Spójrzmy prawdzie w oczy – czasem spacer bywa nudny. Staram się w miarę możliwości zmieniać trasy, brać psy w nieznane im miejsca…a w międzyczasie przekonywać, że ze mną się nie da nudzić, że warto zwracać uwagę, bo oferuję coś więcej niż tylko parówki w saszetce 🙂 Nie zawsze jednak mam wenę (i siły, szczególnie jak wracam wypluta z pracy), staram się jednak wykazać inwencją twórczą na każdym ze spacerów, choć na chwilkę. Jesteście ciekawi co należy do naszego arsenału? Zapraszam!
1. Porzucone dziecko w lesie.
Pozostawiam psy na siad – czekaj, odchodzę ( wersja hard – odbiegam/podskakuję) na pewną odległość. Następnie przywołuję (zaawansowana opcja – po imieniu zwalniam danego psa – u nas na razie to jest bardzo trudne :)).
2. Porzucone dziecko w lesie i trujące cukierki.
Najczęściej tak ćwiczymy na osobnych spacerach. Usadzam delikwenta, odchodzę, w pewnej odległości wyrzucam zabawkę i idę dalej (czyli między psem a mną jest również zabawka). Następnie przywołuję psa (Bal na dostawienie się do nogi, Ru ma wersję podstawówka, czyli przybiegnij do mnie olewając zabawkę :)).
3. Podrażnij lwa.
Czyli, krótko mówiąc, szarpiemy się zabawką, biba na całego, następnie sadzam psy, każę czekać i wyrzucam zabawkę. Imiennie zwalniam szczęśliwca, który może zaaportować, drugiego skarmiam obficie. Następna runda, zmiana (albo nie, bo i taka wredna bywam! :)).
4. Zagubiona owca.
Idą sobie psy przede mną, nie patrząc co robię? Usiłują same wybrać trasę, znikają w trawach? Chytrze to wykorzystuję, czyli zwiewam! 🙂 Albo chowam się w trawie. Kucam, nie ma mnie, nie wydaje dźwięku. Słyszę tylko tętent łapek, bo “kruca znów się stara zgubiła i nie będzie miał kto żryć dać” 🙂 I widzę jak sadzą susy przeczesując teren, gdzie ja znowu wlazłam 🙂
5. Dziurawe ręce.
Ano, czasem coś na spacerze mi “wypada” z rąk, już taką sierotką jestem bożą no 😛 Przywołuję psy, wydaję pełną magii komendę i w kilka sekund mam dostarczoną piłę/rękawiczkę/szarpak do rąk. Nie mogę obiecać, że sytuacja za chwilę się nie powtórzy! 🙂
6. ” Gonić króliczka…”
Psy rozpędzone na maksa biegną galopem by przepędzić stado gołębi posilające się na ściernisku. Przez świst wiatru i tętent łapek nagle rozbrzmiewa mój, dość donośny, głos. Wzywani, z pewną opieszałością (to Ru), zawracają i tym samym tempem pędzą w moją stronę*, tańce, radość, szampan leje się strumieniami, konfetti z parówek. Po gołębiach i tak zostały tylko pióra*, zwiewały aż się kurzyło, psy zdyszane siedzą, dumne z siebie.
*tempo jest oczywista odpowiednio premiowane!
**w swojej podłej, maluczkiej, wstrętnej osobie staram się wyłapać moment, gdy psy naprawdę są rozpędzone i są stosunkowo niedaleko ptaków 😛
7.Bądź blisko.
Pomysł narodził się w pewnym momencie. Przy wyjściu z pól jest ogrodzenie, za którym jest przypłotowy ujadacz (na zdjęciu tytułowym notki to to czarne). Między wyjściem z pól a płotem psa, jest szutrówka, po której zasuwają auta – nie zawsze je widać zza plonów. Ryzyko pozwolenia psom śmigać na luzie jest podwójne – a) mogą wpaść pod koła auta śmigającego szutrówką, b) cały czas tłukę do głowy, że należy być ponad ujadaczy. Dlatego gdzieś tam ze sto metrów przed “krzyżówką” psy już samoistnie zaczynają iść przy mnie, na luźnym kontakcie (komenda “blisko”, ze względu na to, że ma dwójkę na raz, nie wymagam przyklejenia do nogi, oraz stuprocentowego kontaktu, mają się trzymać po prostu bardzo blisko mnie).
8. Tylko spokój może cię uratować.
Koty. Kotów przy polach jest jak mrówków. Nie wiem, co jest w tym zwierzęciu takiego, że mojego zwierza wznosi na orbitę – nie działają tak myszki, sarny czy ptaszki, ale koty mają jakiś magiczny wabik w sobie (co nie znaczy, że reszty by też chętnie nie pogonili). Staram się cały czas wyciszać i uspakajać psy w obecności sierściuchów. Jak kot leży, to dobrze – mijamy go spokojnie( wymagam bardzo luźnej smyczy). Jak kot zwiewa, przywołuję, jeśli nie mam kontaktu zbazą – holuję delikwenta i nie pozwalam na lekceważenie mnie. Wersja ekstremum – samokontrola bardzo blisko mruczka. Różnie bywa, jestem dobrej myśli (w przeciwieństwie do pewnej pani, ale o tym mieliście szansę przeczytać na naszym FP, wylałam tam żółć, było, minęło 🙂 Podobnie działamy mijając przypłotowych ujadaczy – choć tu po minięciu szczególnie pieklącego się delikwenta najczęściej daje szarpak/smycz, żeby mogli sobie trochę spuścić z emocji.
To są nasze spacerowe ćwiczenia. W pewnym momencie jednak pomysły się kończą – macie jakieś swoje schematy, zabawy spacerowe z psami? Chętnie przeczytam jak to u Was wygląda 🙂
Jak jest czas, chęci i możliwości to z Tytusem idziemy na pole z wabikiem, zabawa przednia, taka typowo charcia 😀 czesto spotykamy jakichś psich kolegów i wtedy to dopiero jest party! Fajnie tak urozmaicić spacery, tylko ze nam w pobliżu kończą sie nowe trasy 😀
Ps. Zmieniliśmy domenę na thindogs.wordpress.com, zapraszam teraz tam, dziękuje z góry! 🙂
A, no tak wabik to inna bajka jest 🙂 nie dla nas, bo ja staram się cały czas wyciszać wszelaką pogoń 🙂
Ja stosuję jeszcze wyścigi, czyli sadzam psa obok siebie i na 3, 2, 1 start ścigamy się kto pierwszy, czasami jest to lepsza nagroda niż pyszniaste jedzonko :D. Albo jeśli są w miarę świeże ślady na trasie każę psu szukać, również fajny sposób na wymęczenie delikwenta :).
Oj ja się “nawyścigowałam” z Ru, żeby ją nauczyć aportu, to były czasy 😛
Przed Gi bardzo trudno się schować, ona zawsze jakoś wyhaczy, że się zatrzymałam i za nią nie idę, ale jak już mi się uda, to biega w panice, w poszukiwaniu pańci :P. A Tosiek cóż… wyjebongo, można się chować, a jej to zwisa, drogę do domu zna ;).
Takie “tortury” z zabawkami też robię, u nas to bardziej męczące niż trening czy nauka nowych sztuczek haha. Szczekacze za płotem traktujemy podobnie, kiedyś dla Gi to było mega wyzwanie, teraz jest już coraz ładniej :).
Dziurawe ręce – to mi się podoba, będę musiała spróbować :D. Jak dotąd robiłam tylko tak, że specjalnie gdzieś chowałam zabawkę, a piesa jej szukała :).
Ja z kolei też mam podobny problem, ale z robieniem zdjęć – ciężko mi zrobić jakiekolwiek zdjęcie teleobiektywem, gdyż te cholerne futrzaki trzymają się mnie zbyt blisko, a jak tylko przystaję, to wracają na taką odległość, że nie łapie 😀
U nas bardzo podobnie na spacerach z luźnym bieganiem, gorzej urozmaicić psu czas na smyczy, wtedy praktycznie nic ciekawego nie robimy.
Na smyczy jest ciężej, szczerze powiedziawszy to ja nienawidzę mieć psa na sznurku i mega mnie to irytuje 🙂 W lasach i parkach narodowych mam pas do canicrossu i do tego przyczepiam psy, żeby ręce mieć chociaż wolne 😛
Świetne sposoby na urozmaicenie spacerów, na pewno wykorzystam kilka z nich! 😀
Polecamy się!
Fajny pomysł na wpis. Nie mam psa, ale czasem wyprowadzam psa koleżanki, kiedy ona wyjeżdża, to się pobawimy. 🙂
Fajnie buduje więź, czegoś tam uczy, no i spacer nie jest nudny 🙂
O, numer jeden regularnie robimy, tyle że bez świadomego udziału psa – jak przestaje pamiętać, że ma się pilnować, to mu się chowamy i wołamy. Panika gwarantowana i pamięć mu jakoś wraca.
Taka magiczna sztuczka, coś jak “uruchom ponownie” w komputerze, co nie? 😛
U nas też jest praktykowane spokojne mijanie ujadaczy i przywoływanie podczas gonitwy ptaków 🙂 Czasami rewirujemy albo tropimy. No i cały czas uczymy się chodzenia na luźnej smyczy, co w przypadku nowych pól i łąk nie zawsze jest łatwe 🙂
My też cały czas walczymy ze spokojnym chodzeniem na smyczy (bo we dwójkę to duże wyzwanie!), ale jest coraz lepiej!
Wow, te zabawy uświadomiły mi, jak wiele jeszcze przede mną i Milo w kwestii samokontroli. Ale pomysły masz świetne. Mam nadzieję, że kiedyś i my dobijemy do takiego etapu “ogarnięcia” psiego ADHD.
My też wciąż działamy 🙂 Ćwiczymy, ćwiczymy samokontrole i emocje, bo to wysoce emocjonalna rasa 🙂
Przywoływanie lub łapanie smyczy w ostatnim momencie to porządek dnia powszedniego. Aczkolwiek pomysły ciekawe. My na spacerach stosujemy szukanie gonitwy no i najzwyklejsze aporty. Dziurawe ręce, znamy to. Niestety Pyziowy pysk już nie jest tak dziurawy i aby odebrać zgubę czasem trzeba się sporo namęczyć. Szczególnie biedny wróbelek niczego winien (niech spoczywa w pokoju).
Pozdrawiamy
http://niszczycielsko.blogspot.com
Oj to współczuję, nie chciałabym widzieć takiej akcji :/
Ja rozrzucam różne pyszności w trawie po ładnej sekwencji kilku prostyk komend (obrociki, “siupy” między nogami i takie tam), łącząc zabawę węchową z pracą nad popędem łupu 🙂 Czasami też któryś z psów zostaje wyróżniony i dostaje wyjątkowe zadanie- musi na przykład podczas spaceru trzymać w pysku moją torbę/zabawkę/smycz “na sucho”/ innego psa na smyczy. Po przećwiczeniu tego psy bardzo poważnie podchodzą do swojek tajnej misji- w moim przypadku na tyle poważnie, że jak któremuś zdarzy się coś upuścić, sam po to wraca. Wygodnie mi na tych spacerach, oj wygodnie 😀
Kiedy mam dużo kudłaczy pod opieką bawimy się w chowanego parami- chowam się ja i połowa psów, a druga połowa musi nas znaleźć (każdy ma mieć pod opieką jednego delikwenta) 🙂 Nie było to łatwe do wpojenia niektórym psom, ale teraz sprawia to nam mega frajdę 😀
Twoje sposoby są super, część muszę wypróbować 😀
Pozdrawiamy, Wiktoria i Moro
Ja z kolei staram się nie przesadzać z rozrzucaniem smakołyków w trawie, bo Ru jest takim strasznym knurem zżerającym wszystko 🙂
Ja też uwielbiam chować się rudej. Najlepiej to za jakimś drzewem , czekam aż się zorientuje, że coś nie tak i ta jej wystraszona mina i nos w akcji 😉 bezcenne.
Co do kotów – nas też “ruszają tylko te poruszające się ;-)”
Ależ ci właściciele bywają wstrętni! 😛
Na wstępie muszę powiedzieć – prześliczna psiaki! :3 😀
Fajne pomysły na zabawy, napewno skorzystamy ;D
Dla mnie najgorsze jest to, że spacer z towarzyszem nie jest możliwy bez przejechania nie wiadomo ile kilometrów nie wiadomo dokąd. W pobliżu mamy tylko takie miejscowe ujadacze lub kundle panoszące się po wsi :/
I z moimi psiakami raczej by nie wypaliło takie znikanie. Z Pikisiem to nawet nie ma mowy a Misiek jeszcze by się cieszył – pańcia poszła to można robić co się chce. Gdy Miśka coś zainterenuje to w mig staje się głuchym psem. A u nas kolejny problem to nie tylko mruczące futra ale też zające, które uciekają Bóg wie dakąd 😛
Fajny post, napewno wpadnę jeszcze nie raz ;D Pozdrawiamy i zapraszamy do nas! 🙂
~Załoga M&P
Dziękuję 🙂 Cieszę się, że Wam się spodobało 🙂 Zapraszamy częściej! 🙂 Ja się zawzięłam, i to odpracuję, choćby niewiemco!
Zabawa w chowanego i gonitwy są najfajniejsze. My często razem biegamy lub Mula biega przy rowerze. Jak na spacer idzie też moja siostra, to gramy z Mulą w “głupiego Jasia”, czyli rzucamy piłkę między sobą, a ona próbuje przechwycić – zawsze w końcu jakoś się jej udaje, lub stajemy w pewnej odległości i na zmianę przywołujemy psa. Czasem jedna trzyma psiaka na smyczy a druga chowa się lub odbiega z zabawką, wtedy Mula szuka lub przybiega najszybciej jak potrafi. Mamy nawet hasła- chodu jak robimy w tył zwrot i uciekamy Muli lub krzory jak chowamy się Muszce w krzakach lub polach:P
Ja w głupiego jasia nigdy się nie bawię – nienawidziłam tego jako dziecko i nie chcę budować frustracji u psa – szczególnie, że w pocie i bólu wypracowałam u Ru aport 🙂
Bardzo bardzo bardzo pomocna recepta jak zmęczyć fizycznie i intelektualnie w moim przypadku młodego czekoladowego wariata. Szczególnie chowanie się, żeby wykazał minimalną chęć odnalezienia mnie 🙂 Ale tu widzę profesjonalnie wyszkolone psiaki – są cudne! Przede mną długa, ciężka batalia by osiągnąć wasz poziom..
czyli do dzieła!
Pozdrawiam!
Spokojnie u nas praca z psami cały czas trwa, jeszcze dużo przed nami 🙂
Ja z kotami nawet nie próbuję walczyć… Reakcja Azry jest tak intensywna, że wybijanie jej z głowy nieodpartej chęci gonienia tych zwierząt byłoby bardzo skomplikowane, praco- i czasochłonne, a mi osobiście to zachowanie nie przeszkadza. Nie jestem wielką fanką kotów to po pierwsze 😛 A po drugie mieszkamy w wielkim mieście, gdzie koty z rzadka się pokazują.
PS: Ja najbardziej lubię zabawę nr 4, taka okropna jestem, że lubię patrzeć, jak pies szuka mnie w panice (:P), ale dzięki temu tez pies uczy się trzymać blisko i regularnie kontrolować swoje położenie względem właściciela 😉
niedoskonaly.blogspot.com
Z tego co widzę po komentarzach to faktycznie zabawa numer cztery jest najchętniej “używana” 🙂 Ja z kolei nie zniosę jarania się kotami, więc czeka nas dłuuuuga droga 🙂
Hahaha tak przeczytałam 4. Zagubiona owca i prawie spadłam z krzesła.
Ty się w ten sposób ze swoimi psami bawisz, w moim wypadku to jest jedyny sposób żeby psa przywołać i złapać.
Wypracowałam sobie taką metodę, gdy zauważyłam że jak łażę i drę japę, to pies ma to gdzieś i myśli że wszystko w porządku. Ale jeśli się schowam, panikuje i przybiega z nosem przy ziemi 🙂
W społeczności “północniaków” mówi się że aby takiego psa złapać, trzeba mu uciec.
Hmmm, w sumie, nasze codzienne atrakcje też można zaliczyć pod zabawę z psem? ;]
Hahahah myślę, że tak! :)) Północniaki to jest inna bajka, trudny, inny świat 🙂
Fantastyczna lista zabaw! “Porzucone dziecko w lesie i zatrute cukierki” skradła moje serce <3
Bawimy się podobnie, a poza tym uwielbiamy tory przeszkód: przeskakiwanie przez ławki i konary drzew, przechodzenie dołem, wskakiwanie na wielkie kamienie, slalom przy nodze między słupkami, przeskakiwanie przez doły, chodzenie po ściętych drzewach.
O super pomysły! U nas niestety z takimi labiryntami krucho – tylko bezkresne pola 🙁
Haha te nazwy mnie rozwaliły 😀 My jeszcze ścigamy się do zabawki albo wykorzystujemy kłody i kamienie do wchodzenia na nie 🙂
PS: Też irytuje mnie pies na smyczy i od razu wszystko i wszyscy zaczynają mnie denerwować. Jednak preferujemy luźne spaceru ze smyczą schowaną w nerce 😀
W takim razie piątka siostro! 🙂 Myślę, że to luksus mieszkania w domku blisko dzikości tak nas rozbestwił 🙂