych i przyjaciół. Stąd postanowiłam sprawić, że ten czas będzie dla mnie jeszcze bardziej magiczny (nawiasem mówiąc moi rodzice też brali ślub w grudniu).
Nie jestem Bridezillą, stety-niestety 🙂 Staram się iść po linii najmniejszego oporu, dlatego nie tracę czasu nad serwetkami, tylko od razu poszukuję “mojej” stylistyki nie tracąc czasu na resztę. RAZ odstąpiłam od mojej zasady, i kobieta w sklepie dla panien młodych wtłoczyła siłą mi na grzbiet kurtkę z piórami marabuta. Jako jaśnie oświecona okołobiologicznie wiem, jak wygląda ów marabut i, wierzcie mi lub nie, wyglądałam identycznie !
Tradycyjny ślubny wygląd to nie moja bajka. Zakochałam się w sukni widząc ją na sesji ślubnej – nie sądziłam, że będzie mi dane ją przymierzyć i wyglądać w miarę w porządku 🙂 Czysty przypadek chciał, że suknie namierzyłam (kolekcja na rok 2010:P), zaklepałam do przymierzenia w sklepie, gdzie zakochałam się na amen. Dla świętego spokoju przymierzyłam inne, ale z moją buzią wyglądałam w jednej jakby mnie ktoś po pachy wsadził do bitej śmietany a innej jakbym się wybierała do pierwszej komunii. Stanęło na niej. Kolor jest dość dyskusyjny (jasna szarość), ale hej, to jest jedyna kiecka, która skradła mi tak bardzo serce i co więcej, za każdym razem upewniam się, że to właśnie to, przecież o to w tym wszystkim chodzi, prawda? 🙂
Na satynę reaguję alergią i pluciem jadem(bardzo drażni mnie faktura tego materiału, są różne zboczenia na świecie), dlatego też satyny nie będzie, pod żadną postacią. Zamiast futrzanych bolerek i innych ślubnych wynalazków wkroczyłam raźnym krokiem do Orsaya i dokonałam zakupu rozpinanego sweterka w kolorze śmietankowym. Zajęło mi to niecałe piętnaście minut. Polecam. Niestety, przy drugim mierzeniu sweterka guzik po prostu odpadł, co zdecydowanie zaniżyło moją opinię na temat wyżej wymienionego sklepu, niemniej jednak sweterek został zakupiony i to on będzie ogrzewał mą wątła pierś tego dnia (większość krewnych i znajomych królika twierdzi, że mam jeszcze zainwestować w płaszcz, zobaczymy, co na to moje fundusze powiedzą).
Pewnie nie będzie dla Was zdziwieniem fakt, że najbardziej kręci mnie stylistyka rustykalna, dużo lampek, świeczek, światełek i innych “migaczy”. Mam nadzieję, że uda mi się choć trochę dopiąć swego w tej kwestii. Zaproszenia też są proste, nawiązujące swoim stylem do okresu okołoświątecznego.
Sukienka musi dobrze leżeć na Tobie i przede wszystkim, to Ty masz się czuć najważniejszą damą w dniu ślubu. A kolor to nie ma aż tak wielkiego znaczenia 🙂
Proste. Też wychodzę z takiego założenia 😉
Moja szwagierka brała ślub w grudniu nie było ani grama śniegu, natomiast mi zachciało się wiosennego ślubu i miałam śniegu po kolana 😛 Ale wspominamy to z uśmiechem, nie zamienilibyśmy pogody tego dnia na żadną inną, ten dowcip Matki Natury miał swój urok 🙂 Chociaż fakt, że śnieg może przysporzyć różnych drobnych organizacyjnych trudności.
Również zamierzałam iść do ślubu w kremowym sweterku i nawet go kupiłam, ale ostatecznie stanęło na kremowej etolce, bo lepiej komponowała się z sukienką. Natomiast szczerze Ci radzę posłuchać rad najbliższych i pomyśleć nad jakimś płaszczykiem. Ja też się przed tym opierałam, bo nie chciałam "psuć stylizacji" 😉 Ostatecznie płaszczyk pożyczyłam od koleżanki na 3 dni przed ślubem, a wyglądał chyba całkiem w porządku. Zresztą na moim blogu jest kilka zdjęć. Bez niego chyba bym zamarzła 😛
To świetnie, że masz swoją własną wizję ślubu i nie ulegasz powszechnie panującym "trendom". Uśmiecham się, jak to czytam, bo byłam pod tym względem podobna 🙂
A ta fryzurka to jaka? 🙂 Może coś z wiankiem? 😉
Liczę się z tym, że śniegu nie będzie 😉 Ale najważniejsze, że to mój magiczny, świąteczny czas 🙂
Mama i Tata (też brali ślub w grudniu, 26:) ), mówią, że ich emocje grzały 😉 Jak uda mi się zorganizować jakiś przypływ gotówki, to na pewno pomyślę o płaszczyku 🙂
O fryzurze chciałam napisać potem:) Raczej stanie na warkoczu. Welonu nie będzie, ze względu na specyfikę sukienki i własnie warkocz. Do tego wianek ze świeżej gipsówki 🙂 Muszę w końcu wybrać się do florystki 🙂
Jasny szary! <3 Błaaaagaaam, ja muszę ją zobaczyć i nie mogę czekać dwóch miesięcy ;(
Pomysł ze sweterkiem w 10, nic mnie tak nie odrzuca jak wszędobylskie bolerka, futerka itd. No, może tafta i satyna odrzucają mnie bardziej 😉
Szyszkowe wizytowniki, winietki czy jak to się nazywa (jestem mocno nie w temacie) bardzo fajne. Nie wiem na ile uznasz to za kicz ale wpisz w google grafika 'christmas tree in jar' i rzuć okiem. Ja planuję zrobić takie coś na święta.
Jakoś Ci podeślę 😉 Maila wysłalam;)
A ja poszłam do ślubu… uwaga, uwaga… w małej czarnej 😀 i miałam szary sweterek 😉
No to ja się chowam i nakrywam nogami 😀
Kiedyś moi klienci szukali stroju na swój ślub. Miało pasować do Agaty. Agata to koń. Suknia w stylu konnym. Bardzo mi się ta koncepcja spodobała.
O to moja świadkowa oszalałaby z radości! Ona "końska" jest na wskroś:)
miałam ślub w styczniu, -26 i śnieg w pół auta, młody jechał 300 km w dzień ślubu (!!!) do mnie, bo tak, 2 razy zepsuło się auto – raz jego, raz jego rodziny jadącej za nim, a ja do kościoła wystartowałam w króciutkim futerku (mama się uparła bo zapalenie płuc czy coś…), zwykłych cieniutkich letnich szpileczkach z wyciętym bokiem (przy futerku wyglądały bardzo inteligentnie 🙂 )i POŃCZOCHACH chociaż logicznie myśląc powinnam barchanowe kalisraki założyć żeby mi tyłek nie odpadł z mrozu.
nie odpadło nic, nawet nie poczułam tego mroziska, nawet katarku nie dostałam po imprezie 🙂
a zimowe śluby są piękne 🙂
Rodzina mojego chłopa jest właśnie z daleka, on na szczęście będzie jechał dzień wcześniej do mnie, mam nadzieję, że wszystko będzie ok 🙂 Z pończoch już zrezygnowałam, będę rozglądać się za rajtkami 🙂 Buciki mam – ja jakże – zamszowe, ale chyba Emu będą w pogotowiu 🙂