[Top for dog] Orange is the new black – przynajmniej w naszej psiej szafie

Tym razem chcę opowiedzieć Wam o małej pomarańczowej w mojej psiej szafie ( w końcu – jak wiadomo orange is the new black, nieprawdaż? :P). To taki must have, bez którego nie wyobrażam sobie sezonu wiosna – lato z psami, a jak wiecie – nie mamy specjalnie daleko nad bajoro. Zapraszam Was na recenzję niepozornej piłki mocy, która – tu spoiler alert- zawładnęła totalnie naszymi duszami i bezwzględnie zdetronizowała nie tylko swojego kuzyna pullera, ale też i resztę zabawek do wody. Dzięki uprzejmości sklepu Puller Shop, mieliśmy przyjemność przetestować je już na serio, w formule Top for Dog.


Od początku mowa tutaj o zabawce Liker firmy collar. Puller jest ważną częścią naszej psiej szafy, mieliśmy go w wielu wariantach i generalnie zawsze jakiś wala się po ogrodzie i jest na tak zwanym podorędziu. Likera poznałam dwa lata temu – już Wam opisuję co to i z czym to się właściwie je.


Otóż Liker to piłka. Nie jestem do końca powiedzieć, z jakiego materiału jest wykonana, na pewno jest on sporo podobny do tego, który jest w pullerze, choć mam wrażenie, że jest ździebko trwalszy i mniej podatny na psie zęby. To trochę bardziej twarda pochodna pianki. Materiał słabo odbija się na miękkim podłożu, bardzo dobrze unosi się na wodzie, w związku z czym jest naszą ulubioną zabawką, którą zabieram na zawody Dog Diving (nasz broń z wyboru) czy nad jezioro.

Z likerem misio wyskakał sobie ostatecznie drugie miejsce! foto credit: Tomasz Mońko


Podobnie jak sprawa ma się z pullerami, Likery występują w przeróżnych wariantach. Jedna rzecz się nie zmienia – do wyboru mamy trzy wielkości S (średnica 5 cm), M (średnica 7 cm) i L (średnica 9 cm).  Możemy kupić samą piłkę, albo wybrać wariant na sznurku. Na tym polu jest też kilka odmian cord (na biało -czarnym podgumowanym sznurku), line (na pomarańczowym pasku z uchwytem) oraz lumi (z zielonkawym luminescencyjnym sznurkiem,).


Jeśli chodzi o moje preferencje, to po latach użytkowania stawiam na rozmiar S, a to dlatego, że mam wodno-błotne potwory, które urządzają sobie dzikie wyścigi po zabawki, przez co zużywają naprawdę sporo energii w pruciu po nią przez odmęty fal i często, wracając ze zdobyczą brzydko charczeli i krztusili mi się wodą. Mniejsze rozwarcie paszczy równa się mniejszemu ryzyku, że któryś z geniuszy się zachłyśnie, dzięki czemu nie muszę świecić majtkami śpiesząc im na ratunek – sprawa prosta 😀 Nawet najmniejszym rozmiarem największy mój pies (Baloo) szarpie się bez problemu i nie ma ryzyka, że piłkę połknie, czy się nią zakrztusi (co należy też mieć na uwadze dobierając odpowiednią średnicę do gabarytu Waszych psów). 

Uważne oko dostrzeże zarys sznurka – liker to była podstawowa zabawka krewetki nad morzem


Likerem na sznurku łatwo też się rzuca, tylko należy odpowiednio opatentować moment wyrzutu (czego nie udało mi się zrobić na Mistrzostwach Polski Dog Diving, dzięki czemu dwukrotnie przerzuciłam basen i miotnęłam owym pomarańczowym obiektem w tłum, niczym rozochocona nastolatka stanikiem w któregoś z Jonas Brothers). 
Osobiście ostatnio najbardziej odpowiada mi wariant lumi – sprawia mi największy komfort podczas szarpania się z psem (jego sznurek jest miękki niczym bawełniany, w wersji cord czy line doczepiane linki są nieco bardziej szorstkie). Mam wrażenie, że ta wersja zajmuje najmniej miejsca ze wszystkich. W wersji cord zdarzyło mi się, że rozwiązał się nam sznurek i piłka po prostu się z niego wysunęła, w innych nic takiego nie miało miejsca. Jeśli chodzi o luminescencję, to zależy ona od stopnia upaprania sznurka, i w ciemnościach jarzy się zielonkawym światłem.


Całkowicie polecam tę zabawkę, bez żadnego ale. To nasz nieustający hit w lecie, jedyna zabawka, którą zabieram na zawody i na każde wodowanie psów. Co więcej, żadnej z nich psy nie zajechały, jeśli występowała potrzeba dokupienia, to wyłącznie dlatego, że gubiłam ją, czy wyrzuciłam w takie miejsce, że nikt nie potrafił jej zlokalizować. Zabawka podbija nie tylko serca pastuchów, na wyróżnionych Insta Stories na Instagramie w folderze Lubiatowo, mam dla Was heroiczne zmagania Sheldona – zaprzyjaźnionego buldoga francuskiego, który ostatecznie nauczył się się ją efektywnie łapać i pokochał ją do tego stopnia, że postanowiliśmy mu jedną sprezentować.

Dzięki likerowi, Krewet podstawił swoje pierwsze susy w dog diving – znów, test na uważne oko! 😀


Mieliście do czynienia z Likerem? Jakie są Wasze doświadczenia z nim?

3 komentarzy na temat “[Top for dog] Orange is the new black – przynajmniej w naszej psiej szafie

  1. Liker to naprawdę fajna piłka, mój pies uwielbiał chwytać ją za końcówkę sznurka i trzepiąc na boki walić się po głowie (mądre te border koi). Niestety przez to, że była lekka nigdy nie nauczyłam się nią rzucać przy użyciu sznurka. Wczoraj zebrałam tego żniwa – rzuciłam tak koślawo, że Liker wylądował w największych możliwych szuwarach w rzece. Pies piłki nie znalazł i Liker stracony 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *