Wielu z Was, gdy publikuje różne filmy na Instastories, zachwyca się bezproblemową Nenu. Ze taka grzeczna, ze bezobsługowa jak kasa w Rossmanie, ze praktycznie nie przysparza żadnych kłopotów. Warto jednak zwrócić uwagę na to, ze zawsze jest druga strona medalu. Za jej miękkością nowowyklutej kaczuszki i dzikim will to please stoi tez jeden problem – pewność siebie tej krewetki była mniej więcej taka, jak chorągiewki na wietrze, a hart jej ducha przypominał kartkę papieru postawioną na sztorc.
Odkąd ją wybrałam (a raczej potwierdziłam ze to ona będzie z nami, bo siebie wybrałyśmy już dużo wcześniej), wiedziałam że z dużym prawdopodobieństwem będzie to grzeczny, cichy, spolegliwy piesek. Wiedziałam ze jest wrażliwa i ze trzeba ostrożnie. Ale jak to bywa – wiedza na jakiś temat nie oznacza bynajmniej, że nic nas nie zaskoczy. Dziś już Nenu dorosła, i zmężniała, stężała niczym galaretka w lodówce i mam dla Was kilka rad jak pracować, żyć i budować pieska o mikrej pewności siebie i stworzyć z niego dzielnego towarzysza przygód.
Zbuduj relację
Wiadomo, ze podstawą każdej relacji jest to, żeby faktycznie…była. Działa to zarówno u ludzi jak i u psów. Trzeba włożyć w nią sporo wysiłku, budować codziennie, podczas wspólnych pozytywnych i negatywnych sytuacji. W tej kwestii to nie wyjątek – i punkt wyjściowy jest wspólny – spraw, żeby Twój pies chciał i czuł potrzebę starać się dla Ciebie. Warto w oczach psa być godnym zaufania, synonimem bezpieczeństwa i wszystkich tych dobrych i pluszowych rzeczy jakie z tym się wiążą – wtedy łatwiej będzie pracować nad każdym problemem.
Nie daj sobie wejść na głowę
Jednocześnie, niezależnie od tego, jak bardzo miękki i milusi jest Twój pies, stosuj kryteria i konsekwencje. W moim przypadku działa to tak, że zadaję sobie pytanie – czy w takiej samej sytuacji którykolwiek z twardszych psie dostałaby rozgrzeszenie? Jeśli odpowiedz jest przecząca – wyciągane są konsekwencje. To, ze pies jest delikatny, nie może oznaczać ze wszystko mu wolno i może sobie malowniczo bimbać bo ma śmieszną minę (której nie zawaha się użyć, podstępem!). Po prostu – wychowuj.
Umiejętnie dobieraj wyzwania
Po wypracowaniu tych podstaw warto tez zastanowić się z czym pies ma realny problem i przyłożyć się do kwestii mądrego wprowadzania bodźców stresowych, wychodzenia poza strefę komfortu i prób konfrontacji ze straszkami. Przy czym muszę poruszyć tu ważna kwestie, bo sama popełniłam błąd na tym polu. U piesków wrażliwców bardzo często trudno jest dopasować trudność i intensywność bodźca, bo siłą rzeczy ich odwaga i chęć poznawania nowego może być niewspółmierna do faktycznych możliwości ich psychiki (choć myślę, że tyczy się to wielu szczeniąt, ogólnie). Bardzo trudno balansować tak, żeby zamiast mądrego socjalu nie zafundować mu traumy. Ja dość długo przez to umożliwiałam Nenu ucieczkę od konfrontacji, i pozwalałam na niepotrzebne zasmucenia się czy niepotrzebne histeryzowanie, bo dawałam za dużo wsparcia, przejęta, że mam taką kruchą istotkę. W momencie, w którym doszło to do mnie ( a doszło boleśnie i wstydliwie, na wystawie), zmodyfikowałam nieco postępowanie i natychmiast z księżniczki stała się parobkiem skrzata domowego. Ten podpunkt jest tyleż ważny, co trudny bo kwestia przesuwania granic jest bardzo indywidualna i wymaga uważnego czytania swojego psa – tak bardzo bałam się ja złamać, że nie dawałam jej szans na samodzielność.
(a nawiasem : po jakimś czasie doszło do mnie, ze sama jako dziecko byłam identyczna jak Nenu, i gdyby nie to, ze rodzice mądrze zmuszali mnie do różnych dramatów typu pojechanie na obóz narciarski czy zagadanie do kogokolwiek i pójście się bawić na podwórko to do tej pory byłabym dzikim dzikiem. A tak to po prostu potrafię przebywać z ludźmi, ale potem potrzebuje czasu na regenerację samej w domu , żyje w społeczeństwie i nawet mam koleżanki :D)
Uwaga sport
Miękki piesek to tez spore błogosławieństwo w domu, w stadzie psów – praktycznie nie odczuwam, że moje stado składa się z 3, nie dwóch psów, jednak już sportowo to nie jest marzenie każdego. Nenu na początku była tak wrażliwa na presję, że nie przepadała za szarpaniem się ze mną ( czy z ludźmi w ogóle), bo odczuwała dyskomfort. Dało mi do myślenia to, ze z psami szarpała się dziko i chętnie (nawet z Ru, choć z nią zdecydowanie mniej niż z Balem). Sporą cześć czasu poświęciłam na zachęcanie do zabawy…mną. Czyli mogła wszystko, czego każdy inny szczeniak nie mógł – ciągnąć za sznurki od bluzy, zachęcałam do przepychanek, łażenia po mnie, wszystkich bardziej dynamicznych kontaktów ze mną niż leżenie, tulenie się i patrzenie mi głęboko w oczy. Ostatecznie mam zwierzę, które bawi się wszystkim, co zaoferuję, i już dojrzała do tego, żeby rzucać się na IPOwski rękaw niczym całkiem dorodna kuna. Oczywiście na początku to ona trochę wybierała sobie zabawki ( owca na dłuuugim sznurku i ażurka to były jej bronie z wyboru), ale bardzo szybko wyłapałam moment, w którym mogłam już zastosować kryteria w zabawie (to ja wybieram czym się aktualnie bawimy). W nagrodę za szarpanie, pozwalałam jej na jej absolutnie ukochana rzecz, która zawsze wolała od wszelkich ćwiczeń, a która myślę pomagała jej ujść emocjom – po fajnej sesji zabawy, mówiłam “koniec”, i cieszyłam się strasznie – miała swoje dziesięć sekund żeby oprzeć się o mnie łapami i wylizać całą twarz , wspiąć się na ręce, przy akompaniamencie prześmiesznych kwęków wydobywających się z jej ciałka. Gdy przyjrzycie się filmikom z naszych startów czy treningów, czasem można zauważyć moment, kiedy kończymy robotę, ona od razu podbiega do mnie i zaczyna się wić i wspinać na mnie – to pokłosie szczenięcych nauk.
Hartuj w ogniu
Kolejnym stopniem na wyboistej drodze do budowania pieska, jest przygotowywanie go na porażki. Nenya musiała się nauczyć tego, że jeśli podczas pracy nie wykonuje zadań, o które ją proszę, nie oznacza to końca świata, i nie będziemy wobec tego siedzieć i płakać, popijając whisky patrzeć za zachód słońca, ale tez niedopuszczalne jest robienie raz za razem tego na co ma ochotę, co jest według niej łatwiejsze i wymaga mniej wysiłku (tu ostro dawała popalić podczas krótkich agilitowych torków, kiedy albo robiła tak jak jej się podobało, albo CSowala i smuciła się przepraszając – krótko mówiąc usiłowała rżnąć głupa). Moim zadaniem było konsekwentne trzymanie się zamierzonego planu i trzymanie się założeń. Beznamiętnie – czyli starałam się przede wszystkim nie irytować, tylko spokojnie egzekwować dalsze próby (nie było łatwo, kiedy po raz tysięczny prosisz ja o outa, a ona robi trzy hopki i mówi hyhy czekam na nagrodę).
Oczywiście, często bywało tak, ze to ja źle pokazałam czy źle przekazałam założenia ćwiczenia, ale w pracy z nią szczególnie ważne było to, żeby pokazać jej, ze nie może polegać na mnie zawsze, podczas wspólnych treningów, ze musi dawać tez coś z siebie, bo sami wiecie, ze podczas startu jest was dwójka. Każde z was ma prawo mieć gorszy dzień w tym tandemie i warto nauczyć psa, ze czasem przewodnik nawali, a piesek musi handlować z tym i pociągnąć show dalej.
Za każdym razem jednak, kiedy przezwyciężyła swoją niechęć i smutek (i przestawała zgrywać cwaniaka) dostawała wspaniała nagrodę i bardzo szybko kończyłam trening pozostawiając uczucie ostatecznego sukcesu. A kiedy mózg już totalnie wymyślał (witaj nastolatko), brałam po prostu Bala albo Ru i mieliśmy dzikie flow na które Nenu mogła tylko patrzeć. Musiała sobie radzić z utrata atencji, dzięki czemu wyciągała wnioski na przyszłość, ze jeśli głupio robi, to nie robi wcale = traci (działało to własnie dlatego, że wcześniej zbudowałyśmy relacje, dzięki której zależało jej na tym, żebym ja była szczęśliwa i zadowolona).
A potem to już z grubej rury
Osobna kwestia było tez stopniowanie trudności warunków pracy– kiedy już stała się totalną profesjonalistka w kwestii kryteriów pracy, zabawy i wyciągania wniosków z treningów, wprowadziłam kolejne zagadnienie, i ruszyłam o schodek wyżej. Kiedy miewała kolejne z kolei głupie pomysły (czyli pląsała na tęczy bez pomyślunku) już ostro zwracałam jej uwagę, ściągałam na ziemie lub wysyłałam z roboty z niedostatecznym. Znów brałam innego psa, po to, żeby za chwilkę (dłuższą, żeby zdążyła się nagrzać) znów zaprosić Nenu i poprosić ja o prace na wyższej presji nie dając z siebie więcej niż minimum (mama niezadowolon, to dla tego psa był poważny smutek). Oczywiście zdarza się to sporadycznie, jednak jestem zdania, że jest to ważna nauka dla piesków z wielkim will to please. Jak już pisałam – podczas startów, nie zawsze to pies nawali. Czasem człowiek źle się czuje/ma problemy w pracy/ktoś go wkurzył, i to on pracuje na pół gwizdka. Warto żeby wtedy pies potrafił wykonywać robotę od A do Z, a dopiero po skończonej pracy ułożył się wraz z przewodnikiem do łóżka, wtulił i dał wyryczeć 😀 Klejnotem w koronie był ostatni obóz z dzieciakami, gdzie pracowała z totalnie obcym dla siebie małym człowiekiem który nie nagradzał (no, od czasu do czasu okruszkami karmy), mówił bardzo cicho, nie wiedział, co ma robić i frustrował się. Dała bardzo ładnie radę, choć kilka razy prosiła mnie o wsparcie (zawsze byłam gdzieś obok). Kiedy ją zapewniłam, że jest ok – wracała robić dalej.
Pierwsze starty
Podczas pierwszego startu gotowa byłam niemal na wszystko. Na to, że się zasmuci, że przejmie, że przytłoczy ja hałas i tłum. Uzbrojona w dyski i szarpak w nagrodę, zaplanowałam sobie bliziutkie rzuty, zakończone feeria radości i szarpaniem z dzika nagroda i dzikimi emocjami. Miał być najlepszy sportowy haj. Nie byłam przygotowana na to, że tak świetnie sobie poradzi, że będzie totalnie skupiona na robocie, ze po prostu wyjdzie i pozamiata nakrapiana kita wszystko. Drugiego dnia znów robiła na stoprocent, w rzęsistym deszczu. Była totalnie dzielna, mądra i bardzo zaangażowana w robotę.
To było najlepsze zwieńczenie naszej wspólnej nastolatkowej drogi, więc nawet jeśli nie macie żadnych planów na starty w zawodach, to serdecznie polecam Wam trenowanie jakiegoś sportu, jeżdżenie na szkolenia, seminaria, warsztaty. To również fantastycznie zbliża i nadaje zupełnie innego wymiaru relacji. Wspólny cel i wspólna adrenalina niesamowicie zbliżają. Rozwiązywanie problemów razem jest super!
Ostatecznie, dzięki naszej pracy mam bardzo fajnego pieska, z którym bardzo dobrze mi się żyje i pracuje. Polecam każdemu! 🙂
BARDZO dziękuję ci za ten wpis! Potrzebowałam kopnięcia w tył, bo rozpadam się nad “moją małą wrażliwą Gemie”, a to nie to czego ona tak naprawdę potrzebuje. Zaczynamy robotę.
Oj bardzo cieszę się, że się przydał! Też długo łapałam się na tym, że takim ojojaniem wcale nie pomagam!