Majówka

Wiosna – a można by rzec – prawie lato już u progu! Wczoraj upiekłam się na skwarek, pieski na każdym spacerze taplają się w jeziorku (albowiem znów mieszkamy w Niewieszu – rodzice wybyli na wakacje, a my po pięknym majowym tygodniu posłusznie wracamy do pracy. To znaczy nie. Ja łkam, łkam wewnętrznie i cierpię, że muszę iść zarabiać pieniądze – było tak wspaniale, tak relaksująco, tak z pieskami (fantastyczne wycieczki – w góry, na Jurę, grille, pogaduchy, wiszenie na hamakach, seminarium dogfrisbee jako wisienka na torcie…o rany no). Następny porządny urlop we wrześniu. Kto chce się zamienić? Dziś, jako, że jestem jeszcze kawałkiem stopy w urlopie (praca na popołudnie!) to napiszę Wam króciutki post podsumowujący majówkę -znajdziecie w nim troszkę przepisów na jednodniowe wyprawy ze Śląska i trochę opowiastek.

Tak naprawdę najważniejszymi wydarzeniami całego tygodnia były wyjazdy – wyprawa na Klimczok, wycieczka po Jurze i seminarium z Martą Harężą. Poza tym spacerowaliśmy stacjonarnie odkrywając nowe pobliskie tereny, albowiem mam odruch wymiotny jak idziemy już naszą standardową trasą spacerową, dawaliśmy spokojnie wypoczywać pieskom i oswajaliśmy trochę Zazu ze stadem. No to pojedziemy akapitami, będzie przejrzyście.

Zazu

Zazu to nowy adopciak rodziców – jeśli ktoś przegapił informację, rodzice postanowili wziąć 9 miesięczną czarną bidę z kojca. Zaz pochodzi z gospodarstwa z owcami (podobno została dorzucona jako gratis do stada) i ma trochę góralski charakterek. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest Ruby oczywiście, ale długi czas burczała na moje stado, które cierpliwie ją ignorowało, dawało się wąchać, i bez problemu wchodzić w interakcje. Zazu od początku postanowiła, że nie będzie fanką Ruby, i nie jest. Nie wiem, jakie oświecenie zstąpiło na rudy mózg, ale jest w stanie blokować jakiekolwiek chamskie odzywki względem Puczi. Nie wiem, co ten biedny piesek ma w sobie, ale go nikt, totalnie nikt nie lubi – żadne psy. Reszta mojego stada ją toleruje i na swój sposób lubi, ale mogłabym przysiąc, że czasem jak odwala jakiś numer blue merle pieski przewracają oczami. No serio.

W każdym razie Zaz od soboty zaprzyjaźniła się z Nenu, zaczęły się bawić, hasać i pleść sobie warkocze, jak na nastolatki przystało, Bala traktuje z kompletną wzgardą, Ruby nie lubi, a Mojito kocha i wylizuje ją po pysku. Ważniejszą jej cechą jest to, że bardzo kocha ludzi wszystkich, i strasznie jej zależy, żeby być kochaną i głaskaną. Więc ogólnie jest grzeczna, dzięki czemu bez problemu da się z nią żyć. Ma też pastuchowe zapędy, szczególnie kiedy moje psy gwałtownie się poruszają (na przykład za zabawką) ma wielką ochotę dopaść każdego i dziabnąć w kark (co zdarza się nie tak znowu rzadko, mimo, że staram się unikać sytuacji zapalnych. Pod tym względem pracujemy. Niestety jest kompletnym niejadkiem i na razie niespecjalnie interesuje ją jedzenie.

Klimczok

Wyprawa w góry wisiała na naszej liście “do zrobienia” od…dobrych czterech lat. Mimo, że oboje lubimy ten rodzaj aktywności i mamy plus minus godzinę jazdy autem w góry, to jakoś nie złożyło się tak, żeby udało nam się wybrać. To tego weekendu, kiedy to stwierdziliśmy, że trzeba, że to już zakrawa na wstyd i żenadę.  Oczywiście, tego poranka, kiedy trasa była wybrana, wszystko zaplanowane, dopięte na guzik, banany spakowane, okazało się, że…Ru nie staje na łapę. Dzień wcześniej śmigała jak szalona, a poranek zastał ją kulawą i zasmuconą.

Dlatego na podbój Klimczoka ruszyliśmy tylko zwartą blue merle ekipą, uprzednio wrzuciwszy Ru do domu rodziców. Wycieczka udała się przednio, co prawda Pan Mąż zadbał o to, abyśmy nie zapomnieli o tym, że jesteśmy w górach, więc Bal, który był podpięty do pasa mojego co chwilę odwracał się na mnie, zszokowany kątem nachylenia naszej trasy. Same widoki i ścieżka potem była tego warta. Naprawdę. Wspinając się na szczyt zawsze zadaje sobie pytanie “po co ja to robię”, a potem, te chwile przy schronisku wszystko wynagradzają. Trzeba częściej!

Z technicznych uwag – podchodziliśmy najbardziej stromą opcją, auto postawiliśmy pod Orlim Gniazdem w Szczyrku, a następnie ruszyliśmy szlakiem na Klimczok od strony Sanktuarium Maryjnego. Po wdrapaniu się na szczyt jeszcze chwilkę poszliśmy w stronę Szyndzielni, ale burze zapowiadane na popołudnie bardzo szybko wygoniły nas ze szczytów. Wracaliśmy trasą łatwiejszą (tą idealną dla rowerzystów górskich), a następnie zjedliśmy obiad w samym centrum Szczyrku (restauracja Pod Tężnia – żadnych problemów z siedzeniem z psami, pani przyniosła nam wielką miskę chłodnej wody, którą pieski przyjęły z wielką wdzięcznością). Szczególnie ujął mnie fragment trasy pod szczytem, gdzie przedzieraliśmy się przez szlak, na którym leżało wiele powalonych drzew. Budził respekt i był tak piękny i pusty, że pieski śmigały chwilkę bez smyczy.

Ekipa odpoczywa po wyprawie we wspomnianej restuaracji

Wyprawa na Jurę

Wśród gromady kolorowych głupków znajdź Sheldona

Tutaj już wzięliśmy silniejszą grupę, bo wyciągnęliśmy ekipę Sheldona a i Pucznik łaskawie odkulał – Jura to kolejny punkt, który chciałam zejść z psami, który również mamy jakąś godzinę drogi od miejsca zamieszkania. Ze względu na to, że był to 3 maja i spodziewaliśmy się dzikich tłumów postanowiliśmy wybrać nieco mniej uczęszczaną trasę. Stanęło na Górze Zborów (krótko, fajnie, zamknięta jaskinia), a następnie wybraliśmy szlak czerwony i ruszyliśmy w stronę Zamku Bąkowiec. Niestety ta część okazała się dla nas rozczarowaniem – trasa nie odbiegała wyglądem od zwykłego spaceru po lesie (część to nawet był mało urokliwy zagajnik), a sam zamek odgrodzony był płotkami. Z budżetowym napisem, który ujął mnie na wskroś i strasznie żałuję, że nie zrobiłam mu zdjęcia. Otóż wystawcie sobie, żółtą tabliczkę zawieszoną na ruinach. Pisze na niej “Po godzinie 20:00 zakaz wstępu na teren basenu“, przy czym na “po godzinie 20:oo” i “na teren basenu” zostało troskliwie zaklejone żółtą taśmą malarską. No moc serduszek w stronę węża w kieszeni tej osoby <3

Pucznik jakiś niewyraźny, bo właśnie po tej kawie. Fujka.

Ach, no i mrożoną “kawa” w “restauracji” pod zamkiem to najgorsza kawa świata. Serio. Najgorzej wydane dziesięć złotych za białawą breję ze wspomnieniem neski. Brrrrrr.

•PL/ENG• Jako cześć naszego noworocznego postanowienia „więcej się ruszać z domu” dziś obraliśmy kierunek #jurakrakowskoczestochowska A ze względu na daleko posunięty gawiedziowstret zdecydowaliśmy, ze tym razem odpuścimy sobie #Ogrodzieniec, a zwiedzimy mniej uczęszczane #gorazborow i #zamekbąkowiec Część trasy oziki przeszły na pasie, część pobierały luźno. Nenu ze względu na to, ze jest nieletnim pieskiem szla z Panem Mężem na smyczy. Musicie mi uwierzyć, ze jak na warunki trudne dla móżdżku(patrzcie jakie tłumy), Puczineczka była baaardzo dzielna! Nasz zaprzyjaźniony buldozek francuski Sheldon dzielnie gnał pod górkę razem z długonogim stadkiem! ? Ludzie są bardzo sceptyczni, kiedy odpowiadam na pytanie „przepraszam, a jakiej rasy jest ten najmniejszy piesek? […]Hm, a bordery nie są czarno-białe?” ? wiele kilometrów mamy za sobą, teraz czeka nas czill, piwko i grill w ogródku ? Jak Wam mija wolny dzień? ••••••••• As a part of our #newyearsresolutions we decided that we will go out more. So today we hit the road again – we decided that we’ll visit #polishjura withdogs. #doghiking #hikingwithdogs #dogactivities #dogblogger #bordercollieonadventure #myheartchakracrew #aussiesonadventure #dailyfrenchie #frenchieofinstagram #freetimewithdogs #activedogs #mypack #wyzynakrakowskoczestochowska

Post udostępniony przez Our Dog Blog Profile! (@myheart_chakra)

Seminarium dogfrisbee z Martą Harężą

O seminarium pisałam Wam wczoraj i przedwczoraj – wydaje mi się, że właśnie moc radości i poweru opisuje idealnie naszą końcówkę majówkowego wywczasu. Martę poznałam w zeszłym roku na Latającej Akademii i strasznie polubiłam jej zajęcia – kładzie nacisk na technikę, ale też zawsze ma wiele pomysłów i jest przede wszystkim przemiłą, pozytywną osobą. Naprawdę polecam razy tysiąc. Mam wrażenie, że w końcu odblokowały mi się jakieś zapadki w mózgu odpowiadające za poprawne rzuty. Wiadomo, nie ma co szaleć, czas pokaże 😛

•PL/ENG• (musiałam raz jeszcze bo mi się nie wygrało wszystko ?) Pisałam już Wam na fejsiku (a ci co oglądają instastories to już wiedza NA BANK), ze ostatnie dni majówkowego wywczasu spędzamy na seminarium #dogfrisbee. Balu – bo pełną para działamy w nowym sezonie, Nenu – bo jest krewetka z plakietka „uczę się” i poznaje świat sportowy – który głównie składa się z oczekiwania w trudnych warunkach na swoją kolej, poznawania dużej ilości obcych cioć i psów, i pracy w rozproszeniach. No i mimo, ze kreweciatko jest wrażliwa dusza, radziła sobie tak, ze rodzice puchliby z dumy. W klatce leżała, odpoczywała, szarpała się w hałasach, spokojnie patrzyła na prace obcych cioć, rozdawała (nieśmiałe!) buziaczki i pławiła się w swoim skorupiakowym jestestwie. Bal z kolei nie zawiódł, jak zawsze ? Upał jak tysioncpincet, on dawał z siebie wszystko, forma taka, ze tylko pozazdrościć. Oczywiście zapomniałam poprosić towarzyszkę Wierna, żeby nagrała mi najlepsze sekwencje ? Przysięgam poprawę! Dzięki @martaiga mamy naprawdę piękne inspiracje do freestyle, do tego mam wrażenie, ze w końcu dzięki poradom zaczęłam ogarniać nieco bardziej arkana trikowek i stabilniejszych rzutów (cześć toss). Naprawdę było fantastycznie. No i atmosfera – wartościowe rozmowy przeplatane idiotycznymi żartami, które bawiły mnie do łez. No. I efekt taki, ze wyglądam jak Janusz który wrócił z San Escobar. WARTO. BYŁO. ••••• I’ve just came back from major and fantastic #dogfrisbeeseminar. My dogs were great (both of them, even my #adolescentpuppy ?), and I really learned a lot! ?? My face and my body though…TOTALLY WORTH IT! ?? #discdogs #legvault #frisbeeseason #dogcatch #aussiedoingfrisbee #sportdogs #dogsports #discdogs #workingwithaussies #bordercolliepuppy #wychowanieszczeniaka #freestyle #lovethem #myheartchakracrew

Post udostępniony przez Our Dog Blog Profile! (@myheart_chakra)


W każdym razie wróciłam bardzo zmotywowana, z górą pomysłów i inspiracji, Bal pracował bez zastrzeżeń,  po prostu kocha plastikowe talerzyki nad życie. Formę ma jak marzenie, nie mam się czego czepić 🙂 Szczeniątko natomiast spełniało się towarzysko poznając coraz to nowe ciocie, oraz obce pieski. Odpoczywała w klatce jak jej było dane, kiedy wyciągałam ją z klatki, grzecznie “pracowała” w rozproszeniach (no kółeczko, cofanie się i szarpanie, praca ponad siły! :D), nie miała słabych momentów. Drugiego dnia widziałam, że była troszkę bardziej zmęczona, ale w pewnym momencie odpuściła i wyluzowała się cała, wywalając brzuszkiem do góry. To naprawdę był dobry koniec wspaniałego weekendu, ot co!

 

Myślę, że to tyle – co tam u Was, jak Wam minął czas wolny? Podobają się Wam tego typu wpisy opisujące nasze wycieczki? Chcielibyście tego więcej? Piszcie!

 

11 komentarzy na temat “Majówka

  1. Ale super spedziliscie czas! 😀 Bardzo zazdroszczę hasania po górach z psami, kiedyś też spełnie to marzenie! <3
    Nasza majówka też była aktywna : długie spacery, trening z psyjaciółmi, spacer 30km nad Jeziora Turawskie i takie tam… Też musimy machnąć podsumowanie na blogu 😛

  2. No to mamy kolejną trasę do zaliczenia! Jeszcze niedawno nie sądziłam, że wypad w góry z psem może okazać się super zabawą dla wszystkich 🙂 Teraz szukamy polecanych szlaków i wpisujemy je w swój terminarz!

  3. Ja to bym sobie chciała pójść z psem w góry, oj chciałabym tak samo bardzo jak chciałabym zjeść całą czekoladę Oreo o drugiej w nocy na diecie. Tylko że w Warszawie, bez samochodu… Cienszko panie, cienszko. Na semi też bym sobie poszła, ale z dziesięciolatkiem to już nie bardzo… Ogólnie zazdraszczam <3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *