Już powoli nie dziwię się, dlaczego psy są niemile widziane przez osoby pracujące w szeroko pojętym biznesie urlopowym.
Ani trochę, serio.
Jesteśmy na urlopie, lekko przed sezonem, a jednak już napotkałam na sytuacje, w których poczułam wstyd i irytację na współpsiarzy. Na naszą obronę – nie, nie sądzę, że to kwestia akurat naszego środowiska, bo jestem przekonana że podobnie zachowują się rodzice, wegetarianie, katolicy i nawet cykliści. Nie jestem pewna w czym rzecz, podejrzewam skrajny egoizm, roszczeniową postawę, płacęwymagam i przeświadczenie, że cały świat leży u Ichnich stóp. Jesteśmy nad morzem raptem cztery dni, a już zdążyłam wielokrotnie poczuć głęboki wstyd połączony z poirytowaniem na szeroką reprezentację osób posiadających psy. Oto kilka przykładów, możliwe, że ie uwierzycie, ale większość z nich pochodzi z ostatnich dwóch dni. Mam ochotkę na smażonego turbota. Chyba nie zostawimy Tytuska samego w pokoju? Serio, mam na stanie dwóch szczekaczy, którzy są nauczeni zamykania ryja na komendę. W bólach, bo generalnie są gadatliwi, ale reaguję zawsze zaklęciem sznurującym ryło, kiedy mogą komuś przeszkadzać. Wiem, ze pewnym psom niewiele potrzeba, żeby rozdarły gumiora, ale na litość boską – jeśli nie umiem wyegzekwować, żeby czworonóg zamknął paszcze, to nie zabieram psa na obiad tak, żeby wszyscy stołujący akurat w tym przybytku mieli wątpliwa przyjemność słuchania, jak co piec sekund losowy szitsu na długich nogach, zrywa się z jazgotem na przechodzących ludzi. Podobnie nie przywiązuje agresywnego hovawarta do restauracyjnego płotu, tak, żeby nikt ale to nikt nie mógł usiąść w promieniu pięciu stolików (co, ku mojej rozpaczy, powodowało niemożność pogrania w cymbergaja). Mirek, weźmy sobie domek wolnostojący, to Brytan się wyszaleje. Zarezerwowaliśmy sobie domek, żeby nikomu nie wadzić. Świetnym pomysłem będzie zatem wypuścić naszego 60 kg owczarka niemieckiego, niech sobie szczeka za tymże płotem od 4:30 rano na kurz i szpaki. Na zdrowie! W sumie nieistotne jest, że dookoła tych domków jest fafnaście, z osobami, które usiłują wypocząć na urlopie Dareeek, do czego służy ten drugi guziczek na fleksi? Ojezu Karolina, wszystko komplikujesz, gdzie są moje kąpielówki! Smycze flexi – powoli zaczynam podejrzewać ze to nie jest sprzęt, tylko styl życia. I spokojnie rozważam utworzenie lobby, które będzie próbowało przeforsować stworzenie akcyzy na ten przyrząd. Kocham pasjami przechadzanie się po plaży, czy deptaku, jednocześnie starając się uniknąć wyłożenia się o to narzędzie szatana. Szczytem była dzisiejsza sytuacja, w której to ze wszystkich sił starałam się zmienić trasę, aby uniknąć konfrontacji z właśnie takim piechurem ze szczurem na żyłce, ale właściciele sprytnie przybliżyli się, żeby ich piesek mógł jednak spotkać się z niezainteresowana kontaktem Nenu. W związku z czym gwałtownie rozwinięta cienka linka przejechała mi po ścięgna Achillesa, powodując u mnie narastającą irytację i słuszny bunt. Nie żeby ktoś mnie przeprosił za zaistniałą sytuację, ba, moja dość uprzejma prośba, aby skrócić smycz pieska napotkała na pełną naburmuszenia aurę. Heniek, masz woreczek? Daj spokój Grażyna, przecież to jorczek, ile on napaskudzi. Sranie na chodniku. Nie do wyuczenia, nie do wyplenienia. Dobrzy ludzie, serio, sprzątacie po swoich psach. Bardzo proszę. Bolek i Lolek chcą przywtać wszystkie pieski na deptaku! Czyli na siłę i na chama wmuszanie swoich psów w cudzą przestrzeń. Nenu unika konfrontacji z innymi psami, nie potrzebuje jej, co więcej, wręcz ucieka przed natrętami. Dlaczego wiec jesteśmy obie przyciskane do ściany przez małych terrorystów, (od razu z piana na pysku, wyprężonymi ogonami), skoro już nawet zeszłam ze ścieżki, aby przepuścić agresorów. Pani wręcz luzowała pieskom linkę, żeby mogły się „przywitać”, a ja widząc ich mowę ciała rozważałam, czy przypadeczkiem nie będę musiała któremuś pociągnąć z buta, bo czterokilogramowym przedłużaczom daleko było do rhodesianów, a jednak miały nieprzyjemną pręgę wzdłuż grzbietu. Nie wmuszaj. Piesek nie musi się przywitać. Na litość wszystkich bóstw, skoro masz 10 metrów linki, naprawdę, MOŻESZ JĄ SKRÓCIĆ. Co roku przecież jestem na wakacjach, mam psy, napotykam problemy ze znalezieniem noclegów, zżymam się na to i nie znoszę adnotacji „tylko małe pieski”, gdyż z mojej obserwacji wynika, ze często właśnie takie małe pieski, „ozdóbki” stanowią źródło całego problemu – wszak małego pieska nie trzeba wychowywać. Mały piesek jest mały, wynika to z definicji, dzięki czemu wszyscy mają wobec niego niskie wymagania. Niewielki piesek, to niewielki problem, i jest w sumie niegroźny, więc dlaczego by nie wciskać go wszędzie, czy w formie szczekającej ozdoby w torebce, czy nieprzyjemnego dresa usiłującego odgryźć nos większemu psu. Tak naprawdę to wielka niesprawiedliwość względem tych ras i wszelkich miksów, bo sama wiem, że przy odrobinie chęci i w sprzyjających okolicznościach naprawdę mogą być fantastycznymi towarzyszami. Trzeba tylko trochę chcieć, wiedzieć, mieć świadomość, popracować. Coraz mniej dziwie się, ze przeciętny zjadacz chleba nie chce mieć w swoim otoczeniu właścicieli psów, nie chce im wynajmować noclegów ani nie pozwala na wprowadzanie psów w miejsca publiczne. Ja jestem pro psia a mam serdecznie dość większości naszych pobratymców, unikam ich jak mogę, nie ze względu na psy same w sobie, a właśnie z powodu braku kultury, wiedzy i wyobraźni na drugim końcu smyczy. |
Niestety cały tekst to 100% prawda i za to nienawidzę naszego społeczeństwa na wakacjach. Jak widze takie rzeczy, to mnie krew zalewa. Sama miałam sytuacje nad morzem, kiedy poszliśmy zjeść do knajpki, parę stolików obok była rodzina z West Highland White Terrierem, który darł dziabarę niemiłosiernie na wszystko, pilnowała go na oko 9 letnie dziewczynka, która miała w nosie co pies robi i patrzyła w telefon(rodzice zamawiali jedzenie). Doszło do tego, że gdy weszli inni goście z grzecznym Mopsem(który spokojnie położył się przy stoliku właścicieli) to West mający sporo metrów smyczy(starczyła mu na dojście dwa stoliki dalej) dosłownie rzucił się na niego i chwilę się szarpał z nim 🙁 Właściciele Westa tylko go wzięli i ani słowem nie przeprosili, a ci z Mopsem po prostu wyszli z tamtąd bo chyba byli w głębokim szoku 🙁
O mamo, co za okropna sytuacja 🙁 Ja bym niestety (albo stety?) nie była tak spokojna, jak właściciele mopsa…
Och żeby to były tylko wakacje. Przecież Ty opisałaś codzienność 🙁
Na jednym porannym spacerze dzisiejszym w PARKU MIEJSKIM! (nie to że jakiś kurort, no las w Katowicach) dwa razy otarłam się o zbrodnię. Pierwszy raz kiedy zaczęło nas gonić czarne pudlowate coś w towarzystwie – o zgrozo! – nieśmiertelnego i legendarnego “Piesek czy suczka?!” w połączeniu z “Ona jest bardzo towarzyska” (takie combo! o!) . Pani nie była zbytnio zainteresowana faktem, że nie mamy ochoty na przyjaźń. I drugi raz kiedy dog przecudnej urody postanowił się z nami przywitać (bez pytania, a jakże). Tu z kolei udało nam się odejść w miarę szybko ale jeszcze dobrą minutę słyszeliśmy spomiędzy drzew okrzyk “do mnie! do mnie!” (bo po co podejść i zapiąć pieska skoro można pokrzyczeć).
Ale ja już mam na to pomysł. Będę się w takich sytuacjach tulić do tych ludzi. Będę się na nich wieszać, popychać i powiem im wtedy że HELOOOOŁ! CHCIAŁAM SIĘ TYLKO PRZYWITAĆ!
Ja jestem wieśniakiem, więc na co dzień nie mam do czynienia z psiarzami 😀 Rozumiem, że dla miastowych to nie pierwszyzna 😀
Haha albo możesz dać buzi panu w łysinke, albo nie wiem, zabrać teczkę – bo zdarzają się pieski, które trudnią się kradzeniem zabawek 😀
Przerażajace jest to, że to 100% prawdy i nie ma tutaj żadnego wyolbrzymiania i przesady… Jestem właścicielką psa o porywającej wadze 10kg i nigdy przenigdy nie uważałam, że takiego psa nie trzeba wychowywać, oj trzeba i to nawet bardziej niż owczarka 😉 mój pies jest mocno towarzyski ale jak widzę, że psiak nas mijający nie ma ochoty na kontakt to po prostu trzymam swojego czworonoga przy nodze 🙂 niestety czy to psy czy to dzieci to największym problemem jest brak używania mózgu 😉
No i super! Takich właścicieli maluchów nam trzeba! Tak, to w znacznej mierze wychowania i samoświadomości, nic innego 🙁
W pełni się pod tym podpisuję, niestety. Pracuję niewielkiej restauracji, w której pieski niestety nie są mile widziane. Długo próbowałam przekonać szefową do zmienienia tego. I tak w końcu akurat będąc na miejscu wpuściła panią z jakimś jorko-kundlem. I co? Piesek załatwił się na środku sali, a pani zamiast to posprzątać i jakoś wyjść z twarzą, to po prostu się ulotniła :/ I tyle było ze zmian w lokalu na rzecz bycia bardziej przyjaznym psów.
O matko 🙁 Zapadłabym się pod ziemie, ale paskudny zbieg okoliczności :/
Nieodpowiedzialni właściciele małych psów to zmora tych czasów. Sytuacja z wczoraj (choć takich budzących niesmak bylo wiele): idę na spacer z moim psem i klasycznie ciśnie na mnie właściciel z chihuahuą, nie pytając czy w ogóle może podejść (moj pies był na smyczy, jego nie). Mam 8-miesięcznego nastoletniego australijczyka, który uwielbia się bawić z innymi psiakami, ale nie chce podchodzić na spacerze do każdego psa. Właściciel tamtego psa nie zauważył jak wystraszony i spięty był chihuahua. Zaczął szczekać i warczeć, był przerażony (moj pies stał spokojnie, ale był 4 razy większy). Jak zwróciłam uwagę, że pies jest wystraszony i lepiej ich nie zbliżać do siebie odparł: „on tylko takie dźwięki wydaje, on nie gryzie!”. Oczywiście odeszłam, a biedny zmuszony do kontaktu pies szczekał w niebogłosy i był roztrzęsiony. Wiem z autopsji ze szkolenie psa nie jest usłane różami, zmagałam się z wieloma problemami behawioralnymi po to żeby nie stwarzać zagrożenia innym i tez żeby moj pies znał zasady i był bezpieczny. Ile razy widziałam już darcie ryja, ciągniecie właścicieli (i potem właściciel swojego psa), agresje, lękliwość, totalny brak posłuszeństwa wobec właściciela i wiele innych skrajnych zachowań u psów ozdobnych i najgorsze- totalną nieświadomość, ignorowanie tych zachowań przez właścicieli.
Ja po prostu nie do końca rozumiem ludzi, którzy na siłę wtłaczają swoje psy w sytuacje, które nie są dla nich w 100 % komfortowe. To totalnie nie powinno mieć miejsca. Kwestia szkolenia – to czas i pieniądze, a mało komu chce się wkładać wysiłek w cokolwiek 🙁
Niestety sytuacje, które opisujesz, występują przez okrągły rok, a nie tylko na urlopach. A problem nie leży w tym czy pies mały, czy duży, czy Jork czy kundelek. Problemem zawsze jest właściciel. Ja mam jamnika króliczego, którego mogę zabrać wszędzie, bo wiem, że nie będzie drzeć ryja, łazić po stole w restauracji czy nie załatwi się na środku knajpy. Nauczyłam ją też ignorować przechodzących ludzi, psy i rowery, nawet jak ktoś na nią cmoka czy gwiżdże. Nie udało mi się jeszcze tego nauczyć mojego drugiego psa-wzięty pół roku temu że schroniska, reaktywny na wszystko, co możliwe, a najbardziej na nadchodzące z naprzeciwka psy na smyczy, które chce pożreć tu i teraz i to w całości. Zawsze schodzę w takiej sytuacji z chodnika na “pobocze”, skupiam jego uwagę i futruję smakami. A co robi w tym momencie właściciel tego drugiego? Oczywiście rozwija na maxa swoje flexi, żeby jego piesek mógł się przywitać. Oczywiście na nic prośby, żeby pies nie podchodził, bo może się to skończyć rozlewem krwi. No przecież jego Fafik jest taki przyjacielski… No niestety mój Bajzel nie jest i zawsze kończy się wściekłym kłapaniem w stronę Fafika.
Wlaśnie to mnie drażni najbardziej – że nieważne ile roboty włożysz w wytłumaczenie psu, że nie ma czego się bać, a ktoś takim zachowaniem psuje Ci całą robotę. Bezmyślnie jeszcze narażą i Twojego, i swojego psa na pogryzienie.
Świetny wpis pełen frustracji! No cóż, ja niedawno wróciłam z nadmorskich wojaży i również mogłabym wylewać tony frustracji na psy załatwiające się na plaży (a szczególnie niereagujących opiekunów) na piszczenie yorków-szczurów i linki, które też doprowadziły mnie do szaleństwa (przechadzanie się miedzy ręcznikami z psem na długiej lince to doskonały pomysł!!!). Ehh… za mało wyobraźni!
O matko, ale załatwianie się na plaży i nie sprzątanie, to już po bandzie Ciekawa sprawa, że moje psy nigdy nie sikały na plaży, ale z wielką ulgą zawsze tuż po zejściu z niej 😀
No niestety… spora część ludzi posiadających psy nie bierze odpowiedzialności za nie. Nie wychowuje ich, nie poświęca wystarczająco dużo czasu, nie sprząta… wydaje mi się, że wynika to z ignorancji. Ignorancji wielu tematów, od psiego życia po życie w społeczeństwie. Jest to dramat, bo psują opinię, myślę mimo wszystko dość sporej grupie prawdziwych psiarzy, którzy ogarniają temat.
Ja też wyczuwam w tym sporą dawkę egoizmu. “misie” należy, jestem pępkiem świata. I fakt – gdyby działali tylko na swoje konto – to pół biedy. Gorzej, że potem masa “normalnych” ma problemy.
O co chodzi z tymi małymi psami dowiedziałam się po zeszłorocznej wakacyjnej przygodzie, gdy moja Nuk w końcu nie wytrzymała kolejnego “witania” w wąskim przejściu na schodach i z warkotem złapała za piękną grzywkę pieska na flexi. Uspokoiłam psy i spytałam wyraźnie zszokowanych właścicieli, dlaczego pozwolili podejść swojemu psu do mojego, choć mój szedł po mojej prawej, wyraźnie odgrodzony moją osobą, a ich był również na smyczy, więc mogli zablokować flexi, zamiast pozwolić psu zaplątać się pod moimi nogami i wskoczyć “przyjacielsko” na mojego psa. Otóż państwo byli w szoku, że mam aż tak agresywnego psa, bo przecież ich nic by nie zrobił, tylko chciał się przywitać, bo do każdego psa podchodzi i nigdy im się taki dramat nie przytrafił. Zapytałam, czemu sądzą że ich pies powinien podchodzić do każdego psa i czy zawsze zakładają, że ten drugi zniesie namolne zachowanie. Ich odpowiedź zakończyła dyskurs, gdyż stwierdzili, że ich pies jest mały i przyjazny, a to ja mam agresywnego psa i nie powinnam z nim nigdzie wychodzić. Moja diagnoza brzmi: niewiedza, ignorancja, egoizm, brak wyobraźni właścicieli w połączeniu z modą na małe słodkie rasy, które w ich wyobrażeniu mogą wszystko, bo są małe i słodkie. A inne psy, jak mój kundliszon, mają je tolerować, witać się z nimi, i basta. Niestety nie mam pojęcia, co z tym fantem zrobić, ale na pewno nie pomagają letnie kwatery zapraszające “tylko małe rasy”, sklepy tolerujące psy, ale tylko yorki na rączkach i tego typu historie.
Ja właśnie głównie przez takich ludzi szczerze nie lubię małych słodkich włochatych piesków. Większość z nich jest paskudnymi terrorystami z przerostem ego, niestety. Moje psy (nawet Ru, która ma agresywne zapędy) lubią małe pieski z kolei i kiedyś właśnie obserwowaliśmy lekko zaskoczeni, jak maltańczyk sąsiadów na gigancie przecisnął się przez naszą bramę i pląsał radośnie z Ru xD Ale tu faktycznie, sam gość był przemiły i pełen uroku 😀
Dlatego my na wakacje z psem niestety (dla nas na szczęście) wybieramy miejsca mniej zatłoczone, gdzie ludzie zaślepieni letnim sezonem nie są w stanie nam przeszkodzić w delektowaniu się swoją obecnością w pięknym otoczeniu. Już dawno zrezygnowaliśmy z wakacji z psem w popularnych w Polsce miejscach. Jeśli chcemy coś pozwiedzać, pies wyjeżdża do mojej mamy, u której ma wakacje. Zupełnie, jak dziecko u babci i wszyscy zadowoleni 🙂 Z postem zgadzam się w 100%. Trochę pomyślunku jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
My też z tych, którzy wolą dziką dzicz i święty spokój, ale czasem do miasta wyjść trzeba 🙂 i wtedy to się zaczyna 😀
Mieszkam w miejscowości nadmorskiej i niestety, ale w sezonie jest to dramat. Swoją drogą nie tylko jeśli chodzi o psiarzy. Większość ludzi ma dziwne przeświadczenie, że na wakacjach mogą wszystko, bo im się należy. Dotyczy to zarówno niesprzątania po psie, “witania” z innymi, ale też takich trywialnych spraw jak wchodzenie tuż przed nadjeżdżający samochód, bo przecież są przy plaży. Chyba wybuduję szałas w środku lasu i tam się będziemy przenosić na sezon.
Tak, trochę wiem o czym piszesz – rodzice mieszkają nad jednym większym jeziorem na Śląsku – więc w sezonie tutaj to też masakra. Chyba najbardziej traumatyczne jest sranie po krzakach.
Ja niestety mam dwoje szczekaczy w tym jednego który rzuca się na wszystkie psy mając mord w oczach (nie gryzie, rzuca się). Bardzo ciężko i systematycznie z nim pracuję ale pewne rzeczy ciężko mi wyplewić (jest owczarkowatym kundlem i jego emocje skaczą w 1sek od 0 do 100) tak jak np darcie japy na inne psy bez powodu. Przykro by mi było będąc z góry tak ocenioną na podstawie jednej sytuacji. Muszę go socjalizować w różnych miejscach. Przecież nie zamknę psa w domu i nie odetnę od świata bo nie jest supergrzczny i taki jakiego sobie wymarzyłam. Zgadzam się z większą częścią tego wpisu (co do mentalności niektórych osób) ale uważam, że owa ocena jest dość brutalna i zaszufladkowana.
P.S jaram się wpisem dotyczącym Słowenii, szykujemy sie do wyjazdu 🙂
Ja sama mam psa problematycznego, reaktywnego, drugi lubi drzeć ryja bez powodu. Ale nie wyobrażam sobie zabrać go w miejsce publiczne bez przepracowania bezwzględnego i bezdyskusyjnego zamknięcia japy, kiedy jest o to proszony. Podobnie Ru nie była puszczana nigdzie bez namordnika na pysku, dopóki nie nauczyła się reagować na moje komendy i nauczyła się funkcjonować wśród innych psów. W dalszym ciągu uważam, i tak byłam wychowywana, że mój problematyczny pies nie powinien stanowić problemu dla nikogo innego. Miedzy przetrzymywaniem w domu, a zabieraniem psa który jest w toku szkolenia w miejsce publiczne jest całe spektrum innych opcji. A w sytuacjach, które opisałam właściciel w żaden sposób nie reagował ani nie usiłował modyfikować zachowań swojego psa – i konkretnie tego się czepiam, egoizmu człowieka, pies tu nijak winny nie jest. I mimo, że mam psy całe życie, pracuję z psami i to moja pasja, nie chciałabym siedzieć w restauracji obok psa nieustannie prującego dziób, podobnie jak ostatnio szlag mnie trafiał, kiedy dziecko przez 40 minut puszczało seryjkę z plastikowego karabinu.