ZANIM udasz się na specjalistyczny kurs psich sportów

Rzadko kiedy zachwycam się morfologią moich psów, i raczej stawiam na wybitne umiejętności, czy cechy charakteru, ale tutaj mamy 2 z 3 rzeczy i mogę to powiedzieć – jeśli to nie jest czyste piękno ujęte na tym zdjęciu, to ja już nie wiem <3

Dostaje wiele pytań od Was – czy to drogą mailową, czy poprzez prywatne wiadomości na IG czy FB, odnośnie tego “jak nauczyć psa łapać frisbee w locie”, “jak nauczyć psa aportu”, “mój pies nie chce wejść mi na nogę”. Oczywiście, że ciężko doradzić cokolwiek z zewnątrz, nie widząc psa, właściciela, relacji między nimi, ale zanim udasz się na szkolenie dedykowane dziedzinie kynologicznego sportu który Ciebie interesuje, warto uprzednio coś znaczyć dla psa (trochę pisałam o tym tu). Postanowiłam dziś stworzyć dla Was ściągawkę właśnie żebyście mieli szansę popracować i podziałać nieco więcej ze swoim psem, jeszcze zanim udacie się na specjalistyczne kursy psich sportów.

Zasada 1: nie bądź meblem w mieszkaniu

Spróbuj znaczyć coś więcej niż samoczochrające krzesło z dyspenserem smakołyków. Praca nad “masz moją uwagę człowieku” zaczyna się u podstaw, w domu. To nauka i wpojenie swojemu psu (tak, tak samo szczeniakowi jak i adopciakowi), że jesteś najfantastyczniejszą personą jaka tylko mogła go spotkać. Że to na ciebie czekał całe życie. Że odtąd łeb w łeb idziecie ku kolejnym sukcesom. Jeśli będziesz dla swojego psa sąsiadem spod trójki, nie oczekuj, że nagle zjawicie się cali obleczeni niebiańską poświatą i rozpykacie pole treningowe w wybitnym stylu. Większą szansa jest na to, że będziesz stał samotnie na polu, bulił ciężko zarobiony pieniądz na to, żeby szkoleniowiec proponował Ci zakup linki i przyśpieszony kurs przywołania a następnie pracy w rozproszeniach. Praca u podstaw – tak, jak pisali moi arch enemy, pozytywiści (Żeromski, i hate you).

Pucznik nastał u nas w domu i nie wiedział, że nie można zabijać piesków, że jak ma RZECZ to można się nią podzielić z właścicielem i też jest fajnie, jak i również nie miał pojęcia co to znaczy zarabiać na swoje leżenie na kanapie.

Zasada 2: miej zasady

Czyli bądź konsekwentny. Myślę, że jakoś lepiej wyjaśnić, że Twój pies jest posłuszny nie wtedy, kiedy pokażesz wszem i wobec, że pies potrafi stójkę, a wtedy, gdy jednym drgnięciem brwi odwołasz psa od pogoni za kotem sąsiadów. Praca na poziomie psich sportów na długo wcześniej zaczyna się od konkretnych komunikatów przekazywanych psu. Czy coś, co robi jest w porządku, czy jest to akceptowane, czy totalnie tego nie uznajesz. To działa trochę tak jak u ludzi – nie zaczną Ciebie szanować, dopóki stanowczo nie przedstawisz reguł (idealnie zobrazowała to Ania Szlęzak- ona akurat mówi konkretnie o związkach, ale ten film dotyczy wszelkich relacji na tym świecie – btw więcej o tym kanale napiszę Wam w kieszonkach. Wstawcie sobie zamiast “faceci” to “pies” i jedziecie z tym koksem).

 

Misio talent do frisbee po prostu ma, ale gdy sporadycznie zabieramy się za inne sporty – robi co może i nie odmawia – bo nie chodzi mu o to, żeby wykonywać to, co mu sprawia przyjemność, ale dla niego przyjemnością jest praca ze mną. 

Zasada 3: naucz podstaw

Jasne, że nie każdy od samego początku wie jak pracować z psem. Ale od momentu, w którym umówisz się na pierwszą wizytę u znanego zawodnika, postaraj się choć trochę ogarnąć psie podstawy – przede wszystkim praca w rozproszeniach (wszystkie sporty), nauka zabawy na komendę, praca na odłożoną nagrodę – zaoszczędzi to Wam wiele pieniedzy, frustracji i po prostu doda jeszcze większego funu do wspólnej zabawy. Pomyśl tak – czy będąc bułą poznańską, siłownie widząc wyłącznie podczas przemieszczania się tramwajem na uczelnie umówiłbyś się na trening do drużyny crossfitowców? Albo czy  odpisując na przerwie zadania z matematyki składasz papiery na wyższą uczelnię na wydział fizyki? To wbrew pozorom nie jest takie znów banalne, i faktycznie, osobnicze predyspozycje psów i przewodników też grają pewną rolę, jednak tak naprawdę gro tego, co widać na zawodach to praca, praca i jeszcze raz praca – od podstaw do coraz bardziej fikuśnych baletów. Nigdy nie ma windy na szczyt, nawet przy utalentowanej parze. Zawsze to krew pot i łzy. Niezależnie od sportu.

To takie trzy zasady, które warto sobie wziąć pod rozwagę, nawet jeśli właśnie dostaliście wymarzonego bordera koli iesdeesa, albo oziczka versa. Nawet po rodzicach – baletmistrzach może urodzić się krokiet, który nie zrobi trzech pas de basque.  Każdy w domu zarabia na swoje sukcesy ( i często tez porażki).  Warto o tym pamiętać, i do dzieła podbijać ringi!

 

Jestem ciekawa jakie były Wasze wrażenia z seminariów czy kursów nauki psich sportów? Jakie jeszcze zasady dodalibyście do tego wpisu?

10 komentarzy na temat “ZANIM udasz się na specjalistyczny kurs psich sportów

  1. Zadam pytanie,które pewnie zabrzmi głupio i banalnie, ale chyba takie życie. Jak mam pokazać psu, że danego zachowania kategorycznie nie akceptuję i lepiej tego nie robić? Jest uparty, strasznie.
    Bardzo podziwiam cię za ogrom pracy z Ruby i to, ile z nią osiągnęłaś 🙂
    Pozdrawiam!

  2. Czytam Twojego bloga od dłuższego czasu i wiem, że masz duże doświadczenie w pracy z psami, w tym z jednym takim, no z tych trudniejszych. Może coś mi doradzisz, nie jako behawiorysta, szkoleniowiec (którzy działają na schematach i nam nie pomogli), ale powiedzmy jako ekspertka od Ruby. Od dwóch lat szkolę “trudnego” psa i ogólnie jest nawet ok, mamy dobrą relację, dobrą współpracę, ale…. Mam problem z przywołaniem związany z silnym instynktem łowieckim psa oraz jego fisiem na punkcie innych psów. Sprawdzone sposoby przerabiane od dwóch lat i milion idealnych przywołań szlag trafia, gdy ucieka zająć albo wiewiórka. Albo pies. Instynkt łowiecki, agresja łowcza, czyli skradanie przy podejściu i skok, brak zainteresowania jedzeniem (chyba, że ucieka) mimo niejedzenia od dłuższego czasu, czujność, lękliwość, niski prób pobudzenia oraz totalna fiksacja na punkcie psów (niestety nie zabawek, piłek, frisbee). Po dwóch latach z psa dzikiego polującego na wszystko mam psa ogarniętego, ale do ideału chyba nie dobijemy. Z grubsza chodzi mi o to, że cała praca, którą przerobiłam z psem, doprowadziła nas do sytuacji, w której są ludzie nic z psem nie robiący, a mający psa z dobrym charakterem. Ale chciałabym jeszcze trochę wycisnąć z Nuk, bo to bardzo inteligentny pies. Wiem, że nie doradzisz mi nic pod mojego psa, bo go nie znasz, ale opowiedz, proszę, jak to było z Ruby.
    Pytania mam konkretne. Ruby chciała zabić pieski. Jak to sprawiłaś, że już nie chce? Ile to czasu zajęło? Jak na to reagowałaś? Jak było z jej instynktami? Czy mimo wszystko była nastawiona na pracę z człowiekiem czy, jak moja, wyłącznie na zwierzęta? I trochę ogólniej: Jak przekierować uwagę psa na siebie z dzika, gdy się już nie da przekierować uwagi? (chodzi mi o jakiś myk, nie że odbiec, szczebiotać, tarzać się po trawie, co działało pierwszych kilka razy). Co zrobić, gdy pies podejmuje decyzję, że tym razem nie przyjdzie (no wiesz, spojrzy i ruszy przed siebie), choć już przychodził za każdym razem od pół roku?
    ps. Nie pytam o ogólnie stosowane techniki szkoleniowe, przerobiłam wszystko, a tylko i wyłącznie o doświadczenia z Puczinką. Jeśli są takie artykuły na Twoim blogu, to podpowiedz które, może przeoczyłam…
    Pozdrawiam,

    1. Z doświadczenia powiem szczerze – na agresję u Ru nie działało plumkanie, klikanie, skakanie i kląskanie, tylko solidny, żołnierski opr.

      W kwestii przywołania i pogoni za zwierzętami – bezwzględnie linka, dopóki nie nauczyła się zwracania uwagi na moje komendy – praca bez linki, kiedy pies uczy się od Ciebie, że tak naprawdę to co mówisz może zostać zlane ciepłym moczem bez żadnych problemów. Raz zapomnisz linki, pies pogna = cała Twoja robota w buty.

      Ru nie była zafiksowana tak jak psy potrafią łowiecko na zwierzęta, a raczej miało to podłoże takie, że po prostu nikt jej nigdy wcześniej nie powiedział, że tego nie wolno robić – więc o tyle łatwiej (choć nie łatwo) było mi pogoń wykorzenić. Była bardzo rozbestwiona, jest i była reaktywna i histeryczna, ale na szczęście nie ma w sobie takiej agresji pod tytułem dorwać i unicestwić, bo na szczęście udało mi się to zdusić w zarodku.

      Napisz skąd jesteś, bo myślę, że może uda mi się doradzić Tobie kogoś sensownego, kto pomoże Ci z Twoim psem!

      1. Dzięki za odpowiedź. Jestem z Warszawy i dodam, że jesteśmy po dobrych szkoleniach, znam dobrych behawiorystów, których rady zastosowałam i stosuję do tej pory, ale niestety nieprzewidywalne środowisko dało mi kopa w d. Jakieś namiary na pewno się przydadzą, ale teraz raczej szukam “podobnych przypadków”, żeby móc coś bardziej porównać, samej wyciągnąć wnioski. Behawioryści nie widzą sytuacji na bieżąco, nie są w stanie niczego zobaczyć podczas wizyty ani nawet spaceru, ponieważ wtedy Nuk zachowuje się idealnie. Podobnie jest z linką. Pies na lince jest psem idealnym, bo wie, że ma linkę. Jakby to powiedzieć, tu jest właśnie ta trudność, że wypracowałam odwołanie na lince, wszystko pięknie przez prawie pół roku, puściłam bez linki, i zonk, wszystko w diabły.
        Jak już mówiłam, pracuję z nią od dwóch lat, i mimo dużej poprawy w każdym z problemowych zachować, Nuk nadal gdy zobaczy zwierzę lub obcego psa, to po prostu ją ściąga w tym kierunku. Od razu wchodzi w tryb nadmiernego zainteresowania, polowania lub pogoni. Znam pieski sfiksowane na patyki, jednego na piłkę, wiele na jedzenie. A moją kręcą psy i inne zwierzęta. Nie żeby zabić, ale żeby gonić. Stąd moim ostatnim pomysłem jest bazowanie na komunikacji gestem, którą pies lepiej czyta. Problem, że to nie działa, gdy pies na mnie nie patrzy :).
        Możliwe, że zabrakło mi w mojej postawie takiego konkretnego pokazania psu, że tego i tego nie akceptuję i kropka. Że skupiłam się tylko na klikaniu i smaczkach, a jak ona coś robiła źle, to pracowałam bardziej, czyli więcej klikania i smaczków, zamiast wspomnianego solidnego opr. No bo, żeby nie zburzyć relacji (pies lękliwy, reaktywny, delikatna psychika i takie tam). Chyba przesłodziłam psa po prostu.

        1. Moja Lalka też jest zafiksowana na zwierzętach, też reaktywna, wiecznie czujna i goni wszystko, co się porusza, a po zmroku chodzi tak napięta, jakby guza szukała. Adoptowałam psicę, jak miała 9 m-cy i nie wszystko wiem o jej przeszłości. Zafundowałam nam szkolenie indywidualne, bo nie była się w stani skoncentrować inaczej, darła japę i wogóle rozwalała wszystkie próby dotarcia do jej mózgu, jak i resztę szkolenia grupowego.

          Na indywidualnym, gdy Lalka darła japę chcąc uzyskać naszą uwagę i smaczki oraz nie dając spokojnie porozmawiać, skłoniła trenerkę do zaprezentowania pewnej metody – inna wersja solidnego opr:
          1. Komenda “dość”, darcie ryja nadal,
          2. ponowna komenda “dość”, darcie japy nadal,
          3. “ups”, przywiązanie psa do pobliskiej latarni i odejście na parę kroków, Lala jazgotała nadal
          4. jak tylko uciszyła się na chwilę, pochwała “dobry pies” i nagroda w postaci odwiązania psa i “zabrania” jej spowrotem do “stada”.
          Całą tą sekwencję powtórzyłyśmy 3 razy z rzędu i przy trzecim razie na komendę “dość”, zatkała twarz natychmiast.

          Ten manewr nie wychodzi, jak przechodzimy koło szczekającego płotu. Jest nawet problem, jak za płotem psa niema, a czasm bywał szczekacz. Przechodzę na drugą stronę ulicy, a jak sucz nadal się napina, to każę położyć się jej na chodniku i czekam, aż troszkę zluzuje chwaląc jednocześnie za milczenie, potem nagradzam smaczkami i idziemy dalej przy moim radosnym szczebiocie “idziesz, idziesz”. Zazwyczaj obywa się już nawet bez jednego szczeknięcia, ale praca trwa rok prawie. Jak nie miałam czasu i/lub na uziemnienie psa, to brałam pod pachę. Jak straciła grunt pod łapami, to się nieco wyciszała, bo była lekko zdezorientowana zmianą pozycji w przestrzeni.

          Przechodzenie koło innych psów już jest w granicach rozsądku. Doszłam do tego na początku nie dopuszcając do kontaktu przez ok. tydzień, a potem skracając smycz w pobliżu innego psa, a jak nadal się napinała, to nie dopuszczałam do kontaktu (zawrócenie i zmiana trasy), czyli “za karę” odbierałam jej to, na czym jej najbardziej zależało – kontakt z innym psem. Jak w miarę grzecznie zaczynała podchodzić do innych psów, to lawina pochwał, a potem zaraz smaczki.

          Przy wiewiórkach i kotach było rwanie kostki brukowej pazurami przy akompaniamencie skowytu i ujadania. Powoli ujadania jest coraz mniej, a rwanie bruku przechodzi w taniec na tylnych łapach ze ściszonym skowytem. Generalnie przejście spokojne, jak na horyzoncie jest kot, czy wiewiór, nadal przerasta Lalkę emocjonalnie. Również biegający za piłeczką pies w oddali wzbudza nadal zbyt wiele emocji, ale powoli, powoli psica łapie równowagę emocjonalną, choć do pełnej, to nigdy chyba nie dojdzie.

          Generalnie przy tak reaktywnym psie, to jakakolwiek samowolka odpada. Spuszczenie psa z linki (każde) jest cofaniem się o krok. Moja wariatka odwraca się od innego psa dopiero wtedy, gdy odejdę już na kilkadziesiąt metrów. Wtedy dociera do psiego móżdżka, że może stracić coś cenniejszego, niż wariactwa z innym psem – najukochańszą pańcię. Przy kotach i wiewiórach to nie działa, bo zbyt duże emocje są. Jak nie ma innych zwierząt, to podstawy posłuszeństwa działają bez zarzutu.

          Na początku psica nie umiała się bawić, więc była nauka zabawy z psem zabawkami w domu, aż zatrybiła, że posiadanie Pańci na własność, to zajefajna sprawa. Po szkoleniu codzienne powtarzanie raz lub dwa sesyjki z posłuszeństwa, a smaczki i zabawki są już u nas na porządku dziennym. Teraz każda powtórka sesji posłuszeństwa jest wykonywana z ogromną rodochą. Aż żal, że nie mam zacięcia sportowego, bo pies ma ogromną chęć do pracy. Taki typ pracujący mi się trafił, a jak nie ma roboty, to sama sobie zajęcia wynajduje i wcale nie są to aktywności ogólnie akceptowane.

          Na szczęście dostałam psa w pakiecie z umiejętnością spokojnego odpoczywania, jak nikogo nie ma w domu, a mieszkamy w bloku, więc jest to cenny bonus 🙂

Skomentuj Dominika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.