Żarty na bok! 5 momentów, w których żałuję, że jestem psiarzem

 

Wiadomo, że jak piszę, że tym razem serio, to bynajmniej serio nie będzie, nie? 😛 Dziś podrzucam Wam krótkie zestawienie czego tak naprawdę nie lubię w posiadaniu psa. Muszę przyznać, ze wcale nietrudno było mi znaleźć te pięć podpunktów, ciekawa jestem jak to jest z Wami?

Spacery na smyczy

Cierpię na zespół chronicznej nienawiści do sznurka. Mieszkam na peryferiach miasta, więc smycz służy mi jedynie do zapięcia psów i wypuszczenia ich w polach 5 minut później. Niestety, szczerze i kompletnie niesprawiedliwie – nienawidzę chodzenia z nimi na smyczy. Po części na pewno dlatego, że duże ciapki nie pojęły tej trudnej sztuki i muszę je sukcesywnie tonować przez cztery i pół minuty z dostępnych pięciu a i tak w większości przypadków wygląda to tak, ze Ru wymyśla, że cofnie i obejdzie mnie z drugiej strony, przejdzie pod Balem, przeskoczy nad Nenyą i finalnie mam misterny warkocz francuski i pianę na pysku zamiast trzech postronków. W większości przypadków (kiedy spacerujemy po parku/lesie/gdziekolwiek bądź gdzie jest bezpiecznie), wole psy przeprowadzać na komendę (BLISKO, koniecznie wycedzone przez zęby, inaczej scusi signora no speaking inglese) przy mnie niż zapinać na smycz. Jeśli muszę – to jestem od razu zirytowana. My są wolne dusze, z bardzo dobrym przywołaniem, ot co.

Koncepcja psa w przestrzeni miejskiej

Może wyjdźmy od tego, że cierpię na gawiedziowstręt. W mieście czuje się źle i dość szybko irytuje mnie nawet czerwone światło na pasach i popychanie przez ludzi. A w centrum mamy takie atrakcje jak mijanie pijaka, odciąganie Ru od treści żołądka studenta, slalom między wyciągniętymi rączkami pań w białych garsonkach, dzieci wysokości 8o centymetrów z kuszącym zapachem zapiekanek. Ogródek piwny, zawinięta smycz (!!) dookoła krzesła, oburzony stolik obok, że jak to tak, z psem jeść pierogi. Ataki dzieci zza węgla, znów wyciąganie raczek do psa. Mikro pieski skaczące do gardła z okien. a dajcie mi pokój. Notoryczne pytanie o pogłaskanie, albo, o zgrozo, brak pytania, tylko wyciąganie rąk na chama – z tego co relacjonujecie, to bolączka wielu z was. Ja, posiadająca ból istnienia i zatwardzenie na twarzy podczas przemykania pod murami z trójką ciapków na smyczy (podpunkt 1) bynajmniej nie zachęcam do zadawania pytań, mimo, ze cierpię w środku i wszelkie murwy i uje staram się  mleć w pysku. Może to i dobrze – nie zadając pytań, nie uzyskasz odpowiedzi, której nie chciałbyś usłyszeć 😀

Niepsi goście

Szanuję, akceptuję i wiem, że i tacy są. Staram się wtedy maksymalnie ogarnąć ciapki, żeby nie przeszkadzały i (co najważniejsze!) nie dokładały kolejnych powodów do antypatii względem czworonogów. W takich sytuacjach gnę się, pocę, dwoję i troje, jednocześnie robiąc kawki i herbatki i zezując na obiekty, które niegdyś były moimi psami, a teraz stoją przytłoczeni sytuacją niczym cmentarne odlewy alabastrowe. No i mamy jeszcze biegun z Nenusią, która niczym Jon Snow nie wie nic, i śmiga z rozwleczona skarpetką od sypialni do kuchni warcząc opętańczo. Kłaki, które własnie wytoczyły się spod kanapy skopuje nogą, jednocześnie szarmancko zapodając moje popisowe crumble.

Piękne miejsce, wspaniała pogoda, wesolutko…bez psa

Pisałam tę notkę wracając z imprezy rodzinnej, na komórce w aucie. Mijałam piękne tereny zalesione, światło było cudowne i myślałam sobie jak fajnie by się czipsy bawiły, ale by hasały po tej ścieżce, ale wrzuciłabym trójkę na drzewo i trzasnęła zdjęcie. Nie bawiły się, nie hasały i nie właziły na pieniek, bo ta cześć rodziny nie uznaje psów w taki sposób jak my. W związku z tym pół pompy rodzinnej przy akompaniamencie utworu Dziki Kwiat w Lesie (chyba taką piosenkę zapowiedział wodzirej, jako żywo!) spędziłam wisząc na telefonie niczym mama w laktacji, która wybrała się na pierwszy babski wieczór od czasu dwóch kresek na teście, pytając czy szczenię zjadło kolacje (nie zjadło bo było opchane po dach pasztetem), czy Ru zjadła któregoś z członków stada składającego się z pięciu psów, i czy Balutek ma już lepszy humorek. Kill me now.

Rozmawianie z innym typem psiarza

Chodzi o różne kryteria relacji z psem, szkolenia go, opisywania zachowań. Dostaje wysypki, kiedy widzę rozmowy na temat tego, że podczas współżycia ze swoim partnerem (!ludzkim!)  piesek przeszkadza, raduje się wraz z właścicielami, lub próbuje dołączyć (SERIO. Musiałam zrobić oczu kąpiel). Nie, świntuszki, nie podam linka, zagubiłam, lepiej dla Was i Waszego komfortu psychicznego, nie chcę potem płacić komuś za terapię. Albo futrowania pieska miłością i chlebem  obłożonym grubo gęsim pasztetem (cześć mamo), albo uratowany piesek kocha bardziej i jest dozgonnie wdzięczny niekupujadoptuj (cześć Ru). Oraz to, że podczas nieobecności właściciela robi przemeblowanie, w którym brakuje jedynie CSI pobierającego próbki włosów, szukając krwi i innych płynów ustrojowych, usiłując dociec kto zamordował kanapę, robi to wyłącznie z miłości. No i nieludzkie jest wybieranie psa (rasy, wyglądu i charakteru) pod swoje widzimisię. Charty są za chude, psy sportowe katowane, polska dla polaków, wszystko to wina cyklistów.

No to ulałam sobie trochę jadu w poniedziałeczek. Jak tam u Was? Dołączacie się do mojego utyskiwania, czy macie coś zupełnie innego w zanadrzu do dorzucenia? 😀

23 komentarzy na temat “Żarty na bok! 5 momentów, w których żałuję, że jestem psiarzem

  1. Wszystkie te punkty takie prawdziwe :’) Jak przychodzą niepsi goście to aż się we mnie gotuje. Najgorzej jak jeszcze zobaczą psy śpiące w klatkach i leci lawina komentarzy, że jak to tak, że niby kocha psy a tak je męczy…
    Pozdrawiamy, Zosia i Marley

  2. No prawie się zgadzamy 😀 mi smycz na szczęście nie przeszkadza, gdyby tak było rowerzyści z tej nienawiści do mnie zaczęli by mnie rozjeżdżać z dziką rozkoszą, tak to jest mieć uparciucha, który niewiele sobie robi z kilku lat stanowczego egzekwowania nie wolno ganiać rowerzystów, przynajmniej ładnie porusza się na smyczy i wymija obiekty, w które może się zaplątać :D. Co do wyciąganych rączek niestety muszę mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiadomo kiedy jakaś babuleńka w tramwaju nie zechce pomiziać Kiby po tej słodkiej kudłatej czuprynce, znaczy w sumie wiadomo, zawsze się taka znajdzie kiedy jestem zajęta ogarnianiem torby i walizki, żeby nikomu nie wadziły i nie poddawały się zasadom fizyki. A najlepsza była zeszło piątkowa sytuacja, kiedy powiedziałam Kibie komendę na grzeczne usadowienie tyłeczka, a pewna starsza pani zaczęła mi wmawiać, że piesek w tramwaju mi nie usiądzie, idealnie po jej słowach Kiba usiadła i mogłam się patrzeć na kobiecinę z wzrokiem “ha! przecież mówiłam że usiądzie”.

    1. Myślę, że jakbym miała jednego psa, to w sumie też nie byłoby dramatu 😛 Też uwielbiam takich psiarzy mądralińskich, co to wiedzą lepiej co Twój piesek zrobi, a czego nie 😀

  3. Tiaaa….i do tego -“macie psa i chodzicie do pracy? I on bidulek sam przez te 8godzin siedzi w domu? Meczarnia dla pieska…pownniscie to przemyślec” – wtf,seriously…;/ 😉

  4. Ja tam smyczkę lubię, nawet bardzo, ale ja mam psa sztuk jedna, plątanie wokół znaków ulicznych i latarni już opanowaliśmy, a szczenię moje koncepcję luźnej smyczy ma wpajaną konsekwentnie od zawsze. Także bardzo sobie cenię nasze poranno-wieczorne truchtanie uliczkami, gdy ja sobie spaceruje, a piesek sobie wącha, i złączeni jesteśmy milczącym porozumieniem długiego, wlokącego się po ziemi sznurka. Inna sprawa, że ja też przyjmuję (z własnego lenistwa głównie i szybkości z jaką szczenię wchodzi w tryb “róbmy coś napierdalać”) filozofię zen “nic cywilnego nie uczę”, więc poza placem treningowym pies umie przybiec na wołanie, chodzić na smyczy, siadać i być spokojnym gdy coś przy nim robię. Także ten, ja nawet komendy na chodzenie przy nodze nie mam zrobionej, chociaż coś tam sobie czasem przypomnę, więc żeby dojść na pola muszę smyczki użyć.

    Z innymi rzeczami się oj, zgadzam tak bardzo. Miasto, bueeeh, przejście po mieście to terror, bowiem papiko ma dobry nos, rzygi ludzkie wyczuwa z trzech przecznic, próbuje konsumować nawet szkło. Więc w mieście pies się zmienia w Ciągnik Do Wszelkiego Syfu, a ja w trolla ryczącego “nieejwyplujtopsiamać” w różnym natężeniu.

    Niepsich znajomych mam dużo i generalnie przerażona jestem jaka przepaść dzieli psiarzy od niepsiarzy. Idąc do kogoś, idę jak sobie ta osoba życzy – z psem, bez psa, ogarniając psa albo wcale. Jak zapraszam ludzi do siebie to zawsze mówię “ale ubierzcie dresy, bo mój kundel jest rozwydrzony i skacze na ludzi”, a i tak się zawsze trafi jakieś kreatywne indywiduum, które stawi się na garden party w białych rajstopkach i fantazyjnie powiewających chustach. I bardzo mnie denerwuje, kiedy wszyscy dobrze się bawią, psa biegającego z uwalanym gnatem w zębach wliczając, ale przez takiego nonkonformistę muszę pilnować by mi kundel nie przejawiał zachowań na co dzień zupełnie akceptowalnych, albo pakować go do klatki i jeszcze się mierzyć z narzekaniem, że tam odśpiewuje smutne serenady. W takiej chwili mam ochotę zostać pustelnikiem. :F

    O szkoleniu już z ludźmi nie rozmawiam, odkąd mi się nieopatrzny wymskło w towarzystwie gdzie się uczę i dowiedziałam się że powłóczam biednym szczenięciem na kolczatce, biję, krzyczę i ogólnie mam najwyraźniej ataki pomroczności jasnej, w których trakcie znęcam się nas psem, bowiem jako żywo nie pamiętam nic takiego.

    Yay, mnie też się chyba ulało. :F

  5. …cmentarne odlewy alabastrowe… rozbawiły mnie do łez.Jakbym widziała moją Ceje w tej sytuacji(ale..ale.. czemu…heee???) 🙂

  6. Mieszkam w środku miasta, na osiedlu… do wszystkich tych miejskich sytuacji w jakiś sposób przywykłam, bo znacząca większość nie psy czy może pogłaskać, nikt nie widzi problemu w rozwrzeszczonej bandzie krwiożerczych chichuachua… jakoś już człowiek na to nie reaguje, ale jest jedno czego nienawidzę i złość moja nie ma końca jak ktoś to uczyni. Branie psa przez obcą osobę na ręce! Bez pytania, z nienacka, bo piesek taki fajny… wcześniej miałam yorka, teraz mam szczeniaka chińskiego grzywacza… i zdarza się nagminnie. Przecież to takie malutkie, aż się prosi… tyaaa… Nosz kuuur** jak tak można?!
    Ooo i typ psiarza fanatyka nie kupuj-adoptuj… nie da się szczimać. A ja ta najgorsza bo miałam czelność rasowca kupić, jeszcze tak wynaturzonego jak łysy grzywacz.

  7. Taaa, ja mieszkam na osiedlu, które kiedyś było na obrzeżach miasta, ale już coraz mniej jest i zamiast ogromnej ilości łąk, które pamiętam z dzieciństwa jest blok, blok i może jeszcze jeden blok… i jeszcze jeden blok. Rozumiem, że osiedla są potrzebne i że niektórzy wolą bloki niż nieuporządkowane tereny (faktycznie czasami nie wiadomo co się w tych krzakach kryje), ale chyba są też inne wyjścia typu – zrobienie miejsca do chodzenia/puszczenia psów+śmietniki. Na razie niestety osiedle tylko się zagęszcza i lepiej chyba nie będzie. Także musimy niestety chodzić na smyczy, zwłaszcza, że jeździ też trochę samochodów, które i tak już nie mają łatwo z przeciskaniem się (mało parkingów i parkowanie na ulicy, na zakręcie, na trawniku itd.), ale da się przywyknąć. Przywyknąć niestety nie mogę do bezmyślności i śmieciarstwa ludzi, którzy z “miłości” do bezdomnych kotków i innych zostawiają lub wywalają (nawet przez okna) kości, stary makaron, trochę mięsa, skórę z ryby, starą pyzę, CHLEB (nie wiem, te koty mają sobie kanapeczki robić czy co) i inne rzeczy, które mój pies uwielbia szamać (próbujemy nad tym pracować, ale opornie idzie, zwłaszcza, że kudłacz ma refleks i jest cwany) i co chwilę się gdzieś wyrywa. Co więcej, dzięki temu pod bloki podchodzą już lisy, czekam na dziki. Nie lubię też jak ktoś porównuje mojego psa do innego, w zupełnie innym wieku, z zupełnie inną historią. No ale przecież jeśli pies znajomej chowany od szczeniaka się tak i tak zachowuje to czemu mój, którego mam nie cały rok, a ma już prawie 6 też tak powinien -_- I jak ktoś daje mu smaczki nawet jak wyraźnie mówię, że NIE (bo np. od dwóch miesięcy jak zje coś innego niż karma to ma biegunkę i ciągle dostaje zastrzyki i nie mogę go nawet odrobaczyć). eeeeeeh, też mi się ulało 😀

    1. Tak to jest rzecz, która dla mnie jest nie do przejścia w blokowiskach. Okej, też nie przepadam za wyrzucaniem resztek, ale co kieruje ludźmi, którzy robią syf dookoła bloków – nigdy nie zrozumiem. Przecież to właśnie to, o czym piszesz – dzikie zwierzęta mają łatwą wyżerę, a to może być niebezpieczne.

  8. Jak zwykle super notka! Do tych innych psiarzy dodałabym jeszcze porady osiedlowych właścicieli Dżekusia, dla których uczenie chodzenia na smyczy jest wbrew naturze, a “on się tylko chce przywitać” zastępuje “dzień dobry”.
    No i dwie rzeczy jeszcze są okropne w posiadaniu psa:
    1. Zostawanie dłużej w pracy zamiast bawienia się piłeczką – wprawdzie M. jest wtedy z psem i się z nim bawi, ale to powinnam być jaaaaaa! ?
    2. Wysłuchiwanie, jako, że psa posiadam świadomie, tak jak dzieci nie posiadam świadomie, komentarzy na ten temat. Na szczęście nie w rodzinie i u znajomych, ale w pracy. Nie ma tygodnia by koleżanka nie zapytała co tam u Manu, a z boku druga nie nie dodała “dopóki nie pojawią się dzieci”, albo “brakuje ci chyba dziecka”, albo “pies ci dziecka nie zastąpi”. Nie potrafią zrozumieć, że właśnie dlatego mam psa a nie dziecko, że kocham psy i uwielbiam to, że Manu jest psem, bym mogła go traktować jak psa (najidealniejszego i najwspanialszego psa na świecie ofkorz) ? na szczęście prędzej zmienię pracy niż poglądy.
    Pozdrawiam serdecznie

    1. Taak to by mnie doprowadzało do szewskiej pasji, dlatego jestem szczęśliwa, że mieszkam w takim miejscu, gdzie nie ma dużo psiarzy 😛 Chyba dostałabym wrzodów 😀

      A takie indoktrynacje są kompletnie nie na miejscu, i tylko świadczą o kompletnej ignorancji. Wiele jest kobiet, dla których posiadanie dziecka to jedyny sens życia i jedyny cel – to naprawdę jest smutne, jakby się tak głębiej nad tym zastanowić…

  9. Moja lista: 1. Gdy sprzątam po psie i wejdę w minę 😐 – brak lekarstwa
    2. Gdy ludzie cmokają – mnóstwo idiotów
    3. Kleszczy zimą 😐 – fiprex.

  10. Ludzie cmokający na ćwiczącego właśnie psa. Panie “przedszolanki” straszące moją miłującą cały świat suką grupę dzieci – bo piesek będzie szczekał (takiego wała, ona dzieci kocha i na pewno na nie szczeknie). “Goście” pchający łapy do klatki i żałujący biednego, zamkniętego pieska. Posiadacze małych szczekaczy, pogardzający smyczą i śmiejący się szyderczo, podczas gdy małe piesełki obgryzają mojej młodej kostki… Długo by pisać, mieszkam na wsi wchłanianej przez miasto, więc dziwnych sytuacji mamy na pęczki. Pozdrawia stała czytelniczka od 1 posta z całym stadem – TTb Zarą – adopciarą i 2 przygarniętymi kotami:)

  11. Nie. Jeżdżę. Na. Rodzinne. Spędy. Bez. Psów.
    Bo umrę. 😀
    Jedyne moje dni bez psów, to jak je zostawiam na tydzień u ich najukochańszej ciotunieczki (też psiary) na siedem dni w roku i jadę pląsać po blackmetalowym festiwalu. Ale to serio limit. Na spacery luzem w lesie, ze względu na zapędy Gaszki i Tigiego wobec sarenek, mam pas biodrowy, smyczki z amortyzatorem i szeleczki i w ten sposób pieski mają wolności, ja też. Gem i Ru pląsają luzem, bo dla nich goni się jedynie siebie nawzajem i zabawki. 😛 Dbam też o miejsca, gdzie wszyscy mogą pląsać wolni, nie niepokojąc dzikich stworów.
    W mieście nienawidzę podbiegaczy i “pobawią się”! Tsa. Jak moja starsza, nienawidząca kontaktu z obcymi psami suka nie odgryzie głowy. 🙂

  12. Rodzina Pana Męża niestetki do takich należy – pieski w domu bardzo niechętnie, dużo dzieci, które wydają dźwięki, więc wtedy pieseczki zostają w Starszym Hartczakrowie po prostu 🙂

  13. No tak… skąd ja to znam? 😉

    Mieszkam w bloku, psa mam reaktywnego, jak rozwydrzony border nieprzymierzając, ale… blisko rok pracy nad kundlem daje efekty (też miała 9 m-cy w momencie adopcji – jak Ru). Nie goni już rowerzystów i biegaczy, nie drze ryja na każdego napotkanego psa, jeszcze ma problem ze szczekającymi płotami i biegającymi dziećmi – sucz nie zawsze da radę się opanować, ale pracujemy nad tym. Kotów i szczurów Ci u nas dostatek (ludziki z uporem maniaka dokarmiają szczury na trawnikach pod blokami), lisy też się zdarzają, więc psica wychodząc po zmroku jest czujna jak na polowaniu – przyczajony tygrys i ukryty smok. Przy kotach wpada w amok i potrafi wbiec za takim na drzewo, jeśli jest ociupinkę pochyłe (przy zupełnie pionowym odpada na dwóch metrach) 😀

    O dziwo, od pierwszych dni była bardzo tolerancyjna dla równie rozwydrzonego syna mego własnego lat 9. Jak na adoptowanego zwierza, to niesamowite zaskoczenie, bo na obce dzieciaki szczekała i to na niższych, groźniejszych tonach oraz skakała od tyłu z próbą capnięcia za kark.

    Niby fajnie, bo mam w odległości 200m 2 duuuże parki i z rana mogłabym wypuścić smoczycę… gdyby nie niespodzianki po krzakach. Ludzkie paszteciki są dostępne o każdej porze roku, nawet w zimie są w wersji mrożonej. Aż się prosi postawić tablicę przy krzakach sąsiadujących z placami zabaw: TWOJE DZIECKO – TWOJA KUPA! albo ZAKAZ WYSADZANIA DZIECI NA TRAWNIK POD GROŹBĄ KARY ADMINISTRACYJNEJ! oraz POSPRZĄTAJ PO SWOIM DZIECKU! :p (Lusia znów ma biegunkę po tym, jak niedzielnego poranka w parku na chwilę nieopatrznie odwróciłam wzrok 🙁 )

    Gości w domu nadal próbuje przepędzić jazgotem z posłania (przy braku mojej czujności na pewno próbowałaby niektórych zjeść), ale w końcu odpuszcza i może dostać nagrodę. To jak to było z tym “zamknij twarz” na komendę?

    Komunikacji zbiorowej nie mamy opanowanej, bo wszędzie wozimy tyłki autem. Chodzenie na luźnej smyczy słabo wychodzi (ciągnięcie tylko się zmniejszyło), omijanie latarni/drzew/słupków wychodzi nam perfekcyjnie. Na pytania o pogłaskanie odpowiadam “lepiej nie” i z przyjemnością obserwuję zdziwienie pomieszane z lekkim lękiem, choć pies nieduży – 12 kg :p

    Jednak przy tylu trudnościach psica jest przekochana, sporo pracy i konsekwencji to kosztuje, ale daje ogrom satysfakcji, łazi za mną krok w krok, jest w miarę karna (niestety, nie jestem tak konsekwentna, jak być powinnam dla pożądanego efektu), uczy się błyskawicznie kolejnych sztuczek i ma ogromną chęć do pracy, aż żałuję, że nie jestem typem sportowca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *