Przed Wami bardzo osobisty tekst. Nie wydaje mi się specjalnie przydatny, ale może okaże się, że i któremuś z Was jest on potrzebny?
Moi drodzy, rzecz będzie o żalu. O rozczarowaniu. I trochę o smutku.
Już nie czuję więzi, tylko kilka razy wiązaną linkę do prania rozciągniętą między nami. Nie mam siły cerować po raz setny starych gaci.
Przychodzi taki moment, że nie mam już siły dłużej ciągnąć. Że rzygać mi się chce regresem, że pozytywne nastawienie zostało gdzieś hen, za mną. Żaden to sekret, tylko popularna prawda. Nie mam już siły udawać, że wyjdziemy z tego cało, dość mam cieszenia się małymi kroczkami i kładzenia się na ziemi, żeby dorównać do poziomu, żeby dojrzeć choć minimalną poprawę.
Nie chce mi się pracować z problemowym psem, najchętniej wręczyłabym go razem ze smyczą bogu ducha winnemu przechodniowi.
Mam swoje prywatne problemy, stresującą pracę, a ten pies to nie piknik w parku. To rola na ugorze wizji, kop w dupę od rzeczywistości. Czuje się wewnętrznie spocona, spięta, zmęczona ciągłym włażeniem pod tą górkę. Przelewa mi się. Za dużo to i świnia nie zje. Nie potrafię już znaleźć sił, żeby pracować nad swoją postawą, nie widzę nadziei na poprawę, mam już dość frustrującej pracy bez efektów. Co dalej jest? Chyba trzeba w końcu kiedyś powiedzieć stop?
Można czytać coachingowe teksty, starać się być różową czirliderką w pianie z waty cukrowej, ale w imię czego. Po co się spierać, spinać, wstydzić do bólu brzucha i próbować odkopywać w sobie coraz to nowsze pokłady zen.
Otwarcie mówię:mam już dość, nie mam już siły, nic do mnie nie dociera, zaparłam się.
Może wyjdziemy z tego silniejsi, może po prostu ona wygra, a ja przestanę walczyć.
Nie wiem tylko, czy to będzie szczęście, czy pójście na łatwiznę.
A jeszcze wczoraj rozmawiałam na Twój temat. Jak rewelacyjnie sobie radzisz z Ru, jak świetne masz podejście i że ten szatan nie mógł lepiej trafić. Takie załamanie musiało wcześniej, czy później przyjść. I fajnie, że o tym też piszesz. A raczej krzyczysz. Głośno. Bo każdemu się w końcu może ulać. Ale wierzę, że i z tym sobie świetnie poradzicie. Teraz pewnie nawet nie chcesz o tym słyszeć, ale ocieplenie na pewno przyjdzie. Tyle pracy, tyle sił, tyle nerwów i cierpliwości. To nie może pójść na marne. Nołłej.
Jasne, że jestem tylko człowiekiem i że u mnie też nie zawsze jest cudownie. Uważam, że o takich rzeczach też powinno się pisać wyraźnie. Właśnie tak!
(dziękuję:*)
Zaakceptuj. To pomaga 🙂
Jak udałą Ci się ta magiczna sztuczka? Kiedyś przeczytałam na jakiś blogu Twój komentarz na ten tema i staram się zaakceptować, staram się tak bardzo, że kiedy myślę “udało się” okazuje się, że wcale nie 😐
No właśnie o to chodzi, że nie musi się udawać. Uda się jak zaakceptujesz.
Ja wreszcie zrozumiałam, że mam w pakiecie emocje, brzydkie zabawy, nadaktywność. Pokochałam. Emocje hamujemy, ale dajemy się wyszaleń. Brzydkie zabawy ukrócamy, ale dajemy szanse i zdajemy sobie sprawę, że tak jest. Nadaktywność i tracenie głowy naprawiam moim spokojem.
Teraz mam luz, żyję z psem, który ma wady, często mi przeszkadzają, ale taki jest i moje chęci naprawy i frustracje tylko pogarszały sprawę. Nuśka nie musi być borderem w 100% słuchającym moich poleceń i robiącym na 100% każde ćwiczenie. Wcale się tego nie wstydzę, bo taka jest.
Kurczę każdą z tych kwestii jestem w stanie przyjąć na zimno, tolerować, pokazywać drogę i pomóc. Ale czuję wewnętrzny bunt, żeby zaakceptować jej agresję. Muszę się jeszcze nauczyć pracować nad sobą, niestety.
Wiesz wiele wad jestem w stanie zaakceptować, ale ta najgorsza, której nie jestem w stanie przejść, jest zarazem tą najtrudniejszą – jest po prostu agresywna, i jeśli nie czuwam w jej relacjach z psami to po pierwszym warknięciu od razu leci się napierdalać.
Mam podobnie. Taki pies w znacznym stopniu wyłącza z normalnego życia. Agresja to naprawdę ciężki problem, którego nie mozna tak po prostu zaakceptować. Ale czasem mam już dość, brak siły, dostaję szału i załamuję się, widząc, jak to ogranicza.
Dobrze, że o tym piszesz, a nie przemilczasz tego. Mam z moim psem podobny problem i gdy czytam, że ktoś ma podobnie i nie wstydzi się stwierdzić tego faktu – z którym raczej trudno się pogodzić, nie przemilcza tego, jak i swoich porażek, w chwilach załamki wierzę, że coś może z tego jeszcze wyjdzie.
Właśnie przez chwilę przestałam wierzyć. Teraz powoli, powoli wychodzę na prostą. Dzięki tym wszystkim wspaniałym głosom.
Hej, może nie będzie tak źle, może trzeba tylko doczekać do wiosny – a ona już tuż – tuż
A może 🙂
Kochana, na to jest jedna rada, a uwierz mi, doskonale wiem, co przeżywasz ;). Zaparzasz sobie herbatę, mówisz psom “Nie ma spaceru, jest podwórko, gdzie sikacie, kupkacie i generalnie unikacie mojego wzroku” i…… zapominasz, że masz psa. Resetujesz się całkowicie. Karmienie – miska, spacery – brak (ewentualnie ładujesz psy do samochodu, wywozisz na łąkę, rzucasz każdemu piłeczkę, wkładasz do samochodu, wracasz do domu). I tak przez tydzień, jeśli potrzeba, to dłużej. Nie czytasz o psach, nie oglądasz filmików, przenosisz się do innej części Twojego życia. Skąd będziesz wiedziała, że już czas wrócić do pracy, którą kochasz i w której osiągasz ogromne sukcesy (tylko dziś ich nie widzisz)? Nagle wpadniesz na jakiś pomysł, żeby czegoś z psem spróbować. Wiesz, ten z cyklu “A może zamiast tak, spróbować by tak? Bez parcia. Tak, tylko sprawdzę.”
Głowa do góry Małgorzato (kocham to imię)! Od wszystkiego trzeba odpocząć. A i psom takie ochłodzenie stosunków bardzo dobrze robi. O dziwo.
Podpisano
Matka cudownego rottweilera, prezentującego trzeci rok wciąż ten sam problem (sinusoida tęczy i oceanu rozpaczy)
Dokładnie tak robię. Co więcej, zauważyłam, że “wstawienie Ru do lodówki” ma fenomenalny wpływ na jej działanie mózgu. Wystarczy ją dobrze zjebać, trochę sponiewierać i traktować “jak psa”, i jest wyraźnie grzeczna. Smuteczek.
Dobrze to znam. Sherry bardzo przypomina pod tym względem Ruby. Też nachodzą mnie myśli “a oddam Cię w cholerę, będziesz sobie tylko jeść”, ale zazwyczaj jak zaczyna być tak źle jak piszesz to w pewnym momencie następuje przełom zanim zdążę spełnić swoje groźby. Trzymam kciuki, żeby i u Was tak było:)
Dzięki!
Eee, zluzuj poślady po prostu. Odpuść sobie na chwilę, żadna to tragedia i żaden wstyd. Nikt nie jest w stanie działaś 24/7/356 na 100%. Chłopa zaangażuj, niech zacznie biegać jak mój z piesełami- korzyść dla wszystkich 3 stron 😉
Odpuść po prostu.
A jak chcesz się oderwać to zapraszamy do Śledziowa 😀
Masz rację! Z wielu prac jestem w stanie zrezygnować, odpuścić na jakiś polach, ale wiesz, nie potrafię tolerować jej agresji względem psów. Jej uwielbienia do bójek. No nie mogę.
Walczyć trzeba… Zawsze 🙂
Ja Wam gorąco kibicuje dziewczyny.
Dzięki! <3
Może ja akurat nie powinnam się wypowiadać, bo jakiś czas temu doszłam do wniosku, że cudów u nas nie będzie. Ciągłe próby, budowanie wszystkiego od nowa, łatanie tam gdzie właśnie zrobiła się dziura frustruje mnie i jego. wszystko co robimy, robimy ‘for fun’ bez wyznaczania sobie celów. I na pewno to źle, niewychowawczo. Z drugiej strony w zamian mam radość, spokój i niezamierzony powolny progres który cieszy jeszcze bardziej. Ewentualne (oczywiste i ciągłe) regresy nie bolą.
Z Ru osiągnęłaś bardzo dużo, ale może czas zadbać i pomyśleć o sobie. Chociaż przez tydzień 🙂 Trzymam kciuki za to by po prostu najnormalniej na świecie było dobrze i dało się żyć 🙂
Ach, wiesz, mi nie chodzi o zrobienie trójki w obedience, tylko o zaufanie do niej – żebym była w stanie spuścić ją z oka wśród innych psów. Tylko tyle i aż tyle.
Tak, ten wpis był potrzebny, np. komuś takiemu jak ja i ja Ci za niego DZIĘKUJĘ! mój pies nie ma problemu z przywołaniem, nie rozwala mi chałupy, nie zażera się kupą, jest słodziasty i wszyscy się nim zachwycają. Poza mną. Tzn czasami się zachwycam a czasami myślę “trzeba było wziąć innego” . Czasem zazdroszczę problemów innym, tłumacze piesełce “mogłabyś być nadpobudliwa, przynajmniej było by nad czym pracować, myśleć nad spożytkowaniem energii..” ale tak nie jest. Mój pies jest bułą losu, która doprowadza mnie do nerwicy , bo jak można mieć tak mało motywacji, chęci działania ?! no można – można przeleżeć cały dzień a na spacer wydreptać reagując na słowo “spacerek” maksymalnie podniesieniem ucha 🙂
Ale wiesz co? to uczy cholernej pokory. Może zmienisz się w ascetę, może wyniosą Cię kiedyś za to na ołtarze psiowatości? ale cóż, jak się powiedziało A to trzeba też K i U i R …:) i cieszę się że nie wszyscy którzy mają owaczary i bordery ociekają tęczą i też mają tak jak ja , to bardzo pociesza:)
“ale cóż, jak się powiedziało A to trzeba też K i U i R ” aaaaa kocham Cię za całokształt tego komentarza <3 wygrałaś dziś internet!
Znam, przeżywam, już odpuściłam. Po ponad czterech latach ciągłej walki już się po prostu nie chce wymyślać nowych metod, szukać rozwiązań, głowić się nad problemami. Żyjemy bardziej obok siebie niż ze sobą i szczerze wątpię, aby to się jeszcze miało zmienić. Dlatego tak mało o nim jest na blogu, po prostu tak jak napisałaś – nie ma więzi, to sznurek od prania i to nawet nie wiązany kilka razy.
A najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że początki wspólnego mieszkania to nie będzie brokat i tęcza, tylko nieustanne wkur… i pewnie wylane łzy.
Bardzo podobnie się czuję 🙁
Mamy ten sam problem – agresja nie do zaakceptowania. Ty masz o tyle lepiej, że z tego co widzę Ru mimo wszystko może być puszczana z psami, z Balem się dogaduje. U nas tego nie ma, nie ma opcji wspólnego spaceru z psem innym niż Micza (a o to walczyłam ze dwa lata), akceptowane jest może pięć psów. Przerobiliśmy już tyle różnych metod walki z agresją, że chyba więcej ich już nie znajdę, trener też nie pomógł.
A teksty o tym, że taki pies uczy pokory doprowadzają mnie do szału. Bo ja siebie nie uważam za trenera, behawiorystę, szkoleniowca. Jestem zwykłym właścicielem i chcę wyjść na spacer z psem bez nerwów. Nie przeliczyłam się, biorąc takiego psa i uważając, że rozwiążę wszystkie jego problemy – dostałam go “w pakiecie” i muszę z nim żyć.
Tak jak wyżej zostało napisane. Zaakceptuj.
Mam doświadczenie z trudnymi przypadkami. Mój drugi pies – york Toto. Obraz zniszczenia i rozpaczy i załamanie moich wszelakich marzeń o poprawnym – swoim – psie. Zniszczony przez moich rodziców. I to w wersji hardkorowej. Mieszanina lęków i zaburzeń, zero socjalu. Pięć lat jakichkolwiek prób naprawienia tego co zostało zdruzgotane przez rodziców spełzło na niczym. I odpuściłam długo zanim doszła do naszego teamu Tosia.
I dobrze wiem co rozumiesz przez pojęcie przywiązania bez głębszej więzi z psem. Mam w domu trzy psy i tylko z jednym czuję to “coś” co sprawia ze praca jest przyjemna i jest elementem napędowym do jakichkolwiek działań.
Z drugiej strony Twoja sytuacja jest o tyle komfortowa, że jesteś kowalem własnego losu bez osób trzecich. Daj jej czas, zaklasyfikuj ją jako psa z problemami bo taka jest. Spróbuj za chwilę.
I trzymaj się i nie odpuszczaj, nie skreślaj i nie przyzwalaj na to, żeby problemy Was zdominowały. I pamiętaj, że ona wyczuwa Twój stan lepiej niżby się mogło spodziewać, a psy to inteligentne bestie i lubią to wykorzystywać 😉
Powodzenia!
Są kwestie, które mogę zaakceptować, a których mi zaakceptować jest bardzo trudno – nie jestem w stanie tolerować jej agresji. Nie i już.
Chyba że o to chodzi. Poczytuję Was, ale nie jakoś skrupulatnie i od niedawna w sumie – agresja w stosunku do psów czy ludzi?
Agresje w stosunku do psów przerabiałam bardzo dobitnie. Ja zaakceptowałam, bo za dużo nerwów to kosztowało, za bardzo ryzykowne było, a dla psa zbyt stresujące (agresja na tle lękowym). I wciąż akceptuje tylko naszego najstarszego jamnika, niestety.
Do psów. Agresja względem mnie była słaba i raczej na zasadzie próby sił. No cóż, nie wygrała jej 😛
Może, jak odpuścisz sobie to samo się ułoży? Nie wiem sama.
Ale myślisz , nad tym żeby ją oddać?
Nie, nie oddam jej.
A próbowałaś zadzwonić do dobrego behawiorysty? Może on by coś pomógł przy tym diabełku 🙂
I nie załamuj się, przezyjecie jeszcze wiele pięknych chwil i będziesz się cieszyć, że nie zrezygnowalas 🙂
Powodzenia życzę ?
To nie jest rudy diabełek, to jest ruda Suka, przez duże “s” 🙂 Oczywiście, że tak – u najlepszego z najlepszych – pracujemy z Patrycją Kowalczyk 🙂
U nas kryzys nastąpił po roku mniej więcej stabilnego progresu. Pies wydoroślał, a część sukcesu przypisywałam swojej pracy z psem.
Pod koniec grudnia mieliśmy regres praktycznie do punktu wyjścia.
Zazwyczaj wracałam ze spaceru z płaczem, bo nie byłam w stanie zapewnić bezpieczeństwa w centrum miasta mojemu większemu i silniejszemu ode mnie psu, a nie na każdy spacer mogłam jechać w 100% bezpieczne miejsce. Od tego czasu oboje jesteśmy na dobrej jakości melisie, pies przeszedł na dietę praktycznie wegańską (wniosek z książki “Zachowania agresywne u psów”), co rano suplementuje tryptofan, a wieczorem magnez i wit. z grupy B.
Efekt poprawy jest spektakularny, ale może po prostu mu przeszło tak samo nagle…
Ja w wegańskie diety nie wierzę, a psy mam na BARF czyli zupełnie odwrotny biegun 🙂 Natomiast według mnie lepiej zachowuje się na barf, niż na suszkach.
Może to tylko chwilowa depresja? brak słońca, dni krótkie i zimne. W natłoku pracy i innych obowiązków, po prostu człowiekowi odechciewa się wszystkiego.
Dlatego polecam kocyk, książkę, film, buteleczkę wina, tabliczkę czekolady czy co tam lubisz i po prostu odpuścić na kilka dni… a potem wsiądziesz na ten kołowrotek i dalej będziesz w świecie Ru 🙂
A szkolisz Ru tylko pozytywnie? może tu leży jakiś problem. I dla pocieszenia dodam, że suki są insze do szkolenia niż samce 😉
Nie, kilka rzeczy się po prostu nałożyło się i mnie szlag trafił. A skąd, przy samych pozytywach, toby mnie i wszystkich dookoła już dawno zeżarła. Oczywiście w większości wciąż pozytywnie wzmacnam, ale jak ostro przegina, to ostro dostaje zjebkę Z konsekwencjami.
Nie da się zliczyć ile razy ja marzyłam o normalnym, że tak to ujmę, psie. O psie który będzie ważył więcej niż 7 kg. O psie który będzie chciał i będzie umiał się bawić. O psie który zje karmę a nie będzie próbował się zagłodzić na śmierć. O psie który przyjdzie do mnie gdy go zawołam, a nie pobiegnie, hen za horyzont. O psie którego będą mogła sama wychować i ułożyć.
Tak więc nie masz najgorzej.
Sorki, z całym szacunkiem, ale wolę szlifować przywołanie z psem, niż walczyć z nim o to, żeby nie zabił innego psa. Te kwestie o których mówisz miałam na początku i są z nią przerobione i przepracowane. Także nie, nie masz racji. To są rzeczy nie do porównania jednak.
Fajnie, że napisałaś ten tekst i więcej nawet w komentarzach. Skąd ja to znam…mam shar-pei’ke, dwa lata. Psy same się dogadają – chyba nie z moją suczką. Tak było, później nagle przestało. Może to przez ciążę urojoną, a może jednak przez złe ułożenie? Ona nikomu nic nie zrobiła i mam nadzieję, że tak zostanie. Natomiast ja dwa razy ją wiozłam z ugryzieniem na mordzie, czekałam aż sierść odrośnie na wydartych pazurami innego psa miejscach. Rozumie wszystko, ale często robi po swojemu, szkodząc sobie i narażając się na niefajne sytuacje. W sierpniu było pięknie, w grudniu wszystko się posypało – regres słowem kluczem. Jest luty i poprawa następuje…ale w żółwim tempie, a ja z pretensjami do siebie ciągle… Behawiorysta dał za wygraną, na jednym kursie kazali ją bić – zrezygnowałam, na innym było nieźle – na kolczatce szczególnie. Może za mądry pies dla mnie… Powodzenia z Ruby, dasz radę, trzymam kciuki!!
Ja również trzymam za Ciebie (za Was!) kciuki!
Już inni Ci napisali, napisze i ja – detoks, detoks, detoks. Dasz radę <3
Jasne, że tak! 🙂 Dzięki!
Łączę się z Tobą w bólu i doskonale rozumiem. Kora miała być tym młodym, zdrowym psem do towarzystwa Tanii i wspólnej pracy. Mam sucz z ciężką dysplazją, trudnym do zoperowania zwyrodnieniem kręgosłupa. Poza tym jest agresja lękowa, nie czytanie psów, bronienie zasobów, lękliwość przed dotykiem, zabiegami weterynaryjnymi i kosmetycznymi. Jednocześnie jest więź i patrzy na mnie czasami z takim smutkiem, że serce się kraje. Jednocześnie wielokrotnie płakałam z bezsilności po tysięcznym regresie. I też nie oddam. Wysyłam Ci milion dobrych myśli i siłę do dalszej walki.
I wzajemnie, ślę do Ciebie!
Może to słabe pocieszenie, ale każdy pies jest jakiś i żaden nie jest idealny w każdym wymiarze.
Życie. Karawana jedzie dalej.
Ale szacun za wpis. O tym trzeba pisać. Masz fajną grupę wsparcia. 😉
Właśnie myślę, że dzięki Wam dziś powoli nabieram nowej siły! 🙂
Moje pozytywne nastawienie poszło w… gdzieś pomiędzy przeciągnięciem mnie po błocie a niedoszłym atakiem na Boksera. Vento nie lubi branchcefalicznych psów, które są większe od niego i objawia to wściekły darciem japy. Nie umie się bawić, nie chce łapać Dekli. Kiedy wołam radośnie pędzi w chole… Nie ma opcji, żeby z8stał w miejscu, kiedy odchodzę,o zwróceniu na mnie uwagi na spacerze mogę pomarzyć. W domu nie raczy zwrócić na mnie uwagi, nie przyjdzie żeby go pogłaskać, a na pewno nie do mnie. O jego atencje musZę się doprosić, a mam wrażenie,że on po prostu mnie nie lubi.
I jeszcze sakramentalne, ,pamiętaj o pozytywnym nastawieniu,, Pozytywne nastawienie wymięka i ucieka, gdy widzi mojego psa radośnie popylającego w stronę drogi szybkiego ruchu, podczas, kiedy ja zbieram się po przymusowej kąpieli w błocie. Byłam na treningu. Po nim wpełzłam pod kołdrę i płakałam. Bo inne psy są skupione i wyraźną radość sprawia im wykonywanie poleceń, a Moje psie dziecię totalnie ignoruje pół metra futra, którym to futrem usiłuję to zainteresować. Pamiętaj o pozytywnym nastawieniu!
Hahaha <3 Wiem, że nie powinnam się śmiać, ale wzruszyła mnie twoja gorycz - byłam na takim samym etapie i tylko dzięki Wam z tego wychodzę! 🙂
Jak tak czytam o Ru, to mam wrażenie, że świetnie dogadałaby się z moją – albo po prostu by się pozabijały i byłby spokój ;).
Tayrze napierdalanki z innymi psami wyraźnie sprawiają przyjemność, więc “łapię” o co chodzi. I gdybym usłyszała, że mam to zaakceptować albo zignorować, to bym się wkurwiła. Bo ignorować to ja mogę okazjonalny brak ochoty na współpracę czy chęć pogoni za kotem, a nie chęć gnojenia każdego psa, czyli coś, co okropnie nas ogranicza i zwyczajnie przeszkadza. No i generalnie mogę próbować, tłumaczyć jej, ćwiczyć… a i tak jedyne, co działa, to wydarcie się na nią i wzięcie za szmaty (ale wtedy nie ma już mowy o kontynuacji pracy/treningu, bo jest foch). Żałuję cholernie, bo, pomijając tę jedną rzecz, młoda jest naprawdę moim wymarzonym psem – gdyby tylko potrafiła ignorować inne psy zamiast urządzać sobie na nie polowanie.
Nie łam się! 🙂
Dokładnie tak! Dokładnie tak! Yes yes yes! Wszystkie łapy podpisują się pod Twoim postem!
Smutne to :< może nie mamy aż tak poważnych problemów ale jednak. Wybrałam psa z którym mogę robić coś który będzie chętny i zawsze przy mnie, szukałam przyjaciółki… A mam wredną rudą oziczą sukę 😀 miała być towarzyszką fit życia i motywacji do aktywności a spacery to męka wprawdzie jest jeszcze młoda ale nie na takie zachowania. Najgorzej bylo na początku, konsultowalam z hodowca myślałam dużo czy nie znaleźć jej innego domu, kogoś kto zapanuje nad tym rudym diabłem ale jest ze mną i nie żałuję. Jest ciężko ale ta radośnie kręcąca się dupka, błysk w różnobarwnych oczkach i jej urok osobisty dają jakaś nadzieje ze może być dobrze, chociaż nie jest idealnie i nigdy nie będzie. Pracujemy wciąż i wciąż do znudzenia, nie można jej ufać, nie jest przewidywalna nie wiadomo co do tego rudego łba strzeli.. Jak widać taki już charakter rudych oziczych suk 😀 trzymajcie się :* dacie radę trzymamy za was kciuki razem z rudym diabłem potocznie zwanym Nessie
To są te wady aussie o których rzadko się mówi – niestety. Dlatego ja będę trąbić i ogłaszać, to naprawdę nie jest łatwiejsza wersja bc, to dużo, dużo gorsza pod wieloma względami wersja. A ten pogląd będzie pokutować w społeczeństwie, moda dopiero się zaczęła…
Zdecydowanie :/ tez słyszałam opinie ze border to wiecznie musi pracować a aussie to lajt można go i nakręcić i wyciszyć (tja wyciszyć… Dla nas to abstrakcja szczególnie w domu) Razem z koleżanką mamy psy w tym samym wieku mój rudy diabeł aussie i jej borderka. Łatwiejsza wersja… To tak niedorzeczne… Jak każda rasa ma problemy ale na przykład przy pracy moja oziczka chętnie ćwiczy ale ma duże problemy ze skupieniem szczególnie przy innych psach, przy pracy borderka cud miód pies ewidentnie zakręcony na pracę praca to praca, i może biegać koło niego stado psów, masa ludzi i ma to gdzieś a aussie (przynajmniej mój) traci zainteresowanie przestaje się skupiać albo ucieka. Super “łatwiejsza wersja”. Wkładam mnóstwo pracy w Ness której na oko nie widzi ktoś z zewnątrz i która nie jest doceniana, niestety ludzie myślą że w pakiecie z takim psem dostaną posłusznego towarzysza który odrazu cuda potrafi robić a życie z takim psem to istna bajka . Niestety prawda jest inna…
Co do mody moim zdaniem jest chorobą dla rasy.
Rozumiem doskonale co czujesz, mam identycznie w swoim przypadku… Podobno trzeba cieszyć się z małych kroczków, ale odnoszę wrażenie, że my cofamy się do tyłu. Kryzys miałyśmy pod koniec listopada – naprawdę miałam ochotę to wszystko rzucić i zostawić, ale pomogli mi inni ludzie, bez których bym sobie nie poradziła. Psy to moja pasja, Tosia to moje życie, choć niekoniecznie takie, jakie sobie wymarzyłam. Tracę cierpliwość gdy po raz setny mój pies stresuje się w każdym nowym miejscu, szczeka na każdą osobę, która się ruszy (nawet domowników) i nie potrafi odstresować się na kilka sekund, to odbiera całą pozytywną energię, którą miałam w sobie na początku naszej wspólnej drogi. Ale wierzę, że będzie lepiej, że w końcu uda nam się dojść do celu, jeśli nie teraz, to za kilka tygodni, miesięcy, może i lat, ale warto wierzyć, bo jak to mówią… nadzieja umiera ostatnia. 😉 Życzę Ci, żebyś też trafiła na takich ludzi jak ja, którzy potrafią wspierać, motywować i przede wszystkim, pozwolą wyżalić się i wypłakać. Po deszczu zawsze wychodzi słońce… dacie radę! 🙂
No przecież, że mam! 🙂 Was, tyle ludzi mi tyle dobrych rzeczy napisało – czy tutaj, czy na FB, czy nawet na PW, że nie zliczę. Znów mam siłę 🙂
O rany, jak ja Cię dzisiaj doskonale rozumiem! ;(((((
To w sumie niedobrze 🙁
Ja odnoszę dokładnie takie same wrażenia pracując z moją Ruby.
A może to imię jest jakieś przeklęte? O.o
A OSTRZEGAŁAM! 😛 Ja nazwałam ją na cześć demona z SPN – dlaczego? 😀
Dołączam się do wszystkich “trzymaj się” i “odpocznij chwilę”. Takie wpisy chwytają za serce i poruszają.
Przyszło mi do głowy zapytać, czy próbowałaś może coś takiego z Ru jak klasy komunikacji? Prowadzą je w Talking Dogs, mam dobre zdanie o prowadzących i o samych klasach słyszałam dobre rzeczy. Może warto spróbować?
Pozdrawiam ciepło!
Nie słyszałam, poszukam, dzięki! 🙂
Zobacz na stronie TalkngDogs. 20/21 lutego jest seminarium z Alexą Caprą dotyczące Zabaw i Strategii Radzenia (idę! idę! tralalala). W tym roku w maju będą klasy komunikacji z Mariną Garfagnoli. Niestety miejsc dla osoby z psem już nie ma. Wiem, bo bardzo chciałam z moją panną lękową pójść na taką ustawkę. Na tubie znajdziesz sporo filmów.
No cenowo niestety zaporowo dla mnie. No i też trochę czarymary, do których musiałabym się przekonać 🙂
Agresja w połączeniu z reaktywnością i histerycznością nigdy nie jest prosta do ogarnięcia – to chyba najgorsze możliwe połączenie, świadczące niestety o poważnych problemach z garem. Pies agresywny, ale stabilny jest w miarę przewidywalny, a te nasze bździągwy to skoki od jednego bieguna do drugiego. Ja po ostatniej załamce sięgnęłam po broń ostateczną… wiążąc z nią wielkie nadzieje. Równolegle powoli opracowuję plan działania, licząc na to, że wkrótce się dźwignę i wezmę byka za roki po raz kolejny, bo cóż mi pozostaje.
Trzymaj się, Kochana!
Otóż to. Dlatego tak dobrze mi się czyta Twój blog 🙂 Nasze nerwy będą ze stali na starość 😀
Szczerze współczuję. Od jakiegoś czasu czytuję Twojego bloga i odnoszę wrażenie, że temperamenty i podejście do psów mamy podobne. Dlatego też, po przeczytaniu tego pełnego żalu wpisu, zaczęłam się zastanawiać, co ja bym zrobiła, żeby uporać się z problemem agresji i jednocześnie pomóc ukochanemu psu o ciężkim charakterze. I myślę, że szukałabym pomocy wśród specjalistów – takich z wieloletnim doświadczeniem z psami problemowymi. Do skutku. Mam w głowie nawet jedno godne zaufania nazwisko ze stolicy (pewnie jest ich wiele więcej, ale ja jedynie przypadkiem znam tylko jedną taką osobę) i myślę, że właśnie tam uderzyłabym w pierwszej kolejności.
Nie poddawaj się. Jestem pewna, że są mądre i doświadczone osoby, które wiedzą jak Wam pomóc. To tylko kwestia czasu i pracy nad psem, a może też i nad sobą. Trzymam mocno kciuki za cierpliwość, mocne nerwy i powodzenia!
Myślę, że tu chodzi głównie o moje podejście. Dostałam mega dużo pozytywnych kopów, kilka potrząśnięć, a wszystko z dużą dozą przyjaźni. Wyjdziem z tego! 🙂
Trzymaj się, dasz radę . Psy mobilizują do wykrzesania z siebie sił o których nie mamy pojęcia.
Pozdrowienia dla ozików ?
Dzięki!:)
Dziekuję Ci za ten wpis, bo czasem czytając blogi odnoszę wrażenie że tylko ja mam gorsze momenty i sobie nie radzę, albo chce mi się wyć na spacerach jak Berek szaleje. Autentycznie WYĆ….. Współczuję Ci tego co czujesz teraz w środku siebie i mam nadzieję, ze to uczucie zniknie. Ono przeszkadza żyć. A osobiście uważam, że czasem pies po prostu wygrywa i nawet mnie to nie zaskakuje że tak łatwo mu to przychodzi.
Bardzo się cieszę, że komuś się przydałam, i że jest nas więcej. Publikując ten tekst właśnie taką nadzieję miałam! 🙂
Been there, done that.
Z moją suczą było po adopcji dużo problemików wynikających z ogólnego nieokrzesania i braku wychowania. To były problemiki, bo wszystkie zostały rozwiązane w przeciągu pół roku, a doszlifowane do roku. Został jeden, wielki, tłusty PROBLEM. PROBLEM zatruwający mi życie, samoocenę, zagrażający życiu mojego psa. PROBLEM, który się raz zmniejszał, raz zwiększał, ale zawsze był i generalnie nic nie było w stanie go solidnie ruszyć. Za każdym razem miałam nadzieję, że tym razem się uda, a potem “puff” iluzja pękała. Ile ja się napłakałam, ile razy zdzierałam gardło, ile razy się zastanawiałam dlaczego z całego schroniska(ba! świata!) wybrałam akurat taką najgorszą z najgorszych SUKĘ! Trochę we mnie pękało od dłuższego czasu. Trzy tygodnie temu, równo miesiąc przed trzecią rocznicą adopcji sięgnęłam po coś co w mojej głowie było ostatecznym rozwiązaniem. I chociaż traktowałam to jako porażkę i byłam przeciwna, i targały mną bardzo skrajne uczucia – ty wygląda na to, że w końcu postąpiłam właściwie.
Byłam, i w sumie dalej jestem bardzo za pozytywnymi metodami. Ale musiałam siegnąć po coś, czemu byłam przeciwna, co krytykowałam i czego bardzo się bałam. Czego lekko podskórnie wciąż nie mogę do końca przetrawić. Musiałam opuścić znane mi tereny, wyjść ze strefy komfortu i zawalczyć. I wiesz co? Wcale nie było tak strasznie, a poza tym wreszcie coś działa na tą pojebaną, upartą sukę.
Opuść strefę komfortu, jak bardzo byś nie ufała Patrycji – spróbuj innego szkoleniowca. Nie dlatego, że ona może coś robić nie tak. Dlatego – żeby spróbować innego spojrzenia, kogoś kto nie pamięta twojego psa sprzed pół roku, roku. Kogoś kto popatrzy na nią na nowo. Pomyśl o dobrych szkoleniowcach od IPO. Agresja to ich chleb codzienny. O ile dobrze kojarzę twoje okolice pomyśl o Jacku Lewkowiczu. Tak tylko radzę. Przemyśl, przetraw i zjedz lody oreo(mi pomagają na wszystko).
No i jeszcze jedno – takie wpisy naprawdę pomagają innym ludziom z problemami. Mi się zawsze robi cieplej na sercu kiedy czytam, że nie tylko ja walczę ze swoim psem i że nie wszyscy hasają po tęczy podśpiewując “Love is all you need”.
O to między innymi mi chodziło, cieszę się!
Ej poka mi lody OREŁO nie widziałam! :< A co do wpisu - bardzo Ci dziękuję. Wiesz, trafiła w gorszy mój okres, musiałam dojść do siebie z zupełnie innego powodu i wyrzygałam swoje, tak się złożyło i nałożyło. My też nie działamy samymi pozytywami, bo po prostu na nią nie działają. Pomyślę, ale jakby Patka jest osobą, która swoje w życiu przerobiła z owczarkiem reaktywnym wobec innych psów, zna problem od podszewki. Znam IPOwców, i ich metody nie do końca do mnie trafiają (a przyznam, że nie jestem zakręcona pozytywnie, to Ru mnie nawróciła na nieco ciemniejszą ścieżkę, także wiem o czym mówisz:)). Na zimno jakiś tam postęp w pracy mamy, w zeszłym roku żarła się z bokserami co chwilę 😛 Do przemyślenia, dzięki!
Do mnie też metody IPO-wców i w ogóle ich widzenie świata nie do końca przemawiają, ale z bliska nie są tacy straszni jak się już do nich pójdzie. Byłam po pomoc u doświadczonego szkoleniowca od obrony oraz obedience (Pavel Markusek) i chociaż ufam mojej trenerce w 100% potrzebowałam kogoś z większym doświadczeniem z “hardkorami” i być może… świeżego spojrzenia?
Lody Oreo – ostrzegam, uzależniają:
http://i1.kwejk.pl/k/obrazki/bcaad7e045d928c307b49ce19446617a.jpg
IMHO to może być naprawdę ciekawy pomysł. A jeżeli faktycznie masz blisko do Lewkowicza, to warto spróbować – byliśmy u niego na seminarium i ma naprawdę fajne podejście do psów, nazwijmy to, problemowych.
Na moją regularne sesje z Markuskiem, z którymi niestety mamy problem zimą, działają niesamowicie – jest duuużo spokojniejsza i opanowana. Pewnie dlatego, że u niego na placu może się spokojnie “wyżyć” na rękawie, ale przy tym musi w dalszym ciągu pamiętać o tym, że ma mózg i powinna go używać (bo inaczej koniec zabawy i jedziemy do domu) :D.
Moja sucz potrafi mnie doprowadzić do łez, choć miała być “łatwiejszą wersją nie tylko bordera ale i ozzika”. No cóż nie jest 🙂
Jak robi się bardzo źle to najpierw lecę płakać komuś “wiedzącemu” w rękaw, a potem czytam dziennik spacerów i widzę tam jak na dłoni, że regresy pojawiają się i mijają. Piesa zachowuje się coraz lepiej, osiągnęliśmy mnóstwo i sru regres. Im więcej się osiąga tym rąbnięcie na dupsko jest boleśniejsze. Życie. Pozostaje ufać ze okres między wyjściem z regresu, a następnym będzie jak najdłuższy. 🙂 Ja ufam 🙂
Ja muszę zacząć prowadzić dziennik! Po prostu! 🙂 Tylko nie umiem znaleźć tej siły w sobie 🙂
Wiem, że u Ciebie już jest lepiej, ale podsyłam linka do filmiku, który naprawdę potrafi zmotywować do działania: http://www.youtube.com/watch?v=HkunOZ3No_A
Gdy pierwszy raz to oglądałam, to po prostu łezka poleciała. Oglądam ten filmik, tylko wtedy, gdy mam strasznego doła, bo nie chcę, żeby się nie zrobił taki zwyczajny. Zawsze daje porządnego kopniaka!
Wiem, jak jest czasem ciężko, bo sama mam dość podobny problem. Mój futrzak jest agresywny wobec ludzi, nie mogę nawet na chwilę zostawić go w ogródku z obawy, że ktoś przyjdzie (czasami to naprawdę wykańczające). Kiedyś nie było mowy o spuszczaniu ze smyczy, bo ryzyko podgryzienia czyjejś kostki było ooogromne!
Teraz jest o wiele lepiej, pies się jakby wyciszył, zaczął bardziej reagować na moje polecenia i zakazy. Z lekką obawą zostaje puszczony luzem, ale teraz moja pewność, że nikogo nie hasnie wynosi 80%, z każdym dniem przybywa jedna miliardowa, a to już coś! 🙂
Nie chcę nawet myśleć, co by było w relacjach z innymi psami. Jak na złość nie ma nigdzie w okolicy żadnego psiarza, a tym bardziej osoby, która zgodziłaby się pójść na wspólny spacer z pupilem (totalny pech!) 🙁
Wiem, że to brzmi banalnie, ale po prostu nigdy nie wolno się poddać, NIGDY! Każdy dzień jest okazją, aby zbliżyć się do określonego celu! 😉
Niby prawda, ale pozwala sobie na drobne załamania, w końcu jestem tylko człowiekiem :)) Dzięki za link, już patrzę!
Pamiętam nasze rozmowy o różnych temperamentach psów. Sama miałam chwile załamania i ryczałam prawie po każdych zajęciach w szkole czy wyjściu na spacer. Dla mnie była to ogromna lekcja pokory. Jeśli czujesz, że dobiłaś do dna, to teraz trzeba się już tylko odbić. Wiem, że łatwo się doradza ale jestem przekonana, że sobie poradzicie. Bo jak nie wy, to kto? No proszę 🙂 Ja na Was liczę. Dajecie mi kopa do działania.
Przez wiele miesięcy nie było szansy bym przeszła obok innych psów bez awantury. Maro miał pianę na pysku. Byliśmy wytykani palcami przez innych psiarzy. Pierwszych siedmiu trenerów nie umiało nam pomóc. Dopiero znajomy namówił mnie na poszukania IPO-wca (czego się wcześniej bardzo obawiałam). Trafiłam do małżeństwa, które uczy poprzez zabawę (nie wybraliśmy pierwszych lepszych – odwiedziliśmy kilka szkół). Na plac właściwie wchodziłam prawie z płaczem, przekonana, że zaraz trener zostanie zeżarty. ALE nie było twardych metod wychowawczych. Trener nauczył nas po pierwsze, jak się bawić z naszym psem (bo okazało się, że nie umiemy), oraz jak zmienić swoją mowę ciała. To wszystko. Bez kolczatek, OE czy szarpania obrożą. Nasz pies po kilku zajęciach z radością na pysku wskakiwał facetowi na ręce. Byłam zazdrosna (no co). On brał naszego psa i prowadził go bez smyczy koło innych. Ja musiałam na to pracować wiele miesięcy. A co trener robi? Umiał się cieszyć z każdego osiągnięcia naszego psa, ale robił to w taki sposób, że Maro by się dla niego dał pokroić. Uczyliśmy się przez kilka pierwszych spotkań krzyczeć z radości. Rozumiem, że wyskoki Ru prowadzą też do ograniczonego zaufania. To utrudnia pracę, ale jest do zrobienia. I że wg. Ciebie macie słabą więź. Nic z tego. Tak łatwo się nie wywiniesz 🙂 Trener mi wbijał do głowy “Mowa ciała” (Twoja). I kazał mi powtarzać, “jestem królem dla mojego psa”. Nie potrafiłam się pogodzić z agresją naszego pręgusa. Nadal nie potrafię. Nie jest to miła kulka futra ani dla psów ani dla ludzi, natomiast jest ogromna różnica pomiędzy tym co było kiedyś a tym co jest teraz. I nadal będziemy nad tym pracować, bo poddawanie się jest dla mięczaków :)))) A z takimi fajnymi psami, nie wolno być “miętkim” 🙂
Nie ukrywajmy, że ogólnie na blogach jest wszystko pięknie i kolorowo, a w rzeczywistości są problemy. Mało kto pisze, że sobie z psem nie radzi, ponieważ wszyscy są super specjalistami w tej dziedzinie.
Wydaje mi się, że każdy ma jakieś problemy ze swoim psem i dla nikogo to łatwe nie jest. No, ale co zrobić? Trzeba rano wstać i dalej zapieprzać niestety 😉
Powodzenia w pracy z psem – będzie spoko 😉
W sumie chciałam Cię pocieszyć, ale nie do końca wiem jak. Dlatego, że najwyraźniej tak właśnie musi być. Każdy w swoim czasie łapie na swój sposób “doła” i ma te gorsze chwile. Czy chodzi o człowieka, czy psa. Zluzuj, daj Wam obu czas. Odsapnij Ty od Ru i daj jej odsapnąć od siebie. Od tego, by w Twoich oczach miała być idealna, choć nie jest. I pewnie zdajesz sobie z tego sprawę, choć chciałabyś żeby była w połowie takim psem jakim jest Bal. 🙂 Ale myślę, że pora na lekkie zluzowania gumy w gaciach! 😛 Może odpuść na jakiś czas wysiłek psychiczny, albo staraj się znacznie faworyzować Bala, w sytuacjach, w jakich oczekujesz usłuchania. Ale postawiłabym na chwilowe olanie tematu 🙂 Terror choć nie miał “dołka” treningowego, raczej nie sprawiał mi problemów z nauką czegokolwiek, to ze względów poważnej choroby, a w następstwie śmierci najbliższej mi osoby zaprzestałam od ponad dwóch miesięcy pisania na blogu, wpisy na fb też zostały ograniczone do minimum. W naszym życiu nastąpił tzw. zastój – bo ze względów psychicznych, ani nie miałam ochoty na bloga, czy fb, ani na jakąkolwiek pracę z psem. Wiem to brzmi źle, ale nie chciałam żeby Terror odczuwał moje fatalne nastawienie, dlatego też całkowicie zrezygnowałam z treningów i nauki nowych rzeczy. Pomalutku zaczynam godzić się z utratą najbliższej mi osoby, w skutek czego zaczynam na nowo odświeżać Terrorystyczną pamięć i wiesz co? Widzę jak to psisko tęskniło do naszej pracy! Widzę jak stara się mnie zadowolić na 1000% i doceniam to. Teraz doceniam te małe kroczki, które wcześniej wydawały mi się na tyle błahe, że nie zauważałam różnicy pomiędzy nimi, a nie robieniem niczego… Mało tego, przez ostatnie czasy, kiedy nie robiliśmy praktycznie nic, widzę jak Te bardzo starał się w międzyczasie być psem idealnym. Podczas moich dołków wiernie zagrzebywał się ze mną w kołdrze, nie był nachalny (co wcześniej się zdarzało) nie napastował o spacery i czekał po prostu kiedy JA będę miała siłę i ochotę wyjść, a spacer ograniczał się do 10-15min spacerów wokół bloku czy gdzieś w pobliżu. Nie przynosił piłki w nadziei, że może będziemy aportować, czekał na ruch z mojej strony, który raz był, a raz go nie było.. Te w czasie “urlopu” zmężniał, wydoroślał i zmądrzał. Sam z siebie 🙂 Dlatego teraz, gdy zaczynam się podnosić, obiecałam i jemu, i sobie że nadrobimy stracony czas, że jeszcze będzie dobrze. Że będzie lepiej niż dotychczas.
Dlatego życzę Wam, żebyście odpoczęły od wzajemnego starania się dla siebie, wyluzowały. Może taki odpoczynek zmieni po trochu relację i wzajemne nastawienie 🙂
Powodzenia! :*
Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty.
To nie chodzi o jakikolwiek postęp w treningu, bo to akurat traktuje jako dodatek do życia naszego. Chodzi o podstawę podstaw, zachowania agresywne, które są niebezpieczne. Według mnie w tym temacie jest zero tolerancji a jakiekolwiek zaprzestanie działań w tym kierunku może być zgubne w skutkach.