W poszukiwaniu świętego Graala. Produkty z 2017, które zasłużyły na moje najwyższe uszanowanko!

Większość z Was – czytających te słowa wie, ze lubię kupować przeróżne gadżety pieskom. Postanowiłam podzielić się z Wami moimi zeszłorocznymi bezapelacyjnym hitami – takimi, które ułatwiły moje życie, umiliły je, albo stały się kompletnym psim hitem. Takie Top for Dog, tylko Top for hartczakra 😛 Na razie pracuję nad nazwą – może macie jakieś propozycje? Chciałabym zrobić z tego coroczną tradycję. Myślałam, nad nazwą Uszanowanka [tu wstaw rok], jako że pieseł i szacuneczek i w ogóle, ale chyba to za suche nawet dla Szanownych Czytelników Hartczakrowa, co nie? 😀

Ministerstwo komfortu

Ortopedyczna sofa dla psa, zooplus.

(Nie mam ładnego zdjęcia, bo jest ranna w walce)

Wahałam się trochę miedzy nim a tipi od Hanka działa i muszę Wam się przyznać ze tylko kwestie praktyczne (odpowiedni materac, chcę wierzyć, że pomaga moim sportowcom) przeważyły szale na właśnie ten produkt. Wraz z decyzja dotycząca wzięcia trzeciego psa ustaliłam z Panem Mężem, ze psy na kanapach nie będą. W związku z tym doszliśmy do porozumienia że Adam zakupi im wypaśne posłanie. Po krótkim researchu, postawiłam na ten produkt ( tutaj za chwile płynnie przejdę do jednego poważnego zastrzeżenia), ale w swojej naiwności postanowiłam kupić wariant mniej praktyczny (czyli z pokrowca materiałowego nie pseudo skórzanego).

Słuchaj mame, słaba sytuacja, ktoś ukradł nam legowisko.

Rzeczywistość prezentuje się nieco mniej estetycznie niż na zdjęciach sklepu (wciąż to jest kilka poduszek obleczonych szarą powłoczką). Jedyna wada jest to, ze materiał, który stanowi pokrowiec dla łóżka jest cienki. Optymistyczne założenie było takie, ze doczepia się mały barankowy materacyk na rzepy i legowisko prezentuje się jeszcze przytulniej. W praktyce wyglądało to tak, ze po jednym barfnym posiłku wyprałam białego baranka, rzepy sczepiły się ze sobą, przy próbie odczepienia od baranka powstała dziura, szlag mnie trafił i sprawa się rypła. Oprócz tego mamy sobie Bala, pieska który ma krępująca właściwość – otóż tarza się w świeżo wypranym praniu i lubi sobie drapnąć po posiłku na posłaniu. I wytarzać się ponownie.. No i drapnął raz, pojawiła się dziurka. Następnie nastała Nenusia piesek nakrapiany, uroczy i grzeczny, ale było – nie było szczeniątko. Pasjami dłubała w dziurze dostając się do arcycennej pianki rozpracowywanej w pocie czoła amerykańskich naukowców i niemieckich zoologów. Szlag mnie trafił po raz wtóry (Nenusi pasja bowiem jest wybebeszanie Wszechrzeczy), schowałam legowisko w czeluściach hartczakrowego domu, rozstawiłam drybedy. Nastał smutek. Protesty. Podjazdy na kanapę, dantejskie sceny, skrzyknięta i oburzona ekipa czipsów zdawała się skandować “gdzie jest…krzyż?“. W pewnym momencie mogłabym przysiąc, że złapałam Pucznika na pośpiesznym montowaniu koktajlu Mołotowa. Dramatyczne pokazy tu mi niewygodnie, ojej, ta podłoga jest zimna, na kanapę tu, dej mnie. Kładzenie się na kafelkach i stękanie. Wkurzona już po trzeci wyjęłam stara poszewkę od kołdry, oblekłam nią wątpliwej urody przedmiot i postawiłam w starym miejscu. Ptaki znów zaczęły śpiewać a trawa porosła martwy teren a ja prawdziwie odczułam jaka miłością darzą ten przedmiot. Uszanowanko!

Bal w rzeczonym legowisku z rozwojowa faza merle narośli na tyłku.

Plusy – psy kochają miłością skończoną, rotacja person na legowisku nieustanna, łatwe czyszczenie, naprawdę świetna pianka

Minusy – wytrzymałość materiału. Nie no, naprawdę, za taką cenę. Następnym razem kupię to, trochę obraża mój zmysł estetyczny, będę płakać i płacić miliony, no ale. Ech #sterroryzowana.

 

Dział spożywczy

Produkty Pokusa

Ciężko mi wybrać poszczególny produkt – na razie nie natrafiłam na bubel. Stosuję u swoich psów, u bardzo schorowanych bokserów rodziców i polecam szerzej wszystkim. Oprócz podstawowego zestawu BARF, mamy kryl arktyczny, czystek i dziką różę. I suplementy na stawy, które stosuję w okresie intensywnych startów i przygotowania do zawodów. I Diamond Coat. Stosuję od lat, zawsze jestem zadowolona. Na pewno natraficie na kilka tekstów o nich na moim blogu, dlatego płynnie przenoszę się do następnego podpunktu.

Trwałe gryzaki

Trwałe bezpieczne i względnie nieśmierdzące gryzaki to wydawać by się mogło święty Graal psiarzy. Jako właścicielka niespełna pięciomiesięcznego szczeniaka, wiem o tym doskonale. Przez pewien czas dobrze miało się w tej kwestii poroże jeleni, ale ostatnio pojawia się coraz więcej głosów że u bardziej zajadłych psów może uszkadzać zęby i łamać się na małe igiełki w przewodzie pokarmowym. Dlatego zrezygnowałam z takich gryzaków i pozostałam wierna głowiźnie, wymionom, uszom, noskom i wargom (planuję osobny post na ten temat!) i dlugo pewnie bym przy nich została, ale dziewczyny z klubu przetarły szlaki i wymyśliły. Panowie i panie – racice i rogi wołowe (tu was mam! Jest znaczna różnica miedzy rogami a porożem, wtłuczono to we mnie na studiach. Na łożu śmierci mogę nie pamiętać jak ma na imię mój mąż, choć to wydaje się stosunkowo łatwe albowiem 3/5 z moich facetów miało na imię Adam, przy czym ostatnia trójka miała pod rząd tak na imię :P). To czysta keratyna, nie powstają niebezpieczne szpilki, są nieco miększe i bardziej elastyczne. Czy pośmierdują? Owszem. Na początku czułam się trochę jak w stajence ubogiej cichej, ale z czasem odorek wietrzeje i mamy naprawdę budżetowy produkt, który powoli się zużywa, a cieszy pokolenia (nawet boksery – jeden trzynastoletni z zębami jak sztachety w płocie, a drugi z lewostronnym porażeniem twarzy z chęcią złapali się za gryzienie). Uszanowanko!

Biedny, schorowany Ouzo ukradł racicę i bardzo starał się ją rozpracować, co w jego stanie bardzo cieszy.

Plusy – tanie, względnie bezpieczne, trwałe

Minusy – jest smrodek jednak, no nie ma cudów.

Departament rozrywki

Planet Dog Big Pup Orbee Bone

Lubię większość zabawek z tej firmy. Jednocześnie jednak uważam, ze są nieprzyzwoicie drogie i nie podoba mi się znaczna część ich projektów. Natomiast uwielbiam ich  kolory i naprawdę widzę, ze guma jest bardzo chętnie ciamkana przez pieski – dlatego trochę stoję na rozdrożu w kwestii tego, czy firmę totalnie uwielbiam, czy jednak uważam za przerost formy nad treścią. Większość psów które znam nieprzytomną miłością darzy piłkę seniorkę, koniecznie rozmiar L – do tego stopnia, ze praca na odłożona nagrodę z tym elementem powoduje przegrzanie obwodów. Nienawidzę natomiast tego, że w kultowej (drogiej!) zabawce tak łatwo odpadają kontynenty, przez co może stanowić zagrożenie dla psów. Mam o to pretensje. Nie sądziłam więc, że kostka zrobi furorę, ale zakupiłam ja mimo wszystko dla szczeniaczka i jego igiełek. W efekcie okazało się ze kostka jest darzona wielką estymą w domu. Służy do podrzucania i żucia szczeniakowi (i Balowi), do zabaw w przeciągnie miedzy rodzeństwem (Bal wygląda przekomiczna kiedy z jego fafli wystaje od niechcenia niczym cygaro kawałek miętowej kostki, na tyle, żeby szczenię mogło bezpiecznie je chwycić, ale wiadomo, Balowi WCALE ALE TO WCALE nie zależy na interakcji). Zabawa trwa od tygodni.

Plusy – dość wytrzymała, przyjemna dla szczeniaka i dorosłych psów, elastyczna, trwała

Minusy – cena, nie jest niezniszczalna – więksi niszczyciele łatwo sobie z nią poradzą.

 

“Przejechany”pluszak

Miss Piggy z dziurą w dupce pozdrawia!

Nie jestem Wam w stanie podać konkretnej firmy, bo jest to zabawka dość uniwersalna – to znaczy wiele firm para się produkowaniem tego typu pluszaków. Wcześniej podchodziłam do nich bardzo sceptycznie – dla dorosłego psa taki patent to zabawa na jeden raz. Kiedy w domu nastała Nenusia, która nie przepadała za szarpaniem się futerkami (nawet owca ją nieco gasiła, podejrzewam, że to kwestia włosków, które wyrywała podczas zabawy, bo potem długo nimi pluła) to właśnie ten kombajn w pluszaku sprawił, że z powrotem pokochała tę zabawę. Cóż ma taki przejechany zwierzak w sobie? WSZYSTKO moi drodzy. Miły materiał, którym przyjemnie się bawić, wydaje dźwięki – bo najczęściej jest w nim gdzieś ukryta piszczałka, oprócz tego w śwince zaszyty jest szeleszczący materiał i ma pluszową głowę – to prawdziwy kombajn imprezowy. Swój egzemplarz dorwałam w TK Maxx, i potem wracałam na polowanie dla innych, bo to naprawdę bardzo fajny patent dla nieśmiałków.

Plusy – miła, interaktywna, poręczna, dla delikatnych pyszczków przy wymianie zębów

Minusy – większe psy bardzo łatwo ją unicestwią.

Neoprenowy dysk Czech Black

Kolejna pomoc szkoleniowa. Mam psy, które bardzo niszczą dyski, przez co pracujemy głównie na dość drogich xtrakach. Ciężko się zatem dziwić, że podczas treningu niekoniecznie chcę się nimi szarpać. Patent podejrzałam już w kwietniu na zawodach w Czechach, a we Wrocławiu postanowiłam namierzyć czeską grupę, żeby spróbować dokonać zakupu. Udało się, wróciłam z tarczą – a raczej dwoma neoprenowymi dyskami. Mimo rachitycznego wyglądu są bardzo wytrzymałe, trwałe, wnioskując z zadowolenia psów są też bardzo miłe w szarpaniu. Nie odkształcają się, nadają się również do aportu z wody, są stosunkowo niedrogie. Jestem bardzo zadowolona z zakupu, zajmują honorowe miejsce w mojej torbie treningowej.

Plusy – miłe dla pyska, trwałe, elastyczne, kompaktowe

Minusy – mała dostępność w Polsce.

Puller

Niekłamany zwycięzca w kategorii aport i szarpanie! Miałam już chyba każdy wariant:  standard dla ozikow, maxi dla bokserów, midi dla ozikow (totalny niewypał) i teraz mam mini dla Nenusi. Bardzo lubię – jest wygodny do przeciągania się z psami, przy odpowiednim doborze rozmiaru jest dość wygodny do schowania,pływa, psy lubią się nim szarpać – nawet te wymieniające zęby. Jest źródłem nieustającej beki – wiele psów lubi nałożyć sobie go na szyję i biegać z osobliwym naszyjnikiem.  No i ma śliczny kolor. To taka mała czarna w naszej szafie – zawsze mam przynajmniej dwa rozmiary, bo fakt faktem, intensywnie się zużywa – w mojej opinii nie należy również do najtańszych, ale nie znalazłam drugiego takiego dobrego ringo.

Plusy: wszechstronny, bardzo ładny kolor.

Minusy: cena, szybkie zużywanie się.

Drogocenne kamienie Spunky Pup

Nie ukrywam, że bardzo żałuję, że nie udało mi się załapać na kolor zielononiebieski diamentu.

Nie przepadam za piszczałkami. Nie lubię jak psy mi dźwięczą w domu, co więcej mój bladolicy piesek bardzo lubi tracić mózg w pobliżu zabaweczek tego typu. Całość zatem powoduje, że niechętnie kupuje akurat produkty z taką zawartością. Tutaj jednak było inaczej. Wygląd tych zabawek spowodował, że musiałam je mieć. Natentychmiast. Na szczęście nie zawiodłam się 🙂 Po pierwsze – co jest naprawdę świetnym zaskoczeniem, kryształki są z bardzo trwałej, miłej w dotyku gumy. Po drugie, co jest bardzo ważne – wcale niełatwo nimi zapiszczeć. Po trzecie – pieski oszalały na ich punkcie. Wygrywają z każdą inną piszczałką czy glamajką – nie potrafię dokładnie orzec na czym polega fenomen. No i w mojej opinii naprawdę cieszą oko. W środku mają zatopione drobinki brokatu for gods sake!

Plusy: ciekawy wygląd, bardzo miły materiał, przedmiot najwyższego pożądania w domu.

Minusy: to będzie niespodzianka – piszczą 🙂 I do tej pory nikomu nie udało się pokonać hałasującego elementu 😛

Katedra Galanterii i Dodatków

Nowa ulepszona Hurtta

 

Jak wiecie mam wielki sentyment do tej firmy i akurat w naszym przypadku jeszcze nie udało się natrafić na niewypał (chociaż w tym roku planuje zmienić nieco notkę na temat kamizelki chłodzącej – szykuje się kolejne starcie tytanów!). Dlatego raczej pozostaje wierna tej firmie jeśli chodzi o produkty, które maja posłużyć mi na lata. Owszem, muszę przyznać, ze raziły mnie odpryśnięte karabińczyki i kółka od obroży i nie zawsze odpowiadał żarówiasty design. Jednak chociażby szelki Active, smycze Explorer, kurtki i softshelle to strzał w dziesiątkę – już nie potrzebuje żadnych innych, Nenu na bank również dostanie.

W tym roku firma nieco zmieniła design i wyraźnie poprawiła sprzęty. Udało mi się okazyjnie kupić smycz Hurtta Adventure z poręczną latarką i nie mogę przestać zachwycać się tym patentem. Naprawdę jest bardzo wygodna, wygląda estetycznie a do tego praktyczna lampka naprawdę robi robotę jeśli chodzi o oświetlanie drogi. To mój produkt pewniak kiedy wyjeżdżam gdzieś z psami.  Na marginesie dodam, że smycz jest również idiotoodporna 😀 Otóż planując post dla Was postanowiłam wyprać ów cud fińskiego rynku zoologicznego. Cóż w tym nagannego zapytacie? Otóż to, że wyprałam bardzo troskliwie, wraz z latarką (ów dodatek, dodam na marginesie, kosztuje prawie tyle ile smycz). Pełna obaw wyjęłam wyczyszczony do cna produkt. Usiłowałam ugryźc się w tyłek. Mimo jogi, nie udało się. Włączyłam patent. Działa. Kamień z serca spadł na mały palec u mojej nogi. Uff. Koniec dygresji! 😀

Drugie pozytywne zaskoczenie to nowy design obroży – stał się bardziej estetyczny, nowa pula kolorów naprawdę mnie pozytywnie zaskoczyła (wielki plus posiadania trzech psów – mogłam wziąć wszystkie kolory, które mnie urzekły! Bardzo podoba mi się również klucz nazywania kolorów – zawsze jest to w nawiązaniu do przyrody – i tak niebieski to river /rzeka/, bordowy to lingon /borówka brusznica/, fiolet to heather /wrzos/). I, co zauważyłam przy smyczy – zmienili sposób barwienia okuć metalowych. Na tę chwile nie ma mowy o nieestetycznych odpryśnięciach – wszystko jest jednolite i eleganckie.

Plusy: nowy design, poprawa słabych punktów, trwałość, funkcjonalność.

Minusy: trudna dostępność, cena.

 

Saszetki bypola

Na początku byłam wierną fanką firmy Jansport, jednak od momentu, w którym kupiłam pierwszą bypolę przepadłam. To są naprawdę fajne saszetki – nie tylko na trening z psami. Zabieram je na większość nieformalnych spotkań – zmieszczą się tam kluczyki z hipopotamem, dowód rejestracyjny, saszetka na smakołyki (taka rozmiaru L), rękawiczki, worki na kupy, pomadka, trzy mandarynki i telefon komórkowy. Milion wzorów i kolorów, naprawdę porządne wykonanie, możliwość dostosowania preferencji do zamawiającego. Pola zaleca, żeby prać saszetki ręcznie, ale nie znam osoby, która by to czyniła – każda z nas wrzuca jak leci do pralki i żyją. Ale żeby nie było, że polecam takie yolo. Nie polecam 😛 Mam ich chyba cztery, każdą uwielbiam. Nie spotkałam wygodniejszej. Jedyny minus? Naczelna szwaczka, projektantka i manager w jednym ma nieco mniej czasu odkąd do jej stadka czworonożnych córek dołączył dwunożny synek. Nie ma lekko, ale powiadam Wam – warto!

Plusy: bardzo porządny produkt, może wzorów i kolorów, funkcjonalność.

Minusy: czas oczekiwania.

Ufff, wbrew pozorom to nie był łatwy post! 🙂 Jak się Wam podoba się taki pomysł? Starałam się zróżnicować produkty, ale jak widzicie, zabawki jak zwykle trochę przytłoczyły resztę. Nie ukrywam, że głównym kryterium było dla mnie to, czy planowałam kolejny zakup tego produktu, czy dzieliłam się z innymi jego świetnością – w większości przypadków również rozdaję te produkty po rodzinie i krewnych i znajomych królika. Oto mój tegoroczony wybór – jestem ciekawa czy Wy również macie swoje typy? A może udało się Wam przetestować coś  z produktów wymienionych przeze mnie?

 

 

18 komentarzy na temat “W poszukiwaniu świętego Graala. Produkty z 2017, które zasłużyły na moje najwyższe uszanowanko!

  1. Super pomysł na wpis tego typu! Zarazem zgodzę się, jak i nie zgodzę z Twoimi typami! Pokusę odkryłam dopiero pod koniec roku, dzięki ich prezentowi i w ramach tego co dostałam, uważam że muszę zdecydowanie większą uwagę poświęcić dla tych produktów. 🙂 Nigdy nie dawałam psom rogów, ale poroże jest u nasz zawsze i nieprzerywanie szałowe, co więcej nam się nie kruszy na ostre kawałki i jestem zdziwiona tymi doniesieniami. Natomiast smycz Hurtta Adventure dla mnie jest zupełnym niewypałem… Znaczy latarka jest spoko, choć wolę doczepiać ją do szelek, ale rodzaj taśmy do niej użyty kilka razy rozciął lub obtarł mi rękę, kiedy muszę skrócić smycz, a pies mi się pociągnie… No i na koniec puller – moje odkrycie 2017 rok, które absolutnie ukochałam. 😀 Reszty grzechów nie pamiętam tzn. produktów nie znam. 😀

    1. O proszę, muszę zobaczyć jak u nas – ja generalnie jestem zachwycona tą neoprenową rączką, jest wygodna jak nie wiem co 😛 U mnie też zawsze wszystko było z porożem w porządku, ale poczytałam innych i trochę już dygam 😛

  2. Pomysł extra i nazwa “Uszanowanka” najlepsza, żadnej suchości! No i to zdjęcie wpatrzonych w diamencik chipsów – Ty to umisz w to blogowanie!
    Podzielam miłość do Pokusy i Hurtty Active – mam szelki i Fibi gania w nich dzień w dzień już z pół roku, chociaż pomarańczowego koloru nie da się doprać do stanu “jak nowe”, to i tak prezentują się wciąż mega zacnie. MIAŁAM też tę lampkę, niestety chyba któregoś razu przykręcając ją zostawiłam jakiś luz, bo magicznie zniknęła z szelek 🙁 i MIAŁAM smycz z tegoż zestawu, a właściwie nadal mam, ale w dwóch częsciach i tu ogarnia mnie czarna rozpacz na każde wspomnienie, bo kochałam ją mocno! ta rączka cała z neoprenu i lekkość taśmy… 🙁 Niestety Fibi jak nigdy, któregoś razu w aucie, gdy wrzuciłam smycz na tylne siedzenie razem z nią, postanowiła ją pomemłać :O wystarczyło dosłownie z 15 sek żeby przegryźć taśmę. Nigdy wcześniej nic takiego nie robiła, akurat przy TEJ smyczy RAZ W ŻYCIU musiało jej się zdarzyć!
    Mam również “byPolę”, ale zepsuł mi się suwak i zbieram się już z rok, żeby go oddać do wymiany 😛 A to faktycznie super nerka, ze względy na rozmiar i design, dobrze, że przypomniałaś, to w końcu ją ogarnę, bo leży gdześ na dnie psiej szafy, zepsuta i zapomniana.
    Pullera Fibi darzy miłością nieskończoną, a i dla mnie to urządzonko jest niezwykle wygodne do szarpania, bo przy silnym piesku można sobie złapać dwiema łapkami, nie to co zwykły szarpak z rączką.
    Róg bawoła, tu smutek wielki, bo takie trwałe gryzaki naprawdę są na wagę złota – kupiłam dla Fibi, a ona ilekroć jej dam łazi po całym domu i go chowa (pierwszy zakopała gdzieś w ogródku na amen), ani razu go nie próbowała gryźć 🙁 Za to poroża lubi sobie popodgryzać, zwłaszcza po wyparzeniu we wrzątku.
    Zakochałam się w tych kryształkach! Niech no tylko wypłatę dostanę!
    Co do naszych hitów 2017, to są te wszelkie kosteczki Nylabone, które upoluję w Tk Maxx (oba psy je kochają i ciągle memłają) oraz Kong Wobbler (byle nie na panelach i kafelkach bo boli w uszy :P)

    1. O mamo, co za smutne doniesienia z pola Hurtty. Ja dzięki Twojej historii przypomniałam sobie mój przypał, więc zedytowałam post 😛 Ta latareczka to dla mnie smaczek największy, choć cena trochę odstrasza, cieszę się, że udało mi się ją okazyjnie wyhaczyć. Dobrze że piszesz o tych szelkach – jak Nenu podrośnie będę się właśnie zastanawiać między właśnie Adventure, Active a Dazzle (gdyby ten fiolet był taki jak w obroży :(). A to bawole rogi też szału nie robią. Te które mamy to pozostałości krowy – i racice i rogi – one są nieco miększe i bardziej “aromatyczne” 🙂

      1. Haha i musiałam przeczytać post jeszcze raz 😛 No ja te szelki propsuję, bo są bardzo lekkie i mają niezabudowaną górę, chociaż ta rączka która występuje w Active czy Dazzle pewnie by się czasem przydała! A tak btw. w jakim wieku Nen planujesz kupić docelowe szelki? u Fibi popełniłam ten błąd, że kupiłam Ruffwearki za wcześnie i później z nich lekko, bo lekko, ale jednak wyrosła i zostałam z różowymi, a teraz mam synka w domu i następny też będzie synek, więc się chyba z nimi w końcu rozstanę, bo czwartego psa nie planuję 😛 No i się zastanawiam, w jakim wieku młodemu kupić docelowe szelunie 😉

        1. Myślę, że około 11-12 miesiąca dopiero 🙂 Na razie dumam nad jakimiś truelove z aliexpresów, jak osiągnie barierę 6 mcy, żeby już się przyzwyczajała do większego obciążenia 🙂

  3. Ale super pomysł na wpis – aż inspiruje do napisania własnego. 😀 😛
    Hurttę polubiłam w momencie, gdy zobaczyłam, że szelki Active mają wszystko to, co od zabudowanych szelek wymagam. A pokochałam gdy dostałam je w swoje rączki i założyłam na psa. Nie wiem jak będą się sprawowały w lato, ale do tego czasu jeszcze sporo dni, więc myślę, że może znajdy jakiś “lżejszy” ich odpowiednik. 😉
    Produkty Pokusy bardzo lubię i tak jak Frida je dostawała do karmy, tak i Freya jest nimi “faszerowana”. 😉 Z tym wyjątkiem, że dopiero przy Frei “odkryłam” owoc dzikiej róży.
    Piszczące zabawki u mnie odpadają. Freya momentalnie się do nich zniechęca nawet jeżeli są super miękkimi, fascynującymi szarpaczkami – jedno piśnięcie i po miłości. 😛
    Do poroża lub rogów (trochę byłam sceptycznie do nich nastawiona, ale mnie przekonałaś) się powoli przymierzam.

  4. Strasznie fajnie wyglądają te glamajki Spunky Pup, ale odstrasza mnie od nich brak wersji, która nie piszczy. Nie trawię piszczących zabawek i nigdy takich nie kupuję i chociaż to serduszko mnie kusi straszliwie, to rozum mówi nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *