Seminarium mantrailingowe w Skoczowie – moje przemyślenia.

Seminarium mantrailingowe
Wszystkie zdjęcia z tej notki są udostępnione dzięki uprzejmości szkoły Psia Kość – dziękuję dziewczyny!

Mantrailing nazywany jest jogą psiego mózgu, wprowadzająca psa w zen. Jest to najnaturalniejsza na świecie czynność którą pies może wykonywać. Pobieranie nosem komórek zapachowych i podążanie za tropem, – dokładnie tak, jak czynili to psi przodkowie. W efekcie na końcu śladu znajduje się nagroda – Człowiek Pasztet (i bynajmniej nie obrażam tu urody uczestników). Brzmi prosto? Niekoniecznie.

ODZIELNIK

Psi nos to doskonały narząd. Potrafi rozpoznać tysiące różnych zapachów, odnaleźć dziecko w lesie, wykryć nowotwory, narkotyki, przez sen wyniuchać jedzenie kiełbasy cichaczem nad zlewem czy…wyczuć emocje. Ilość komórek węchowych psa można porównać do kartki papieru formatu A4, podczas gdy nasza powierzchnia to…znaczek pocztowy. Co więcej, nasze futrzaki potrafią węszyć w stereo!

Co to jest mantrailing? To poszukiwanie konkretnej osoby po pobraniu zapachu z przedmiotu, który dana osoba pozostawiła (rękawiczka, skarpetka, moneta…) i podążanie pozostawionym przez nią śladem zapachowym.

Do niepodważalnych zalet mantrailingu zaliczamy przede wszystkim  fakt, że dla naszego czworonoga jest to najbardziej naturalna aktywność na świecie. Podczas pracy pies męczy się, relaksuje i redukuje stres. Dodatkowo regularna praca nosem pomaga w nauce koncentracji oraz (według badań wrocławskiego neurologa doktora Wrzoska)  świetnie wpływa na układ nerwowy, dzięki czemu psy pracujące nosem wolniej się starzeją.

Brzmi jak kaszka z mleczkiem i banalna sprawa? Nie do końca. Zanim przedstawię Wam mój pogląd na tropienie użytkowe, podrzucę jeszcze ciekawostkę od Roksany – wykład wprowadzający nas w świat mantrailingu okazał się dla mnie bardzo interesujący.

Czy wiedzieliście na przykład, że psy pracujące w terenie niechętnie tropią osoby z zaburzeniami psychicznymi? Podobno największe problemy mają z poszukiwaniem osób chorych na autyzm – to mnie zaskoczyło i tak naprawdę pokazało mi potęgę psiego nosa. Jak wrażliwy potrafi być zwykły, zimny kinol, który ciapek wsadza mi rano do oka. Z większym szacunkiem teraz doceniam moje psy, kiedy dają się odwołać od zwierzyny – jak ona musi im nęcąco pachnieć!

Seminarium mantrailingowe
Na początku Roksana uczyła nas pracy z psem na lince – jedna z osób była psem, druga była workiem z piaskiem na drugim końcu smyczy – czyli przewodnikiem 🙂

 

ODZIELNIK

Po wykładzie wyszliśmy z linkami na dwór i pracowaliśmy nad “tańcem z linką” czyli puszczaniem i ściąganiem psa w odpowiednich momentach. Nie była to dla mnie najszczęśliwsza chwila – w jednym momencie rozdzwoniły się do mnie telefony z trzema nieprzyjemnymi informacjami pod rząd. To wystarczyło i na pierwsze wejście wkroczyłam rozkojarzona, jedną nogą w “dorosłym świecie” (to niesprawiedliwe! psi świat ma być właśnie odskocznią, relaksem od “dużego życia”, a to dopadło mnie właśnie wtedy!).

Tym bardziej doceniam Ru, która zachowała się profesjonalnie, mimo mojego emocjonalnego rozchwiania, co oznacza, że nie musiałam być skałą i czymś stabilnym od początku, żeby ona weszła w tryb pracy. Kiedyś takie luksusy przeżywałam tylko przy Baloo, tego dnia to Ru pięknie się zachowała, dzięki czemu tym razem ja łatwiej przestawiłam się na myślenie. Mimo dobrych, równych emocji Ru i starania się dla mnie pierwsze wejście było słabo udane – wszystko działo się tak szybko, było mi gorąco, Ru już miała startować, a ja nie potrafiłam wyjść z naszego standardowej relacji, czyli przewodnika, który wskazuje i pomaga, jednocześnie myślałam, gdzie rzucić torbą z fantami, czy uda mi się zdjąć kurtkę i tonować Ru, która mocno zaprzyjaźniła się z naszym pozorantem i usiłowała dostać miśka.

Zgodnie z moimi przewidywaniami jednak, miły pozorant-co-uciekł, za węgłem okazał się już obcą osobą, do której Ru niekoniecznie chce podejść i nawet trochę się boi. To był słaby występ wspólny, ale wielki krok Ruby w stronę jasności, kiedy pracujemy i jak się w to angażujemy. Do tego dała mi czas na moje psychiczne rozbicie i odciążyła mnie. Byłam z niej bardzo dumna, po prostu.

Seminarium mantrailingowe
Dzielna mycha!

 

 ODZIELNIK

Drugie wejście okazało się już nieco lepsze. Najpierw spuchłam z dumy, bo Ru ślicznie sobie pląsała na dobrym poziomie emocji – czyli lekko pobudzona, na tyle, żeby dostosowywać się do moich komend i wskazówek, ale nie na tyle, żeby zostać wybitą z trybu pracy przy szczekających przy płocie psach i tłukących się maszynach. Ładnie przywitała się z obcą dużą suczką Bezą (biały owczarek szwajcarski) – moim naturalnym odruchem było odejście na bok i skarmienie pałki pasztetem – tutaj nie miałyśmy opcji, więc dziewczyny przywitały się dość miło, a Ru nie próbowała od razu ustalać kto tu będzie rządził, po rytualnym obwąchaniu zawróciła w moją stronę i spokojnie usiadła zapytując “co dalej?”.

Seminarium mantrailingowe
Nagradzam ładne emocje – w tle Ola z Bezą – jeśli Ru nie próbowała zeżreć psa swojej wielkości, niechybnie można nazwać ją swoją przyjaciółką 😛

Samo wejście znów okazało się trudne – fant porzucany przez pozoranta przez mojego pieska był traktowany jako coś, z czym będziemy pracować – czyli brała rękawiczkę do pyska i wciskała mi ją w ręce (jak widać nauki aportu nie poszły w las!:P). W końcu podjęłyśmy decyzję, że porzucimy element rozpraszający i postawimy na smugę zapachu z sardynek, którą nawet ja czułam. Ru, jako że bardzo stara się być grzeczną suczką pracowała nierówno, bo  gdy tylko wyrywała, niuchając ślad, natychmiast pojawiał się impuls “ups, przecież ja CIĄGNĘ a nie wolno, znów się Gocha będzie żołądkować“, co wybijało ją z zapachu i spowalniało. Tym razem nie upewniała się, że dobrze robi, i raz mi się wyrwała niepotrzebna pochwała, która tylko upewniła ją, że fajnie, robota skończona. W ciągu tych dwóch wejść postępów nie zrobiłyśmy żadnych, ale mimo wszystko wyszłam strasznie dumna z rudej.

ODZIELNIK

Przede wszystkim – sprawdziła się w niełatwych warunkach – zostawanie przez ponad godzinę w klatce, samej w pokoju, siedzenie cicho, gdy inne psy szczekają, wyjście z klatki wprost do porządnej roboty. Praca przy głośnych dźwiękach, których nawet podczas normalnych spacerów się boi. Wsparcie mnie, gdy się pogubiłam i nie wpadnięcie w histerię – wielki plus, wielki szacunek, dojrzewa mi zwierzątko! Stabilne, letnie uczucia względem innych psów. Same słabe wejścia wcale się dla mnie nie liczą.

Dla mnie jest moją prywatną, niczym się nie zrażającą i nie traktującą niczego serio, pokrzywdzoną i trochę złą Harley Quinn – no tylko spójrzcie, przecież to wypisz, wymaluj nasz Pucznik:

ODZIELNIK

W ogólnym rozrachunku, raczej nie będziemy szły w stronę tropienia. Przede wszystkim ze względu na to, że jest to czynność, która w dużej mierze uczy psa analizować i podejmować decyzję na własną łapę – a tego przy tak niestabilnym móżdżku bardzo bym nie chciała. Dodatkowo w mojej opinii oddala trochę psa od przewodnika, odwrażliwiając psa na pracę z człowiekiem, a nastawiając na pracę przy człowieku. Rok zajęło mi przekonanie Ruby, że najpierw jest moje zdanie, a potem jej, więc nie chciałabym przekonywać się z powrotem jak ona widzi wspólne relacje na jej zasadach. Ostatecznie owczarki wybrałam właśnie ze względu na przyklejenie się psa do tyłka – lubię tą dupowatość, łażenie krok w krok i spijanie sobie z dzióbków, a na wszelki przejaw niesubordynacji i niezależności dostaje wysypki oraz kaszlu – typowa reakcja alergiczna :).

Seminarium mantrailingowe

Oczywiście nie chodzi mi w tym akapicie o to, żeby umniejszyć jakąkolwiek pracę tropieniową. Roksana bardzo rzetelnie pokazała wszelkie za i przeciw mantrailingu, dzięki czemu tym bardziej zaskarbiła sobie mój szacuneczek w tej kwestii 🙂 To nie są same plusy, i o tym też trzeba mówić – wszystko ma swoją cenę. Mam wielki szacunek do przewodników psów ratujących życie, jednak samodzielność takiego niestabilnego psa jakim jest Ru, w mojej opinii jest proszeniem się o katastrofę 🙂 Reasumując – mantrailing jako spa dla mózgu – owszem tak, ale z głową, należy sobie na spokojnie przemyśleć czego się oczekuje od swojej relacji z psem i jak chce się ją widzieć.

29 komentarzy na temat “Seminarium mantrailingowe w Skoczowie – moje przemyślenia.

  1. o kurcze, a to u nas wręcz odwrotnie (a do tej pory myślałam że Ru i Ore to tak bardzo zaginione rodzeństwo). Ore się fajnie przełącza z tropienia na normalną pracę i odwrotnie.
    Nie mniej wielkie brawa dla Ru! Idealna suczi się robi 😀

    1. Pewnie Oreł ma w sobie więcej niezależności – z tego co mi opowiadałaś odniosłam takie właśnie wrażenie 😉

      Ru jest mocno pogubiona bez mojego wsparcia – mimo swojej hardości i szaleństwa w sytuacjach mocno stresogennych zawsze mnie gdzieś tam szuka, jako ostatecznej skały i musi się upewniać, że jestem i wspieram.
      Jeszcze nie do końca się po prostu odnalazła w życiu i jeśli ja przestaję być obok niej, to wszystko jej się wali.

      1. Ważne że tak ładnie dała sobie rade ‘społecznie’ na warsztatach 🙂
        Gosia, gratuluje Ci niesamowicie Twojej pracy i czasu z nią! <3

  2. Yep, tropienie to taki antyobidjęs i też mi niespecjalnie z tego względu pasuje. A Paweł, na ten przykład, jest zachwycony – no to niech sobie tropią, byle nie na moich oczach, żebym się nie musiała żołądkować. 😛

    1. Właśnie – bo moim zdaniem to tak, że wszystko zależy od tego co kto wymaga w relacji ze swoim psem. A do tego też nie każdy psi charakter się nadaje do takich harców.

  3. Z tych samych powodów, co ty z Ru, nie planuję nawet zaczynać tropienia z Nikonem.
    Tropienie bardzo lubię, więc na szczęście mogę w każdej chwili pożyczyć od siostry wyżlicę, która pracuje na śladzie książkowo 😀 A z Nikonem tylko adżilitki, bo jego móżdżek to lubi i ogarnia.

    1. Różnie z nią bywam, zdaje sobie sprawę, że zanim dojdziemy do stabilności musku minie lat milion z kawałkiem, ale właśnie takie chwile pokazują mi, że jednak warto.

  4. Dumnam z Rubiczka bardzo, dzielna dziewczynka 😀 Tym milej czytać takie posty, kiedy się przypomni Wasz ostatni duży kryzys. Praca nie idzie w las i to jest najważniejsze!
    A co do samego tropienia, to owszem, bardzo mi się podoba, ale u kogoś. Uważam, że uczenie niektórych psów pójścia za śladem to proszenie się o kłopoty i tyle.

  5. Tak się składa, że my także byliśmy na seminarium, ale ze Śląską Grupą Tropiącą 🙂 Prowadziła je Joanna Stefańska, która otworzyła nam oczy na pewne szczegóły, a przede wszystkim zmieniła nastawienie do “porażek” na śladzie, które tak na prawdę wiele mówią o tym nad jakimi elementami powinniśmy popracować. My tropimy regularnie, Morena rozgranicza pracę samodzielną na tropie, a życie codzienne, a przy tym uczy się panować nad emocjami, Fenek natomiast staje się bardziej śmiały i zyskuje pewność siebie 🙂

    1. Fajnie, że tropienie ma tylu zwolenników i faktycznie świetnie się sprawdza u psów,bo to bardzo naturalna aktywność i wielu psom pomaga poukładać w główce. Ja z wymienionych względów wiem, że na tą chwilę, na tym poziomie opanowania móżdżku i pracy, którą przeszłyśmy w budowaniu wspólnej relacji, nie jest to aktywność dla nas.

  6. Wiesz co, z rozmów z kolezanką, która się poszukiwaniem ludzi zajmuje (tropienie to nie to samo 😉 ) ze swoimi psami, to do treningu pies powinien mieć coś, co mu powie, że to jest to konkretne działanie, z zupełnie innymi zasadami (np. samodzielnością, ciągnięciem) niż zazwyczaj – ona ma dzwonki przypinane do szelek.
    I moim zdaniem to jest opcja, przekonuje mnie to, bo to analogiczne do naszego chodzenia po górach – tylko do nich używamy szelek i psy faktycznie rozróżniają, co wolno, a co nie.
    Zresztą – Marta opowiadala mi o swojej pracy tu: http://www.sledztezpies.pl/2015/03/moj-pies-pracuje-poszukiwanie.html

    1. Ależ wiem, że tropienie to nie to samo w tekście użyłam zamiennika mantrailingu = tropienie użytkowe i tak się do tego odnoszę 🙂 Też mamy zasadę, że na szelkach wolno ciągnąć, bo jest to przydatne do długich pieszych wycieczek (właśnie w góry) czy zasuwania przy rowerze – co ciekawe Baloo doskonale kuma te zasady,a Ru, tak jak opisałam to w tekście – w momencie, gdy ją poniesie i pociągnie na szelkach natychmiast przystaje “ojej, przecież NIE WOLNO”. Jeszcze nie potrafi sobie pewnych rzeczy przełożyć, na przestrzeni tego roku wiele i tak musiała przyswoić, dlatego daję jej czas, bo układanie bałaganu i chaosu w móżdżku musi przecież trochę zająć, cudów nie ma 🙂

      W mojej opinii na tą chwilę, na tym poziomie opanowania emocji i pracy, którą przeszłyśmy w budowaniu wspólnej relacji, budowania autorytetu i wzmacniania respektowania moich decyzji, nie jest to aktywność dla nas. Może za kilka lat, jak już jej reakcje na bardzo mocne bodźce będą bardziej stabilne i godne zaufania powrócimy do tematu. Teraz jestem zdania, że może nam to przysporzyć więcej szkody niż pożytku w zwykłym, codziennym życiu.

  7. Cześć! Czy mogłabym prosić o dwa słowa o lince Bio-Thane? Szykuję się do zakupu wersji 10m i cały czas się przekonuję, bo wydatek niemały. Nie tnie rąk, jest solidnie zszyta, karabińczyk wytrzyma szarpnięcie 16kg psa? W ogóle polecacie, jest warta swojej ceny?
    Z góry ogromne dzięki:)

    1. Nie tnie, jest porzadnie złapana, ale karabińczyk moim zdaniem jest dość lichy i to zależy od szarpnięcia psa, niestety. Nie tnie rąk, jest miła w dotyku 🙂

  8. Terror jakoś kiepsko pracuje swoim nosem, na początek próbuję na jakieś polance rozrzucać kawałki parówki i każę mu szukać, ale często jest tak, że bardziej Te kieruje się wzrokiem, niż węchem.. Przydałyby się nam takie warsztaty 😀

  9. Raven raz miała okazję być na warsztatach z tropienia ludzi i poszło jej – rzecz jasna – fenomenalnie. Jednak z podobnych powodów, jak te przywołane przez Ciebie, nie zdecydujemy się raczej na rozwój w tę stronę 😉

  10. Nie znam się na tropieniu, więc przepraszam jeśli teraz palnę jakąś głupotę, ale zastanawia mnie, czy tropienie nie wpływa negatywnie na skupienie psa w innych sytuacjach? Myślę, że to mogłoby być fajne dla terierowatego nosa, (bo na razie musimy ograniczyć agilitki), ale czy jeśli pies (trzeba wziąć pod uwagę że to mały, uparty terror a nie owczarek :D) tropi, to później może mnie trochę olewać, gorzej sie skupiać i uciekać za zapachami?
    Bardzo mnie ta kwestia ciekawi, bo na pewno chciałabym kiedyś spróbować tropienia! 🙂

    1. Nie czuję się znawcą w tej kwestii niestety 🙂 Ja zrezygnowałam ze względu na to, że nie jest to coś co nam pokaże jak fajnie jest żyć według reguł nie ustalanych przez Ru, więc na tą chwilę u nas odpadają 🙂 Musiałabyś skontaktować się z kimś ogarniętym w temacie:)

  11. A ja pozwolę sobie trochę nie zgodzić się… jako zagorzały miłośnik i obedience i mantrailingu od przynajmniej kilku lat. Piszę głównie odnośnie zdania, że mantrailing to praca przy człowieku – większość osób mówiąc o pracy z psem mówi tylko o pracy, w której pies jest w większości zależny od człowieka. Moim zdaniem mantrailing to jak najbardziej współpraca z psem, tyle że trudna dla człowieka, bo nie ma on kontroli nad sytuacją – nie czuje zapachu, musi polegać tylko na psie. A większość z nas nie lubi sytuacji w których nie ma poczucia kontroli… Pies w tropieniu podejmuje decyzje, ale to nie znaczy że tam jest wolna amerykanka. W końcu szuka zapachu konkretnego człowieka, który wskaże mu właściciel. Zarówno w obi, agility czy frisbee pies musi być cały czas skupiony na człowieku, bo to człowiek pokazuje mu lub mówi co chwila co ma robić w danym momencie. W tropieniu człowiek mówi psu co ma robić jedynie na początku, a potem zdaje się na psa. I mam wrażenie, że to jest czasem bardzo trudne dla ludzi i utożsamiane właśnie z niezależnością i oddaleniem od przewodnika. Oczywiście co kto lubi, dla niektórych właśnie to jest fajne w tropieniu, że to pies gra główne skrzypce, a nie człowiek. A dla innych to nie jest fajne i wolą właśnie sporty, gdzie pies jest bardziej wpatrzony w człowieka. Jak to mówią, o gustach się nie dyskutuje.
    Na pewno mantrailing bardzo pomaga w nabraniu pewności siebie u psa – nie mylić z niezależnością! Bo to dwie różne cechy. Czy mantrailing rozwija też niezależność? Nie wiem, nie zauważyłam u innych, a sama mam psy z charakteru trochę niezależne. Na pewno buduje więź między psem i człowiekiem jak każda aktywność. To, co zauważyłam, to większe zawęszenie na spacerach.

    1. Dzięki za ten głos! 🙂 Co prawda dokopałam się do niego po ponad roku, ale lepiej późńo niż wcale 🙂
      Mnie po prostu nie urzekł – co prawda sam fakt jak pies dochodzi własnym nosem do człowieka mnie zachwyca, ale nie u moich psów. Tzn nie konkretnie u tego jednego – z powodów wymienionych w poście – to suczka bardzo chaotyczna, reaktywna i długo pracowałam, żeby brała moje zdanie pod uwagę – moje obawy wynikają z tego, że martwiłabym się, czy przypadeczkiem suczineczka nie stwierdzi, że to jednak ja polegam na jej zdaniu 🙂

Skomentuj Marlena Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.