Pies pociągowy

 

Okres letni to czas wielkich podróży – czy to na wakacje, czy seminaria, czy zawody. Mądre artykuły opiewające psi socjal zawsze zalecają poznawanie psów z wszelkimi hałasami, mocno zaludnionymi miejscami, różnymi środkami transportu. Opowiem Wam, jak to wyglądało u nas, pomijając aspekty prawne, bo niejaka Trend z Seterem zrobiła to za mnie w doskonały sposób 🙂

 

Wstyd się przyznać, ale akurat jeśli chodzi o środki transportu troszkę to zaniedbałam – to znaczy Balu papiś przejechał się raz autobusem do centrum miasta, tam połaził – i tyle. Ja cierpię na gawiedziowstręt i dysponujemy aż dwoma środkami transportu, toteż większej potrzeby poruszać się  przy pomocy autobusu, tramwaju czy pociągu po prostu nie było.

 

Balu papiś podróżujący po raz pierwszy w autobusie.
Ale jak się okazało i na nas przyszła pora. Sama idea okropnie mnie stresowała – nie dość, że pociąg, to potem podróż z Dworca Centralnego w Warszawie w nieznane. I tu znów, dzięki dziewczynom (tyyyle fajnych Warszawianek! Dziękuję!) udało mi się jakoś poskładać do kupy, a D. wyszła z genialnym pomysłem zamówienia taksówki na dworzec, po prostu. I tak się stało, w sobotę umiarkowanie rano (bo nieco przed 7) Pan Mąż wsadził nas w Pendolino (dokładnie ja wskoczyłam rzutem na taśmę niczym Indiana Jones a mój dzielny, wierny pleśniak wskoczył za mną jak w ogień) i ruszyliśmy ku przygodzie!
Już od wejścia wiedziałam, że nie ma co się pchać do naszej miejscówki – wsiedliśmy dwa wagony od naszego, więc obładowana tobołami wydałam psu komendę, która oznacza “idź szybko do przodu” i lawirując w bardzo wąskim przejściu udało nam się dotrzeć do wagonu numer 16. Tam szybko zerknęłam na luki bagażowe, bo Cztery Łapy sugerowały tam rozłożyć klatkę . Niestety nasze gabaryty nie pozwalały na takie manewry, więc rozlokowałam nas w części przeznaczonej do przewożenia rowerów i wielkogabarytowych toreb (to my!). Na przyszłość (to też mądra wskazówka!) polecam przed zamówieniem biletów rozejrzeć się po planie Pendolino – może to w pewnym stopniu ułatwić podróż (u nas już wiem, że się nie sprawdzi). Od razu rozłożyłam klatkę, Balu z ulgą ulokował się w niej i mieliśmy chwilkę oddechu (Kindle, cóż to za wspaniały wynalazek!).
Jak widać, w zanadrzu mam kaganiec, pieseł szczęśliwy 🙂
Całą podróż uważam za bardzo komfortową. Panowie, którzy sprawdzali nasze bilety byli przesympatyczni (jeden nawet stał i stwierdził, że musi pooglądać jaki fajny obrazek tworzymy), okazało się, że w Pendolino serwują kawę i herbatę (Pani nawet zaproponowała wodę dla psa).  Tu taka uwaga na marginesie – zawsze pamiętajcie, żeby kupić bilet na tą linię. Czy to dla siebie, czy psa – w pociągu nie prowadzą sprzedaży biletów, w przeciwieństwie do innych (TLK, IC). Taka “przyjemność” kosztuje 650 złotych – byłam świadkiem takiej przykrej sytuacji, dlatego uczulam.
Stałam się etatową babcią klozetową, bo luki są umiejscowione tuż przy toalecie, ale w przeciwieństwie do moich doświadczeń z podróżą w tym newralgicznym miejscu w innych pociągach ( 6 lat na trasie Gliwice – Wrocław Główny) żadnych aromatów nie było. Ludzie też zachowywali się wobec mnie i psa bardzo fair. Jeśli już zdarzali się tacy, co wyciągali ręce do głaskania psa od razu chwaliłam Baloo – przewracał oczami, i znosił z godnością, wiedział, że tak trzeba 🙂 Przemiła sytuacja miała miejsce bezpośrednio przed dojazdem do Dworca Centralnego – podeszła do nas dziewczynka (na oko dziesięcioletnia). Dygnęła, dała dłoń psu do powąchania i powiedziała “Dzień dobry! Ja chciałam tylko powiedzieć, że ma pani bardzo ładnego i grzecznego psa! My też mamy pieska, ale nie jest taki grzeczny” 🙂 I tyle…bez egzaltowania, rzucania się psu na szyję, bez wymuszania głaskania – no super. Jako, że Balu wyraźnie dawał sygnały, że dziewczynka przypadła mu do gustu, zachęciłam ją, żeby go pogłaskała i rozstałyśmy się w pokoju. Bardzo fajne doświadczenie 🙂
Podsumowując: byłam zachwycona komfortem podróży w Pendolino (z tego co widzicie – niewiele mi trzeba :P), dodatkowo jeśli dodać stosunek cena/jakość/komfort – wygrywa zupełnie. Ja zapłaciłam za trasę Katowice – Warszawa Centralna 50 złotych + 15, 40 za psa- w drugą stronę ten sam bilet kosztował już 200 złotych.
Gotowi do opuszczenia pokładu, sir!
Pociąg opuściliśmy bez większych trudności. Ludzie na naszą wesołą drużynę reagowali albo obojętnie, albo miło się uśmiechali ale nie doszło do sytuacji, w której ktokolwiek by nas zaczepiał i rzucał się do głaskania. Tak naprawdę najwięcej kłopotu sprawiło nam trafienie do miejsca, gdzie czekała na nas taksówka. Balu znów zachowywał się świetnie – parł do przodu na komendę nie zatrzymując się na wąchanie, czy obsikanie słupków. Gdy znalazłam skrawek zieleni kazałam mu się wysikać (wspominałam już, jakim genialnym pomysłem było uwarunkowanie u malucha siusiania na hasło?). Niestety mimo poinformowania centrali, pan taksówkarz lekko skrzywił się na nasz widok, ale po moim zapewnieniu, że pies ma kocyk i będzie podróżował na moich kolanach ruszyliśmy na seminarium.
Z seminarium uciułam osobny wpis, dlatego teraz opiszę nasze perypetie po zakończeniu szkolenia. Jeszcze chwilkę ucięłyśmy sobie pogawędkę z D. i prawie natychmiast pojawiły się dziewczyny, które zaoferowały mi gościnę w Warszawie (po raz setny – wielkie dzięki!!) – Dorota właścicielka Spacji, miotowej siostry Baloo i Aga – właścicielka najbardziej uroczej tollerki na świecie – Fenki (może je znacie z Krzak Turlak i Jego Psy). Zapakowaliśmy rodzeństwo do bagażnika i pojechaliśmy odpoczywać (a raczej na imprezę z Team Spirit :P) – Baloo został sam w klatce w obcym miejscu i pięknie sobie dał radę. Po powrocie trochę mi wykrzyczał w twarz jak się martwił, ale obyło się bez traumy. W nocy Baloo zaniepokoił się imprezą odbywająca się pod blokiem dziewczyn, ale na szczęście udało mi się go dość szybko uspokoić, bo włączył się mu Anioł STRÓŻowania (kolejna luka w socjalu – raz w życiu nocował u cioci w bloku :)).
Rodzeństwo lekko niepewne siebie nawzajem (inna wersja to Ruffwear Front Rage vs Hurtta Padded Harness 😛 )
Fenek Łaskawy
Fenek dzielnie znosił drugiego aussie w domu.

 

Mina Spacji, a jakby mina Baloo :))
Kolejny dzień seminarium upłynął nam bardzo szybko, Aga podrzuciła nas tym razem na dworzec Warszawa Wschód, skąd mieliśmy pociąg bezpośrednio do Katowic. Tutaj mieliśmy nieco więcej czasu, więc mogliśmy leniwie, na relaksie pozwiedzać sobie dworzec i nawet kawkę wypić (nie wiem, dlaczego na dwóch losowych zdjęciach Balu ma minę standardową – zadowolonego z siebie idioty :))
Na dworcu zachowywał się kompletnie bez zarzutu, spokojnie eksplorował, był skupiony, zupełnie nie zwracał uwagi na inne hałasy, ba! Leżał na pełnym relaksie – tak mnie to zachwyciło, że poczyniłam filmik mrożący krew w żyłach :

 

 

I tu dochodzimy do fazy drugiej naszej podróży – powrotu.

 

Muszę przyznać, że ta część odbyła się już na dużo mniejszym relaksie i nie mam tu na myśli, że zmęczeni wracaliśmy z dwudniowego maratonu (choć myślę, że zmęczenie na pewno nam nie pomogło). Okazało się, że pomimo moich informacji w tym składzie przedziału dla rowerów nie było, więc musiałam udać się na swoje miejsce do przedziału. Następnie, odkryłam, że w swym nieskończonym geniuszu, oczadziała brawurową decyzją podróży pociągiem kliknęłam wybór miejsca przy korytarzu, nie przy oknie. Ze względu na to, że pociąg był podstawiany, doszłam do wniosku, że na tą chwilę usadowimy się przy oknie, a w miarę rozwoju sytuacji najwyżej zmienimy miejsce.
Niestety już kolejny przystanek – Warszawa Centralna, przekonał nas, że nie będzie lekko – na szczęście przedział nie był zapełniony w 100%, tylko zajmowało go 6 osób. Los nam sprzyjał również w psiolubności wagonu – była idealnie wyważona – to znaczy nikt psa nie molestował, ale też nikt się nie krzywił, że śmiem podróżować z funtem kłaków na podłodze, zabierając tlen. Po upewnieniu się również, że pies nie gryzie współpasażerowie powiedzieli, że nie muszę mu zakładać kagańca, za co byłam dozgonnie wdzięczna.

 

Tym razem i Balu nie był zadowolony – kręcił się, nie umiał sobie znaleźć miejsca, dźwięk śmietnika nieco go niepokoił i próbował nieco wydostać się spod moich nóg (gorąco!), co z kolei usiłowałam mu udaremnić ze względu na innych podróżujących.
Podróż TLK również nie była komfortowa, ze względu na legendarne już opóźnienia PKP. Tym razem było przeciętnie – jedyne 40 minut (podczas gdy w Pendolino oczywiście byliśmy na czas), co i tak wywołało moją irytację – raz staliśmy w szczerym polu, gdyż puszczaliśmy ekspress właśnie, a za drugim razem przeczekiwaliśmy pociąg z Olsztyna. Same old, same old. 


Selfie ze śmietnikiem, pod koniec drogi już nie był taki zły!





Za tą podróż również zapłaciłam 50 złotych ( + opłata za psa), jednak komfort jazdy był znacznie gorszy, a pianę z pyska toczyłam już od Włoszczowej.

Podsumowując:

Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję podróżować Pendolino w dobrej cenie – ja polecam. Nieporównywalnie większy komfort i mniejsze ryzyko opóźnień. Niestety pamiętać trzeba o uprzednim zakupie biletu, bo można się brzydko rozczarować. Opłata za psa jest standardowa – nieco ponad 15 złotych, nie spotkałam się z przykrymi reakcjami dotyczącymi psa. Podróż przebiegła szybko, wygodnie i przyjemnie. Naprawdę wielki plus. No i kawusia z rana za darmoszkę? Tak, poproszę! 🙂 Zasady są takie, jak we wszystkich pociągach – obowiązkowo bilet (chyba, że zwierz mieści się do transporterka, technicznie miałam transporter, ale nie chciałam giąć pałki :)), książeczka z aktualnymi szczepieniami (nikt nie sprawdzał, ale bezpieczniej mieć), kaganiec (ani razu nie użyty) i pies ogarnięty na tyle, żeby nie przeszkadzał innym.

Tu z kolei superlatywów nie będzie – ot tradycyjna, smutna podróż, którą pamiętam z czasów studenckich – ścisk i stres, na szczęście współtowarzysze podróży byli względnie sympatyczni. Zasady takie same – bilet, książeczka zdrowia, kaganiec (znów, oprócz biletu nic nie pokazywałam). Tu trzeba się liczyć z opóźnieniami, tłokiem. U mnie dramatów nie było, a wiem z doświadczenia że mogło być dużo gorzej! 🙂

A jak u Was? Często podróżujecie pociągami?

40 komentarzy na temat “Pies pociągowy

  1. Bardzo fajny post. Shira nigdy jeszcze nie jechała pociągiem. Ogólnie Shira gdzieś dalej była tylko w zakopanym i nad jeziorami. A tak to, to raczej nigdzie nie jeżdzi chyba że na działkę samochodem czy coś. 😀 świetne zdjęcia! <3
    Zapraszamy na nowy post! 🙂

    Pozdrawiamy
    Laura&Shira

  2. Ja akaurat pociągiem z psem (i to nie takim malutkim ;)) jeżdżę w miarę często i dochodzę do wniosku, że clue zagadnienia to nie tyle wybranie pociągu (TLK, ICE, czy Pendolino), ale wybranie wagonu i miejsca. Jeżeli bezprzedziałowy to siadamy na początku/ końcu gdzie są dodatkowe miejsca na walizki. Jeżeli przedział to miejsce od korytarza. Tak, to pewien problem gdy ludzie schodzą się do pociągu i zajmują swoje siedzenia, ale kiedy to już minie można psa wypuścić na korytarz i pozwolić mu się tam położyć – jest chłodniej, nie j kręci się pod nogami pasażerów. Na wagony dla rowerów nie ma co liczyć – one są, ale zdarzają się w sumie rzadko i tylko w okresie letnim.

    1. Ja z kolei mam złe wspomnienia ze stania w korytarzu – ludzie ciągle przełażą, kręcą się (kiedyś na dymka, teraz do toalety na dymka)…Trochę szkoda mi by było tam psa zostawić, bo co chwilę musiałabym go zabierać, żeby ktoś mógł przejść – sama nie czuję się komfortowo przekraczając obcego psa i nie zrobiłabym tego, bo jednak to jest bezpośrednia konfrontacja dla niego.

  3. A, jeszcze w kwestii spóźnień! Zwykle jeżdżę TLK (kiedy zaczynałam jeździć z psem pociągiem Pendolino było tylko marzeniem) i tak naprawdę mam w sumie dobre doświadczenia w tym względzie. Nie mówię, że spóźnienia się nie zdarzały, bo się zdarzały, ale w większość pociągów przyjeżdżała punktualnie (swoją drogą, chyba trochę minęłaś się z prawdą, bo zdaje się, że Wasz Pendolino miał kilka minut opóźnienia :P). Opóźnienie powyżej kwadransa zdarzyło mi się raz, ale takie z grubej rury – ktoś wpadł pod Pendolino właśnie i z tej "okazji" wszystkie pociągi były opóźnione co najmniej o 2 godziny.

    PS. Dzięki za polecenie mojego tekstu. 🙂

    1. Hahaha to prawda, opóźnił się całe 5 minut – miał być 9:18, był bodajże 9:23 🙂 dla mnie to nic w skali 40 minutowego opóźnienia bo tak 🙂 Ja z kolei mam sześcioletnie doświadczenie na dużo krótszej trasie Gliwice – Wrocław i tam bardzo rzadko kiedy zdarzało się, że pociąg przyjechał na czas. Tak po prawdzie ciężko mi teraz przywołać konkretne wspomnienie na ten temat. Ale studenckie czasy rządzą się swoimi prawami 🙂

  4. My również zaniedbaliśmy socjal publicznych środków transportu (ahh..ten wygodny samochód), jestem ciekawa co będzie jak wybierzemy się w góry, w które najczęściej jeździmy pociągiem właśnie. Na szczęście jeździmy szynobusem, w którym jest mnóstwo miejsca i mało ludzi 🙂 No i nie wiem, jak moje ADHD by zniosło kilkugodzinne siedzenie na tyłku, pewnie wkrótce się przekonam ;p

  5. Ja na szczęście mam małego psa, nakolannika ładnie mówiąc 🙂
    Więc miejsce było by mi szczerze obojętne. Ale póki co nigdy nie podróżowaliśmy ani pociągiem, ani autobusem. Tramwajów w moim wygwizdowie jeszcze się nie doczekaliśmy 😛 Póki co to jedynie autko i Te znosi podróż super 🙂
    Jednak w najbliższym czasie zdaje się, że będziemy podróżować z piesełem pociągiem, nie martwie się jednak o niego, ale o wszystkich naszych współpasażerów, ten mały dzik zaliże wszystkich na śmierć 🙂
    Pozdrowionka!

  6. Nie miałam i prawdopodobnie nie będę prędko miala okazji podróżowania z psem, ale z chęcią przeczytałam Twoja relację. Dobrze, ze nie spotkaliście na swojej drodze żadnych utrudniających miłe podróżowanie ludzi. Baloo spisał się na medal! 🙂

  7. Super tekst, akurat jestem na etapie poszukiwania informacji o podrozach z psami w pociagu 😀
    Problem polega na tym, ze ja podrozowac planuje z psami sztuk 2 – jeden maly – moze byc w klatce, drugi wiekszy ktory jeszcze w klatce sobie moze nie poradzic. I niestety, ale w pendolino z dwoma, nawet jesli jeden klatkowy a w przepisach o tym nic nie napisano, nie mozna… :/

    Pozdrawiamy
    http://obifru.blogspot.com/

    1. Z tego co czytałam, to niezależnie od typu pociągu odgórny przepis jest taki, że na jednego ludzia przypada jeden zwierz, nie wiem na ile jest to respektowane, ale kilkakrotnie spotkałam się z takim zapisem niestety 🙁

  8. Ciekawy ten Wasz wyjazd, gratuluję organizacji. Ja preferuję samochód, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że czasami może się zdarzyć tak, że jazda samochodem nie będzie możliwa. Małej nie socjalizowałam w zakresie jeżdżenia pociągiem ani nawet autobusem – czas to naprawić. Czekam z ciekawością na relację z seminarium. 🙂

  9. My pociągi znamy bardzo dobrze i przez ostatnie lata był to nasz główny międzymiastowy środek transportu. Przeżyliśmy już dzikie, przedświąteczne tłumy, kilkugodzinne postoje w środku pola i w środku lata (tu współpasażerowie wykazywali się nadzwyczajną troską oferując jeden przez drugiego Cookiemu wodę, pomagali mi również wydostać się z wagonu z psem, by mógł się przespacerować, a trzeba było pokonać 3m zeskok), długie oczekiwania na spóźniony pociąg, straszne wózki barowe atakujące kołami puszyste ogony, dzieci biegające nad głowami i częściowy paraliż po tym, jak Cookie postanowił że zaśnie tylko w moich ramionach (a nie jest to przecież mały pies).
    Na kilkadziesiąt podróży, nie przypominam sobie jednak uszczypliwych uwag, choć gdy widziałam że ktoś nie czuje się komfortowo w naszym towarzystwie, z szacunku od razu przenosiłam się z psem na korytarz. Zdarzało się to jednak rzadko.
    Nikt nie wyciągał na chama do niego rąk, za to w każdej podróży ktoś przyjaźnie zagadywał i ewentualnie pytał czy może pogłaskać. Wielokrotnie ludzie z pełną serdecznością przesiadali się, by udostępnić mi lepsze miejsca "by psu było wygodniej", wielokrotnie gdy pies szczeknął, ktoś z boku go usprawiedliwiał lub matki tłumaczyły dzieciom, że piesek jest zestresowany, przestraszył się itp. (szok i niedowierzanie!). Bardzo często, gdy wysiadaliśmy oferowano mi pomoc w postaci przejęcia psa lub walizki, z czego czasami zdarzało mi się korzystać 🙂

    Także my mieliśmy zawsze dużo szczęścia do współpasażerów, mimo ogromnego stresu który towarzyszył nam w podróży.

    1. To super! 🙂 Ja też odniosłam wrażenie, że mam dużo szczęścia podróżując – żadnych nieprzyjaznych uwag, ludzie dość pozytywnie nastawieni do idei podróży z psem 😉

  10. tlk już unikam jak ognia, za dużo miałam nieprzyjemnych sytuacji, a co do klatki.. cóż, prawdę mówiąc po to jest zapis w regulaminie żeby go egzekwować i jak na razie jeszcze chce mi się wykłócać o swoje, nasza klatka wymiarami bagażu podręcznego się zgadza, więc niech spadają 😀 raz się pan przyczepił i na chama wlepił bilet z prowizją, właśnie w tlk, natomiast następny pan zasugerował nam reklamację i powiedział, że nie rozumie jakim prawem tamten się przyczepił, po miesiącu oddali pieniądze, a w regionalnych.. zazwyczaj problemu nie ma wcale a nawet jak ktoś zwróci uwagę to odsyłam go do regulaminu lub do telefonu do kierownika i już nie wracają, jeden mnie nawet przepraszał.. jak mają ból to niech zmieniają regulamin że się tyczy małych psów w małych torebkach, ale napisane jest wyraźnie o klatce, transporterze bez żadnych wymiarów 😀

  11. Ja podróżuję z psem 3 razy w tygodniu SKMką i na każde zawody/semi pociągiem. I Pendolino nie polecę, jechałam dwa razy do Wawy właśnie na zawody… Miejsce, gdzie można było rozłożyć klatkę było zajęte, więc chcąc nie chcąc musiałam jechać na swoim miejscu. Pies musiał siedzieć na korytarzu (z gabarytami 27kg między fotele się nie mieści) i za każdym razem, kiedy ktoś nad nim przechodził, przeżywałam zawał, że ktoś go nadepnie (a i to się zdarzało). Przy każdym przejeździe wózka z jedzeniem musiałam wstawać i iść na koniec wagonu, żeby go przepuścić. W drugą stronę nawet trafiłam na panią, która nie życzyła sobie psa i zrobiła aferę na cały pociąg…
    Jako osoba jeżdżąca pociągami nonstop zdecydowanie wolę jeździć SKMkami i TLK. 🙂

  12. Póki co wożę się autem, mam nadzieję, że pociągiem na razie nie będe musiała ale kiedyś będzie mnie to z pewnością czekać.
    Jeny to Balu ma oba dwukolorowe oczy?!?!?!?! Fajnie tyle już czytam bloga…, oglądam zdjęć a dopiero teraz zobaczyłam że Balu nie ma jednolitych tęczówek….
    PS. Mieszkasz w okolicy Katowic???

    1. Tak, on ma merling w obu oczach – pół na pół niebieskie i brąz 🙂 Ru z kolei jedno oko ma całe brązowe, drugie ma część brązu, reszta niebieska 🙂

      Jesteśmy z Gliwic 🙂

  13. My pociągami podróżujemy od zawsze, i to nie tylko TLK ale i wszelkiego innego rodzaju. Nie mam samochodu, nie mam nawet prawa jazdy, mieszkam w centrum niewielkiego miasta i zawsze była wymówka "po co mi".
    Tak więc wypady do odległego o 60km Szczecina odbywają się pociągiem "szybkiej linii" tzw autobusem szynowym (w środku jak w tramwaju). Po Szczecinie poruszamy się właśnie tramwajami, a na dalsze trasy wybieramy TLK oraz wagon bez przedziałów. Taki z przedziałami faktycznie jest niewygodny, i jeśli nie ma miejsc lub pociąg nie ma w składzie takiego "luźnego" wagonu to zazwyczaj decyduję się na siedzenie w korytarzu (wysuwane siedziska) lub też na łączniku.
    Najciekawszym naszym doświadczeniem był przejazd SKM. Tamte pociągi to kompletnie inna bajka ^^ Z zapachu i atmosfery przypominają osławione amerykańskie metro (moim zdaniem) xD Czarek mógł tam położyć się na kanapie, nikogo to nie zainteresowało, kto chciał to się przesiadł, podejrzewam że gdybym zaczęła go tam wyczesywać czy karmić to też nikt by się słowem nie odezwał ^^
    Ja wspomnienia z PKP mam dobre, może to po prostu kwestia podejścia, bo mając auto ma się już "gusta". Ja z publicznych środków lokomocji polecam pociągi właśnie, bo podróżowanie z cielęciem autobusem czy busem to była masakra…..

  14. My środki transportu bardzo zaniedbaliśmy. Podróż samochodem jest hmm powiedzmy trudna i niekomfortowa. Z autobusem spróbowaliśmy tylko raz. Ludzie mimo kagańca i moich usilnych rozpaczliwych próśb nadal pchali ręce do głaskania. I w tedy w głowie zrodził się pewna myśl ,,pies ma pasożyty" wiem że było to podłe, ale przynajmniej w spokoju przejechałyśmy resztę drogi 🙂

  15. Jedna z naszych podróży pociągiem była traumatyczna. Od tej chwili boję się wsiąść z psem do pociągu, a szczególnie do ciasnego przedziału…

    1. Przedział był pełen, gorąc 30 stopni, pociąg był stary i śmierdzący, przez pierwsze dwie godziny jazdy, Janka próbowała się przeciskać do drzwi, kolejne 3,5 godziny na każdej stacji testowała otwór okienny. Jak to nie skutkowało, próbowała się ewakuować również w trakcie jazdy pociągu.
      Ta podróż była męczarnią mojego życia. Jedyny plus to pasażerowie, byli mili, uprzejmi i jak tylko weszłam z psem, to kazali mu zdjąć kaganiec, bo przecież straszny upał 😉

  16. Berek w PKP jest aniołem. Zwykle zasypia zanim ruszy pociąg. Biorąc to pod uwagę najwazniejsze jest dla mnie aby pies miał gdzie się połozyć, praktycznie w dowolnej wygodnej dla niego pozycji i aby byl dopływ swieżego powietrza. Berek jest caly czas w kagancu ponieważ zasypia tak nieprzytomnie, że potrafi potrącony, czy wybudzony hałasem zerwać sie zaskoczony i nie ręczę wtedy za jego ogarnięcie, bo zaskoczony lub przestraszony pies to inna para kaloszy. Ostatno też po korytarzu na ktorym siedzialam z berkiem spacerowal york – luzem… Berek spał i go nie widział, a york bezczelnie podchodzil wąchać mu tyłek. Wiedzialam ze moj pies bedzie zaskoczonygdy sie ocknie i zobaczy kolo siebie innego psa. Zdejmuje mu kaganiec gdy jade sama w przedziale co zdarza sie w pociągach o świecie 🙂 Jak do tej pory jechalismy tylko TLK i intercity i nie bylo zadnych uwag. A nawet jesli tak totalnie to olewam w PKP ze to szok. Moj pies zachowuje sie bez zarzutu w pociagu wiec spadać! :P. Generalnie musze po prostu znaleźc mu bezpieczny kąt gdzie bedzie mógł sobie zasnąć 🙂 Z tym jednak bywa problem, bo tłok jest czasem okropny i tego boje się zawsze najbardziej 🙁

  17. Ja się przyznam, że rownież zaniedbałam podróżowanie pociągami :/ W tym roku Abi bedzie zmierzać sie z tym pierwszy raz. Najpierw na krótkich trasach, a potem w zależności jak pójdzie nad morze właśnie Pendolino 🙂 Mam nadzieje, że obejdzie sie bez szaleństw i histerii czego najbardziej się obawiam; )

  18. My w sumie wyjścia nie mamy i jak już gdzieś dalsza podróż to właśnie pociągiem. Dla mnie jest to dość niewygodne- duży pies i duży plecak a miejsca mało. Do przedziału weszliśmy tylko raz- byliśmy w dwa psy, więc nikt już nie wchodził do przedziału, wszyscy się bali i sami znaleźli inne miejsce. A poza tym- najlepsza jest podróż w bagażowym, jak nie ma pozostaje cudowne miejsce przy wc :P. Lepiej jest kiedy nie ma przedziałów, to chociaż można usiąść :). Podróżowanie z małym psem na pewno jest o wiele bardziej bezproblemowe..

  19. Nie wiem jak to się stało, że w końcu nie przeczytałam tego wpisu, ale nadrobiłam i lubię to! A Bal zadowolony z siebie idiota powinien trafić na jakiś plakat albo specjalna sesję! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *