Przed wyjazdem miałam drobne załamanie okołobarfne. Próbowałam przeliczać, kombinować i wyszło mi, że wcale nie jest tak, że to, co podaje naszym psom wychodzi jakoś super tanio. Podzieliłam się swoimi wątpliwościami na forum, ludzie lekko mnie postawili do pionu, jednak przez chwilę szala przeważała w stronę powrotu do karmy. Wystarczyło wyjechać na urlop i przez dwa dni podawać dobre, puszki (ale nie super hiper górna półka, tylko średnia – Lukullus). Po dwóch dniach latania i sprzątania wielkich, częstych kup, oraz znoszenia wiecznego psiego głoda, szybciuteńko skierowałam auto w stronę najbliższej Biedronki i zapchałam mikro zamrażalnik mięchem. No nie da się, rozpuściłam się, BARF królem i królową, niepodzielnie. Jak wyglądał więc nasz Barf na urlopie?
Na początek, jeszcze przed wyjazdem zaopatrzyłam się we wszelkiej maści puchy (Animonda i Lukullus), paczkę Pokusy, a na sytuacje awaryjne płatki ryżowo-jaglane i 4 zboża. Pierwszego dnia zapodałam psom puchę, a następnego poranka biegałam po naszym małym ogródku i zbierałam to, co psy w podzięce zostawiły (a było tego dość dużo). W te pędy schowałam swoje przemyślenia w kieszeń i przeprosiłam się na dobre z surowizną ( i z najbliższą Biedronką). Zakupiłam stosowną ilość mielonego, kilka kurzych udek, jeden korpus i wszystko wpakowałam do naszej niewielkiej zamrażarki. Od tego czasu i psy i ja byliśmy szczęśliwi 🙂
Schody pojawiły się już po trzecim dniu od powrotu na łono surowizny. Okazało się, że zwierzaki wstają o 9 rano, a kładą się około 21, bez żadnej drzemki (nasz urlop obfitował w spacery, intensywny socjal oraz szkółkę pływania i codzienne treningi).
Ich wzmożona aktywność bardzo szybko przełożyła się na takąż samą żarłoczność, co więcej Balowi szybko zapadły się boczki, a na żebrach z powodzeniem można było uprać skarpetki (nie sądziłam, że tak szybko potrafi stracić masę!). Musiałam zatem wzbogacić psią dietę w węglowodany (na czas tygodnia wakacji w ramach posiłku warzywno – owocowego dostawali borówki, banany, nektarynki, pomidory i jabłka – czyli takie produkty, które stosunkowo łatwo było rozdrobnić na papkę bez tarki). Ta ilość jednak nie była wystarczająca wobec napiętego programu dnia, i tu z pomocą przyszła znów mi Pokusa 🙂
Bardzo szybko zapełniłam głodne psie brzuszki smakowitą papką, a Widmo Głodu oddaliło się truchcikiem. Co prawda (wiedzą to wszyscy właściciele aussie) ta rasa jest zawsze gotowa na małe co nieco, jednak nie chwaląc się nabrałam wprawy w rozróżnianiu, czy pies przymiera głodem, czy po prostu sępi, bo to leży w jego naturze.
Podczas tych wakacji mieszkaliśmy w domku z małą lodówka i niewielkim zamrażalnikiem, na uboczu cywilizacji (większe miasteczko w pobliżu), 10 minut jazdy samochodem, więc warunki nam dość sprzyjały – na tą chwilę nie bardzo wiem jak poradzilibyśmy sobie pod namiotem. Gorąco polecam zaopatrzyć się mimo wszystko w dobre mięsne puchy (na tak zwany wszelki wypadek, u nas i tak schodziły równolegle z mięsem), oraz awaryjny wypełniacz (płatki Pokusy). Nie brałam również baterii suplementów, zdecydowałam się tylko na saszetki Pokusy. Psy wróciły zadowolone, wybawione, czyste do granic możliwości, a nam udało się uniknąć sensacji żołądkowych i problemów z tym związanych. Nie taki BARF straszny! 🙂
Wyjazdy, przeprowadzki i tego typu rzeczy to właśnie to, co zniechęca mnie do BARF-a. Nigdy nie wiadomo, na jakie warunki się trafi i czy akurat pieski nie będą musiały przejść na niegodne ich podniebienia suche żarcie (swoją drogą, jestem zachwycona karmą Black Angus Markus-Muhle, bo z tego co piszesz wnioskuję, że Tytania oddaje po niej naturze prezenty właśnie w BARF-nym stylu). Marzy mi się, że kiedyś przerzucę pieseczki na surowiznę, ale do tego potrzebuję chyba (obok dwóch dorosłych psów) swojego mieszkania z giga zamrażarką. I łaski ze strony Tytanii, oczywiście, bo Gambit zeżre wszystko i jeszcze trochę. Swoją drogą, czym różni Bal (albo Ru) głodny od Bala mędzącego o żarcie bez powodu?
Bal mędzący o żarcie trafia się mniej więcej od godziny ósmej rano, do późnych godzin popołudniowych. Charakterystyczny wtedy jest głupi uśmieszek, wyraz pyska naiwnego idioty oraz okrągłe, maślano patrzące oczy. Bal głodny jest smutnym Balem, występuje najczęściej wieczorami. Podrywa się co chwilę z drzemki i zagląda mi głęboko w oczy, względnie kursuje na trasie kuchnia-legowisko, gdzie najczęściej dostaje gnaty do ogryzania. Robi się wtedy dość nerwowy, nie potrafi sobie znaleźć miejsca 🙂
“Najsmutniejszy smutek..” aawwww… znam to spojrzenie 😉
Klasyk gatunku, nieprawdaż? 🙂
BARF na wyjeździe to coś, czego się obawiam. A to wyjazd do jednych rodziców, a to do drugich, a to wyjazd na zawody z noclegiem i wreszcie na wakacje – na kemping. Nie ma się co oszukiwać, trzeba będzie zakupić puchy na wszelki i ewentualnie garśc karmy, bo zbankrutować by można było na puszkach. Myślę, że jak pies prze tydzień czy dwa wcinałby (ze smakiem z resztą) nie tylko samego barfa, to wcale taki dramat się nie stanie 🙂
Myślę, że to też zależy od psa. Niektóre rozesrają się, jak się na nie krzywo popatrzy, ja jeszcze (tfu tfu!) nie widziałam biegunki u moich ozików. Jestem zdania, że nie należy się dać zwariować, ot co 🙂
Nie wiem jak w Polsce, ale w Niemczech można kupić gotowe mieszanki BARF w puszkach. Szczerze powiem, że nie jestem specjalistką, najpierw musimy wykryć przyczynę alergii aby zmienić dietę, ale z tego co widziałam takie puchy mogą być fajnym rozwiązaniem właśnie na wyjazdy.
Nie ma w Polsce takich cudów, szkoda 🙁
O raju, jak ja dawno tu nie zaglądałam! Jaka piękna grafika bloga!
No i jaki smuteczek, zdecydowanie świat jest niesprawiedliwy, gdy jedni jedzą a inni muszą czekać 😀
Wiadomo, sama to odczuwam, kiedy inni w restauracji jedzą, a ja wciąż czekam 🙂 Dziękuję bardzo!
Ja już od dłuższego czasu przymierzam się do BARF’a, jednak na razie przeszkodą są rodzice (czasami coś zostaje z obiadu, a “pies wiecznie chodzi głodny”), a Alex ma straszne rewolucje żołądkowe po każdej zmianie karmy, więc na wyjazdach byłoby bardzo ciężko… 😛
A mina Ruby powala <3
Zapraszamy też do nas, zaistnieliśmy pod nowym adresem – http://zlakobietaipies.blogspot.com/ 😉
Aj no to faktycznie musi być trudne, rozumiem, że z rodzicami czasem się nie wygra 🙂
Niby wszyscy tak zachwalają BARF, ale to nie dla nas. Po pierwsze trzeba za dużo myśleć – tyle gram tego, tyle tego… Po drugie, Pimpek wywleka wszystkie smaczniejsze kąski z miski i zjada je najczęściej w łazience, na dywaniku. A nie bardzo uśmiecha mi się ciągle go prać.
W dodatku kiedy wyjeżdżamy na wieś nie ma opcji, żeby moi dziadkowie chcieli się bawić w BARF! Dać parówkę? Jasne. Ale liczyć, ważyć…
Trochę roboty jest na początku, a potem wchodzi się w schematy 🙂 Ja na oko daję (w efekcie Ru muszę trochę odchudzić, mimo, że oboje są kastrowani, to ona trochę przytyła na identycznej dawce pokarmowej :P)
Mnie się już mamę prawie udało przekonać do BARF’a, ale największym problemem są wyjazdy. A nie zawsze mama nocuje gdzieś gdzie ma lodówkę do dyspozycji. Przekonywanie, że na czas wyjazdów Psice można karmić z puszki, kończy się zdaniem, że po co psu robić rewolucje żołądkowe jak za miesiąc będzie jeść znowu puszkę. Ale w sumie nam na puszkach dobrze się żyje. 😉
Od puszek odrzuca mnie cena (dobre puchy totalnie się nie opłacają!) no i fakt, że wtedy to się ewidentnie prosi o kamień nazębny i problemy z dziąsłami 🙂
Dzisiaj jadę na spotkanie ze specjalistą od Barfa:0 Być może i Ogi zacznie tę dietę. Odkąd okazało się, że uczulały go pyłki i trawy, a nie mięso czy karma, uznałam, że warto spróbować. Zobaczymy tylko jak kształtują się koszty…
Według moich obserwacji kosztowo fajnie wychodzi ludziom z dużych miast – wtedy różne kąski są w hurtowych cenach 🙂
nie mogę się zapatrzeć na te Twoje psy 😉 pierwsze zdjęcie jak z okładki Vogue Dog Edition ;))))
A dziękuję:)
Ja też początkowo na urlop miałam zabrać puszki – już, już je kupowaliśmy, ale przeliczyliśmy kasę jeszcze raz i wyszło nam, że taniej i bezpieczniej będzie po prostu zabrać mięso z lidla i upchać je w małej lodóweczce na miejscu. Także ciąg myślowy bardzo zbliżony do Waszego 😀
A gdzie to takie ładne domki?
Łagówek pod Łagowem Lubuskim 🙂 Polecam, mało ludzi, woda cudowna, odludzie, cud mniód!