Sio grzejniku!

Temperatury na dworze stopniowo maleją, toteż czas najwyższy nastał na zainstalowanie grzejników w domu 🙂 Ja osobiście dziecięciem i nastolatkiem będąc dzięki Tatusiowi prowadziłam spokojny, zimny wychów cieląt ( normą temperaturową w zimie było 18 stopni w domu:P). W naszym obecnym domu po burzliwej dyskusji jednak postanowiliśmy zerwać z tradycją i…stało się! Pewnego pięknego poranka pojawili się w drzwiach dwaj smutni panowie, którzy zajęli się stukaniem, pukaniem, noszeniem i dokręcaniem – ku rozpaczy Bala, który poczuł się rozdarty na pół – jednocześnie chciał być grzeczny (kazałam mu przestać piłować ryja na panów) ale też chciał panom oznajmić co o nich myśli i dlaczego nie podoba mu się parada zorganizowana w centrum naszej sypialni ( do tego czasu grzejniki znajdowały się na balkonie, który to balkon przynależy do akurat tego pokoju 🙂 ). Panowie stukali pukali i obficie lali wodę przez pół dnia i w efekcie pozostawili po sobie ten smutny widok: zamiast ściany gładkiej i jedwabistej w doskonałych, matowych kolorach (Beckersie, miłość po grób!) zastałam stare, wysłużone, szczerbate i zachlapane radiatory. Porażka na całej linii.

Na marginesie anegdotka: przedpokój i duży piętrowy hall pozostał niepomalowany przez dłuższy czas. Popchnięci przez czynniki niezależne (wizyta teściów) postanowiliśmy zmienić stan rzeczy i machnąć go na mój wywalczony, wymarzony Powder Pink. Wyglądał pięknie na próbniku, wygląda super u mnie w pracy, natomiast na ścianach w przedpokoju wyglądał jakby lalka Barbie pochorowała się właśnie w tym miejscu, lub, podług słów Pana Męża, jakby ktoś w nim ochoczo szlachtował jednorożce.
Na szczęście zaprzyjaźnione Artystki (klik, klik, klik) z prędkością pogotowia ( a nawet ośmielę się stwierdzić, że dużo szybciej ) pojawiły się u nas i na chybcika z resztek, farb, które zostały po malowaniu innych pokoi (Vanilla Muffin, Cotton Candy) wyczarowały akceptowalne zestawienie. Aktualnie przedpokój wygląda więcej niż zadowalająco, natomiast pojawił się w nim Zgrzyt.
Postanowiłam nazwać w ten pieszczotliwy sposób grzejnik wiszący w przedpokoju, gdyż ani chybi przypomina on swoim wyglądem (uwaga, będzie onomatopeja) zgrzyt noża po szkle. Piękna tafla ściany i gruchot. Niebanalne, industrialne połączenie.

 

A gości, na wejściu straszę TAK! (róż jest naprawdę ładniejszy niż na zdjęciu, pochmurna jesień nie sprzyja światłu w Silent Hillu 🙂 )

Pominę smutny fakt, że po przeprowadzeniu lodówki w inne miejsce okazało się, że przez okres grzewczy możemy albo mieć kaloryfer w kuchni albo korzystać z drzwi zamrażarki 😛 Na szczęście panowie podumali i wydumali ( po wywierceniu dziur w ścianie i ujawnieniu uprzedniej konstrukcji), że w sumie to można by zamienić miejscami grzejnik z kuchni na ten z przedpokoju. Idea spotkała się z moim radosnym przyjęciem, dzięki czemu teraz mogę cieszyć się chłodzeniem w zamrażarce cały rok!

 

Jestem brudnym grzejnikiem w kuchni, chlip.

Panowie wyszli, wszechogarniająca brzydota i szarość (nie ta dobra, sypialniana) pozostała. Jedna z artystek podrzuciła pomysł, że bywają specjalnie obudowy na takie kolumbryny, ja ochoczo przytaknęłam, że tak, jasne, owszem, słyszałam, aha! Natomiast smutny fakt jest taki, że wcale nie słyszałam, nic nie wiem o życiu, nie znam się, zarobiona jestem, nie mam pojęcia za co się zabrać, gdzie szukać i – najgorsze – co wpisać w google! Na razie pozostałam na wpisaniu w pinteresta frazy “radiator + cover” i skończyły mi się pomysły 🙂 Natomiast, jak zwykle natrafiłam na cudeńka i majstersztyki:
Piękne i praktyczne, chcę!
 
Tylko inny kolor i jestem kupiona! (o ile to drewno)
 
 
Tu akurat jest oburzająca atrapa – nawet ja zauważyłam, że nie ma tam grzejnika! Ale sam pomysł fajny, mieliśmy onegdaj podobny patent właśnie na ścianie “przedpokojowej”.
 
 
Bardzo podoba mi się wymiar praktyczny tego egzemplarza – można nawrzucać pierółek i innych szpargałów tworzących domową atmosferę 🙂
 
Także aktualnie jestem na etapie marzeń i poszukiwań ( który najczęściej kończy się płaczem i płaceniem, jak to było w przypadku parapetów – bystrzejsze oko Czytelnika zauważy, że nie są one drewniane, tylko białe z tworzywa ). Czy ktoś ma sprawdzone sklepy gdzie można powyższe patenta kupić? Na razie napotkałam na ten, natomiast nie przekonuje mnie on w 100%. Pomocy! 🙂
Oprócz generalnej brzydoty grzejniki są również pieruńsko brudne. Zostały szybciorem zmyte karcherem, ale bez specjalnej poprawy ich wyglądu. Przejechaliśmy je również mleczkiem do czyszczenia – to również przeszło bez echa – może ktoś na sali ma pomysł jak doczyścić brudasy?

9 komentarzy na temat “Sio grzejniku!

  1. Widzę, że mamy bardzo podobny gust 🙂 u mnie również cotton candy gości na ścianach właściwie wszędzie…wszakże ja nie mogę pochwalić się mieszkaniem w domu…a jedynie muszę zadowolić się jeszcze przez chwile jednopokojowym "apartamentem"… kolor całkiem ładny. Przy beżu wygląda na szary, przy szarym wygląda na beż 🙂 Cudak straszny. Farba świetnie się zmywa z psich brudów…jednak u nas kolor mimo białego podkładu wyszedł bardzo niejednolicie … raczej teraz postawię na inne farby 🙂

    1. Bardzo się cieszę w takim razie! 🙂 Ja na razie nie narzekam na farbę, wprost przeciwnie – największym osiągnięciem na polu naszej wspólnej współpracy było bezproblemowe zmycie szmatką umoczoną w ciepłej wodzie pomidorówki ze ściany ( blender, gorąca pomidorowa i ja – więcej nie trzeba nic! 🙂 ). My mamy wszędzie zagruntowane i pięknie jednolicie się rozprowadza…podobnie sprawa się ma u mnie w pracy – ale penwnie, dla każdego coś innego! 🙂

  2. ja tam zawsze do osłon na grzejniki podchodzę z dystansem. bo grzejniki, ściśle osłonięte, mają czasem jeden konkretny problem – nie grzeją.

    i ja zapytuję grzecznie, czy będzie kiedyś post o kanapie. ponieważ ja, poszukując kanapy, stwierdziłam z rozczarowaniem, że niemal nie istnieją kanapy ładne. jeszcze mniej jest kanap funkcjonalnych. a żeby było i ładnie, i funkcjonalnie naraz – to się w ogóle nie zdarza.
    i jestem ciekawa, czy może ty masz na ten temat odmienne zdanie i coś ci się uda wygrzebać 😉

    1. O i to jest coś, co zaprząta mą głowę – prawda to jest, czy nieprawda? U nas w domu grzejników się nie zasłaniało, natomiast Zgrzyt wygląda tak okropnie, że o ile nad nim nie powieszę gołej baby, to nijak się nie będzie dało pominąć tego milczeniem.

      Co do kanapy – jest to smutna historia. Byłam zakochana w sofie EKTORP, szarej. Podczas kompletowania listy zakupów, napatoczyła mi się owa sofa za 900 zł, toteż ochoczo wrzuciłam ją do koszyka, wydrukowałam plan, pojechałam do Ikei…szukam ja na dziale z kanapami, szukam – a tam pustki. Okazało się, że owszem, wymarzona sofa jest, ale kosztuje kilka tysiaków, a ja radośnie wrzuciłam do koszyka POKROWIEC. Kurtyna 😛 Kupiliśmy sofę, też w Ikei, szarą, prostą – niczego nie urywa, ale jest akceptowalna ( i rozkładana, co ważne, ze względu na naszą obfitą rodzinę). Na razie czekam na dobre, jesienne światło w Silent Hillu i podejmę się tematu salonu, słowo! 🙂

  3. heh … przypomina mi się jak malowaliśmy mieszkanie kumpla… istny horror w zbyt wielu aktach… koncepcję kolorystyczną zmieniał tyle razy i tak szybko, że ściany postanowiły się zbuntować i zaczęły się nawijać na walki malarskie… ;] skończyło się na pomalowaniu większości mieszkania na czekoladowo, bo tylko ten kolor był w stanie ostatecznie przykryć wszystkie róże, zielenie, żółcie i inne, które razem wyglądały jakby się ktoś porzygał w technikolorze ….

  4. może j to trochę porysować, ale jak mają swój wiek, to pewnie już są porysowane 😉 jak masz jakąś wyciśniętą cytrynę, to nasyp na nią sody oczyszczonej i takim miksem szoruj. Jak nie zejdzie, to daj znać, będę dumać dalej 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *