W tym roku postanowiliśmy wziąć tylko jedną sztukę psa. Nenu nigdy nie miała szansy być frontmanem, czy zajmować większość mojej uwagi (poza okresem bezwzględnego szczenięctwa), bo jest raczej tym pieskiem, który usuwa się w cień, stara się nikomu nie wadzić, odpuszcza pogoń za zabawkami i nie wchodzi w konfrontację. Wszystkie te zachowania wynikają z jej spokojnego charakteru i tego, że nasze oziki raczej same z siebie są dość głośne, pewne siebie i przebojowe, siłą rzeczy spychają ją na dalszy plan.
W związku z tym, i z czystej żywej ciekawości badacza postawiłam w tym roku na urlop ze Stworkiem – zastanawiałam się, czy jest szansa, żeby w te dwa tygodnie coś zmieniło się w jej nastawieniu do świata, czy faktycznie jej spokój wynika z charakteru, czy jest kwestią tego, że dwa silne psychicznie psy ją przytłaczają. Zastanawiałam się również jak zareaguje stado na tak długą rozłąkę – czy nastąpi jakieś przetasowanie, czy ktoś będzie próbował uzurpować sobie inne miejsce w łańcuchu, czy w idylli pojawią się niesnaski, czy jednak ucieszą się na swój widok. Zazwyczaj też wszędzie występowała z Balem, który jest dla niej od szczeniaka wsparciem i ostoją – trochę miałam wątpliwości, jak poradzi sobie bez starszego brata.

Nenu pojechała z nami (a, że ja w ciąży dość ciężko znosiłam, że zostawiamy oziki, to Pan Mąż zawiózł ekipę do rodziców) – ja już na etapie pakowania, kiedy wszyscy mi radośnie towarzyszyli roniłam łzy, że zostawiam Bala – Ruby zawsze jest w Niewieszu przeszczęśliwa, a Bal kilka pierwszych dni tęskni i czeka na nas patrząc w stronę bramy, czy aby nie przyjeżdżamy.

Ku mojej uldze na wakacjach żyła całkiem normalnie. To znaczy – jej zachowanie nie odbiegało wcale od tego, jakie prezentowała w stadzie. Taki sam humorek, taka sama narkolepsja, miłość do wody. Jedna rzecz, z którą musiała radzić sobie sama to psy – natręci. I, o ile w domu, ze stadem to ekipa aussie zazwyczaj wyrusza się witać z psem, a Nenu obcego natręta mija niczym krowiego placka na drodze, tutaj już była zdana na własną łapę (nnno, powiedzmy – o tyle, o ile, bo gdzieś tam jeszcze ja czuwałam i kiedy napotykaliśmy naprawdę konkretnego natręta ja się rozeźliłam i go przegoniłam). Jej repertuar co prawda to “witam i żegnam”, ponieważ w żadnym stopniu nie ciągnie jej ani do obcych psów, ani ludzi, jednakże to były jej chwile, kiedy mogła nauczyć się i sprawić pełnym pogardy wzrokiem, że delikwent oddalił się. Choć, oczywiście tak 80% psów nie reagowało na jej wzrok, tylko uparcie wpychało jej nos pod spódniczkę. Serio, psy w 2019 roku, co się stało z Waszym czytaniem CSów?

Drugą rzeczą, która okazała się plusem w naszym jednopsim wyjeździe była zabawa. W KOŃCU Stworek był prawie cały czas panią i władczynią nad zabawkami – mogła sobie spokojnie aportować bez wyścigu (bo w domu, o ile nie rozkażę inaczej, to sprawa opiera się o “kto pierwszy ten lepszy – Baloo albo Ru”). Tu w końcu miała swoją jedyną miłość (Pana Męża) na wyłączność, pruła fale, płynęła jakby jutra miało nie być – no korzystała pełną parą z uroków wakacji. Co ciekawe, w domu teraz ma tak 30% więcej jaj niż miała, jeśli chodzi o kwestie okołozabawkowe. Oto przykład – mam taką wielce przydatną komendę (a z rosnącym brzuchem, przydatność tej sztuczki wzrasta coraz bardziej) “podaj”. Z przyczyn niewytłumaczonych moje psy kochają ją nad życie (a prymusem wśród nich jest o dziwo Ru, która potrafi podać mi myszkę bezprzewodową, która odkulała się 2 metry ode mnie). Często spadają mi szmatki czy inne fanty w kuchni i zawsze proszę, żeby ktoś z piesków mi pomógł. Zazwyczaj wyglądało to tak, że albo Baloo, albo Ru radośnie ją wykonywali, a Nenu odpuszczała nawet wtedy, gdy była imiennie proszona. Podobnie sprawa miała się z szarpaniem różnymi rzeczami – kiedy minęliśmy fazę rozkręcania jej na zabawki i już byłam pewna, że szarpanie ją bawi i je lubi, to starałam się stopniować trudność tej zabawy właśnie hartując ją tak, żeby nie zwracała na inne pieski uwagi (ekipa nauczona jest, że zwracam się imiennie do konkretnego psa, z którym chcę się na ten moment bawić, i reszta ma się nie wtrącać). Teraz zauważyłam, że nie waha się, nie odpuszcza, i zachęcona również bierze na klatę zadanie, co więcej sprawia jej to przyjemność. Mam wrażenie, że w sferze zabawkowej, nabrała nieco więcej jaj – nie jest to oczywiście rozbijanie się łokciami jak oziki, ale jest to już tak dwa poziomy niżej, więc wierzę, że dzika kuna czai się tuż za rogiem 😀

A jeśli chodzi o powrót i przetasowanie relacji w stadzie – nic takiego nie miało miejsca. Kiedy się spotkali, serdecznie się przywitali (Ru oczywiście musiała dostać opieprz, bo obwąchiwała ją natrętnie i chamsko), Nenu robiła krewetkę do Bala, trochę zwróciła uwagę na nieetyczne zaglądanie w kieckę Ru, a następnie wszyscy zwinęli się w kłębek i zasnęli w aucie.
Reasumując – uważam, że takie doświadczenie było w przypadku Nenu bardzo dobrym pomysłem, mam wrażenie, że głupie dwa tygodnie odrobinkę pomogły jej w podbudowaniu jej samodzielności i przeświadczenia, że ona też potrafi, jest ważna i dzielna. To, albo fakt, że wyrasta z bycia pryszczatą nastolatką, staje się dorosłym krewetem koli 😀
Hej, bardzo fajny tekst, piękne zdjęcia, piękny piesek. Czego chcieć więcej? haha Pozdrawiam serdecznie 🙂