Kwestia wolności

Może tak. Nie spotkałam się z tymi opiniami zbyt często, nie jest to nagminne, ale nie raz nie dwa zdarzało mi się usłyszeć – czy to w pracy, czy wśród bliższych i dalszych znajomych. “Ale te psy mają ciężko z Tobą“, “Biedne pieski!“, “No pozwól im, tylko raz!” Wiem, że nie jestem odosobniona w tej kwestii – wszak wiedza na temat wychowania dzieci i psów należy również do tych najulubieńszych tematów do dyskusji podczas niedzielnych rodzinnych spotkań. Oczywiście najczęściej tego typu mądrości wyrzucane są między pochłanianiem kęsów sałatki warzywnej, od osoby, która bynajmniej nie powinna się wypowiadać na temat kwestii wychowania nikogo, jednak najczęściej własnie te osoby z lubością pływają w oceanie swoich opinii na dany temat. Tym niemniej najczęściej poruszana jest największa bolączka osób postronnych. Wolność Twojego psa.

Czegóż to moje pieski tak strasznie nie mogą, co uwłacza ich wolności osobistej i spędza sen z powiek domniemanym obrońcom i członkom Ruchu Wyzwolenia Biednych Piesków? Na pierwszym miejscu mamy najczęściej przebywanie psów w klatkach. To jest moi drodzy, ogień. A nie za mała, a nie za ciemna, a nie za twardo tam ma? A niech pani puści pieski do mojego uzbrojonego po zęby jorka, niech się pobawio. A zaglądanie, wsadzanie twarzy w do  klatki, budzenie mi śpiących twardo psów, to już spoko ruchy. Drugim wyciskaczem łez z wrażliwych piersi to jest bezwzględne przywołanie. Mają zawracać na pięcie w locie kiedy tylko padnie pierwsza sylaba? Ale jak to? Przecież pieski się właśnie bawią. Ho ho ho, taki niesforny ten Fafik, widzicie, chce zmienić dom, ho ho ho, W OGÓLE się za mną nie ogląda. A mój piesek? No dobrze się czuje, trochę zmęczony, bo wczoraj się wybiegał za sarenką w polach. Gdzie ludzie widzą dziką zabawę, ja widzę naruszenie granic innych (“kolega” Fafika ma oczy w słup, ogon pod brodą i już klepie zdrowaśki), Bambi toczy ciężką walkę o swoje życie. Jest beztroskie hasanie, tuż przy dwupasmówce, na polu zaoranym świeżo przez rolnika. Ja wolność pojmuję nieco inaczej. Swoje potrzeby socjalne spełniają wśród psów, które są zaufane i zrównoważone. Nie muszę się martwić, że zostaną zgnojone, przytłoczone, albo wręcz sprowokowane do obrony. Nie muszą wybuchać radością na widok kompletnie nieznajomego pieska, ja również nie rzucam się w ramiona pana w prochowcu.

Jak to jest z tą wolnością? Czy moje psy faktycznie mają jej niewiele?

Zastanawiałam się nad tym wczoraj, na spontanicznym spacerze w lesie. Było po deszczu, więc było sporo kałuż, takich, w których psy zapadały się po pachy. Co jakiś czas musiałam zwoływać je do siebie, żeby nie wlazły w kolejną, a następnie nie upaćkały tapicerki w aucie. Następnie zostały zwalniane i mogły gnać w przód, a następnie wracać, niuchać, sikać i jeść trawę i czynność powtarzać do rozpęku. Nie chciało mi się sięgać po smycze, chciałam, żeby sobie mimo wszystko biegły i załatwiały sprawy po swojemu, w końcu to było wyjście dla nich.

Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to nie tak. Że tak naprawdę ich wolność ogranicza się do tego co mają w móżdżku. Będąc fair przewodnikiem i szanując ich odczucia staram się wprowadzać jasne zasady postępowania, odpowiednie wytyczne i reguły. Reszta zależy od ich wyboru. Nie znam w przyrodzie sytuacji, gdzie kompletna beztroska zdała egzamin. Większość aktów samowolki kończy się bardzo gwałtownie. I ostatecznie.

Dzięki swoim własnym umysłom mają tyle wolności, ile sobie zapragną. Pod jednym warunkiem – pilnowania wpojonych zasad. Dzięki nim w większość miejsc podróżujemy razem. Dzięki nim chodzą praktycznie bez smyczy (o ile środowisko jest zaklasyfikowane przeze mnie jako “bezpieczne“), mogą pląsać, mogą niuchać, mogą też iść mi przy nodze, no wszystko czego dusza zapragnie. Wymagam tylko jednego – czynnego narządu słuchu. Uważnego na przywołanie, na komendę przerywającą “nie“, na komendę czasem ratującą życie “zostaw”. Bez tego nie czuję się, jak gdybym ograniczała im wolność. Czuję się, jakbym balansowała na granicy przypału, prosząc się o przykre konsekwencje. Nie dla mnie, dla nich.

A co Wy sądzicie na ten temat? Jak Wy pojmujecie psią wolność i swobodę?

 

 

13 komentarzy na temat “Kwestia wolności

  1. Dokładnie tak samo. 🙂 Jak już mówię, proszę by to było zrobione w trybie natychmiastowym. Nie to nie, i tyle- to głównie sprawy bezpieczeństwa, a nie bycia wredną dla psa. Też spotykam się z pytaniami „a dlaczego pies nie może?”. Pamiętam jak byłam z około 20-30 psami na spacerze na plaży z behawiorystką i właściciele ciągle za swoimi podopiecznymi biegali, stresowali, zawracali im głowę, przerywali interakcje. Wcale się te psiaki nie słuchały. Luna latała w całkowitym luzie i co jakiś czas sama z siebie przychodziła dotknąć mnie noskiem, zameldować się lub stawała nagle i szukała nas wzrokiem, wystarczyło, że jej pomachaliśmy i wracała do zabawy. A jak było trzeba to przygalopowała na wołanie. Wolności ma, więc dużo, ale wie, że pewne zasady trzeba szanować.

    1. Tak i Twój opis dla mnie brzmi jak marzenie 🙂 Tak mogę spokojnie pójść z dwoma moimi pieskami. Z dzikim pomiotem jakim jest Ru – nie ma takiej opcji niestety 🙁

  2. ah. Mądrości dusz chętnych do “pomocy” to skaranie boskie, ale gdy rozumiem brak wiedzy u osób nie posiadających psów, kierujących się przekonaniem, że szczęśliwy pies to pies któremu wszystko można to do białej gorączki doprowadzają mnie zupełnie nieświadomi właściciele innych psów. Mój pies (pierwszy pies i popełniłam sporo błędów w wychowaniu) ma problem z nadmierną ekscytacją na widok innych psinek, no bo przecież to tacy kumple do zabawy, że reszta świata nie ma już znaczenia. W związku z tym na każdym spacerze ćwiczymy i ćwiczymy obojętne przechodzenie obok potencjalnej istoty mogącej zaoferować przedni fun !. To ile razy usłyszałam, że jestem nieodpowiedzialną właścicielką psa bo nie pozwalam mu się “przywitać” to nie zliczę! (co więcej, ponoć takie ćwiczenia prowadzą do tego, że pies staje się agresywny !!! ;D). To samo tyczy się mojego “widzimisię” nieszczekania na gości jak wchodzą na ogród – NO ALE JAK TO, TOŻ TO PIES MUSI SZCZEKAĆ !/ Przykładów bez liku. Ale później gdy siedzimy przy grillu i wysłuchuję historii jak to ktoś więcej nie będzie miał psa bo to wielki problem: ze smyczy nie można puścić bo ucieka/ gości z psami nie zaproszą bo szczeka w końu to pies więc “pilnuje terenu”/ na wycieczkę nie pojadą bo pies nie umie zachować się w samochodzie/ bo nie reaguje na imię/ bo on ma taki parszywy charakter…..| Może w końcu przyjdzie czas, że ludzie zrozumieją, że pies to takie “dziecko” w rodzinie, i jak wychowasz tak masz. Albo cieszysz się z wspólnego życia razem albo latasz za psem jak za zbuntowanym nastolatkiem puszczonym samopas w życie. I jak głupio jest wtrącać nosa w wychowanie czyjegoś dziecka (a jeszcze nie słyszałam, żeby granice stawiane dzieciom były złem wcielonym (a przecież to jak nic ograniczenie ich wolności!)) to tak samo głupim jest wtrącanie się w wychowanie psa ! ot.co.!

    1. Dokładnie tak!! W wielu przypadkach wychowanie psa i dziecka można traktować jako analogię! Oj to mi koleżanki opowiadały jak troskliwe ciocie czy babcie podtykały np. słodycze przed obiadem bo niech się dzieciątko posili, ten jedenjedynyraz 😛

  3. Oj tak, temat klatki jest wiecznie żywy w rodzinie. Najgorsze jest jednak to, że przez takich apostołów wolności trudniej wpoić pewne zasady i pozwolić psu na relatywnie pełną swobodę, bo kiedy uczysz nie podchodzić do innych psów, to raz wolne elektrony podchodzą do ciebie i wszystko bierze w łeb, dwa ludzie, którzy wiedzą, że Ku jest przyjacielski i lubi się pobawić, mają problem z tym, że idę z nim precz albo biorę na smycz. Do tego dochodzi wiele innych komentarzy, nie tylko na temat wychowania, moje ulubione tyczą się jazdy na rowerze, że zamęczę psa i żeby mu wody koniecznie dać i takie tam.

    1. Hahahah “Apostołowie WOlności” xD A to ja w temacie jazdy na rowerze raczej spotykałam się z miłymi opiniami – że mnie pieski ciągną, że jak mi wygodnie, jak fajnie, że ich pieski niekoniecznie tak lubią… 🙂

  4. Kurde, mogłam nie czytać tego w poniedziałek rano, bo przypomniało mi to wszystkie wkurzające sytuacje xD
    Typu: Pani puści te pieski, po to jest plaża, niech podejdą do siebie na luzie, ja rozumiem agresywne, ale tak to nie.
    Moja odpowiedź: Panie, ale ja tu mam szczenię i drugiego psa, który go może bronić przed obcym psem, to wolę podejść na spokojnie. Zwłaszcza, że mały nie przychodzi na wołanie.
    Pan: A to tak. xD
    Na osiedlu praktycznie zawsze trzymam psy na smyczy (wyjątek jest wieczorem, w miejscu gdzie nie chodzą ludzie), szanuję ich granicę (jeśli Axel zawarczy przy głaskaniu, szanuję to, przestaję), staram się na spokojnie podchodzić do innych psów, uważam gdy idzie jakieś dziecko, które może wykonać nieoczekiwany ruch, wczoraj nawet zwróciłam jednemu uwagę żeby nie wjechał (specjalnie!!) w Pieprza, staram się, żeby nie piłowały mordki bez sensu i nie skakały na ludzi.
    Chłopaki nie są idealni, jeden: po-przejściach-nie-wiadomo-jakich, a drugi: radosne-szczenię-z-kreskówki, ale i tak czasem mam wrażenie, że mogłoby być zdecydowanie gorzej xD Aczkolwiek jeśli robią coś nie tak to staram się nad tym pracować. Jak ważne jest np. nie szarpanie na smyczy, bo “coś” i że niektóre zachowania/komendy są ratujące życie przekonałam się ostatnio. Pieprz ma niemiły zwyczaj szczekania i rzucania się do samochodów, wiadomo – ucieka, trzeba gonić. No i zawiódł sprzęt, rozpiął się dwójnik i mały wpadł pod auto… Teraz już na 100 sposobów pracujemy nad nie zwracaniem uwagi na auta, rowery, rolki, panie z nordic walking itd. itp. (Najgorzej, że jak się przestraszy to nic nie słyszy na razie :() I nie uważam żeby to było coś złego, że pracujemy nad dziwnymi zachowaniami. A co ktoś tam sobie myśli no to trudno.
    Co mnie jednak często wyprowadza z równowagi to komentarze na temat żywienia moich psów. Zdarzało się, że Axel miał długie biegunki, bo prawdopodobnie coś zjadł, ale przecież “jedno ciasteczko to nic mu się nie stanie” (raz na moje stwierdzenie: w domu ma wołowinę usłyszałam “to też ciasteczko z wołowiną” XD). No i oczywiście standardowe “kiedyś to psy jadły kości i nic im nie było”, “po kości nic mu się nie stanie, buahaha” (w kontekście 7 miesięcznego Pieprza, który nie jest przyzwyczajony do jedzenia kości, i to jeszcze z kurczaka z grilla), “mojemu psu nic się po tym nie dzieje, Twoje jakieś wrażliwe”. W skrócie: grrrrr
    Będąc u rodzinki na wiosce to w ogóle mówiłam, że wzięłam rasowego żeby chodził na wystawy i był reproduktorem, na zarobek, bo tego też tam nie rozumieją xD

    1. O mamo jak przeczytałam o tym aucie to mnie zmroziło 🙁 masakra! Moja najbliższa rodzina na szczęście szanuje moje zdanie i W MOJEJ OBECNOŚCI nie dopuszcza do grzeszków. A co się dzieje za moimi plecami…:P to wolę nie wiedzieć 😀

      1. Rodzina to swoją drogą, przytoczone komentarze padły akurat od “przypadkowych” osób czy znajomych, także jeszcze gorzej xD Jeśli chodzi o auto to na szczęście nic się nie stało, myślę, że on nawet nie zauważył. Tyle, że się wystraszył i nie bardzo chciał złapać. Na szczęście ten pies nie ma kręgosłupa. Ale ja miałam 30 zawałów w sekundę.

  5. Dla mojego taty wolność psa się kończy w momencie założenia mu szelek. Przecież to niewygodne, cięzkie, na pewno uwiera a sama konieczność noszenia, bardzo musi go smucić (zwłaszcza, że szelki zakładane są przed wyczekiwanym spacerem…) 😉

  6. Tekst trafiony w punkt, a jeszcze lepiej jest kiedy ma się taką Ru zamkniętą w ciele cziłki, bo przecież nie ma nic śmieszniejszego niż rzucający się do gardła mały piesek. I tak długo póki jest w klatce albo na smyczy to można prowokować i denerwować żeby tylko szczekał głośniej i więcej zębów pokazał, no ubaw po pach poprostu, ale jak z klatki wypuszczę to potem do mnie pretensja że ugryzł, że pies niewychowany, że potwór.. Taaa jaaasne.
    Najgorsze, że to zazwyczaj tak zwani przyjaciele rodziny lub sama rodzina i nie wytłumaczysz chociaż nie wiem co.
    Tak samo z dokarmianiem przy obiadku, ale jak zażyga dywan żółcią to czyja wina?? Właścicielki oczywiście!
    I dzięki temu wszystkiemu mam teraz dwa psy w jednym ciele, jeden wyluzowany, przyjaźnie nastawiony do obcych, szczęśliwy psiak i drugi szatan wcielony, próbujący zabić wszystko co się rusza, agresywny micro szczekacz. Przemiany następują wraz ze zmianą otoczenia, taka sytuacja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *