Przybywam dziś niczym najmroczniejszy z killjoyów na tej półkuli. Bardzo mi przykro to pisać, ale czuję się zobowiązana, nieść ten krzyż dla Was i zebrać potem grad szlochów (oferuję wsparcie moralne). Zapraszam na powolne i bolesne przekłuwanie balonika, ale nie chcę żeby Wasze nadzieje i zdrowie psów na tym boleśnie cierpiały. Oto kilka patentów, które mają rzekomo działać w uciążliwym temacie ciągnięcia na smyczy a ich skuteczność waha się gdzieś pomiędzy tabletkami na odchudzanie a terapią wodą utlenioną.
Otóż wielokrotnie dostaję od Was pytania jak nauczyć psy nie ciągnięcia na smyczy i wielokrotnie odpowiadam Wam, że u nas problem z ciągnięciem na smyczy wyeliminowałam w swojej ocenie tak na 3.5, względnie 4 -, biorąc pod uwagę ocenę akademicką, także nie jestem w stanie się wymądrzyć i powiedzieć konkretnie “to róbcie, tego nie”, bo u mnie działa tylko konsekwentny opieprz i odsyłanie do tyłu coponiektórych (no błagam, wyzywam Was – zgadnijcie kogo). Czynię to codziennie, także uważam, że tego odpowiednio nie przyswoili i trochę już straciłam nadzieję, że przyswoją (głownie oziki, Nenu chodzi fabrycznie na smyczy bez problemu, wymagała dwóch-trzech korekt, ale jak wiecie to pies, którego bycie niegrzecznym mierzi do szpiku kości). Kiedyś chyba stworzę książkę “Potęga zjebki”. Jeszcze zobaczycie!
Tak więc – zapraszam Was na przykrą litanię magicznych patentów do bólu polecanych na forach internetowych, które mają zadziałać, a najczęściej ich zadaniem jest sprawienie dyskomfortu fizycznego Twojemu psu lub zminimalizowanie przykrych odczuć bez jakiegokolwiek pożytku dla Was czy dla psa (może poza drobnym zminimalizowaniem siły, którą oba końce smyczy muszą włożyć w spacer). Jestem otwarta na wszelkie opinie – więc, jeśli komuś z Was któryś z tych patentów naprawdę pomógł (przez co rozumiem, że pies i bez niego już chodzi jak pokorne cielę) to podzielcie się z resztą 🙂
Szelki – jakiekolwiek – szelki zostały wynalezione po to, by pies mógł ciągnąć (przy jak najbardziej optymalnym rozkładzie sił). Ma to być dla niego bezpieczne, ma być mu wygodnie i ma nie obciążać obręczy barkowej ( przypominam, że psy nie mają obojczyków, w związku z czym obręcz ta trzyma się z przodu głównie na masie mięśniowej). W związku z tym zakładanie odpowiednich szelek powoduje wręcz jeszcze większy komfort w tym zgubnym procederze. Owszem, są specjalne szelki no-pull czy easy walk, ale przypatrzcie się im dobrze, i ich mechanizmowi działania – polega on na czystym spętaniu przednich łap psa i/lub sprawieniu mu bólu – pętla ściąga barki do przodu lub sznurki wbijają się pod psie pachy. Opcja najbardziej humanitarna (mają ją na przykład Ruffwear Front Range albo poczciwe Truelove) to pętla z przodu, która przy intensywnym ciągnięciu po prostu obraca psem – efekt tego jest mizerny, a dodatkowo przekręcają się całe szelki i szlag człowieka trafia.
Halter/Halti – to taki patent na pysk przypominający koński kantar. I o ile w kwestii pracy z końmi to faktycznie nieinwazyjne rozwiązanie, o tyle już w psim świecie to dość kontrowersyjny przyrząd. Głównym moim zarzutem wobec tego sprzętu jest to, że halti bardzo niekorzystnie rozkłada nacisk na mięśnie szyi i cały kręgosłup szyjny, co może skutkować urazami i problemami tego odcinka. Halter wymaga odpowiedniego ( i umiejętnego) wykorzystania, dlatego odeślę Was do artykułu Pauliny, bowiem uważam, że wyczerpała temat tak, że bardziej już się nie da. A już smycz “główna” podpięta bezpośrednio pod halti to skandal na miarę kolczatki i flexi, dlatego płynnie przechodzimy do podpunktu.
Kolczatka to narzędzie szkoleniowe, dzięki któremu można korygować niepożądane zachowania psów. Dobrze założona kolczatka + specjalista to jedyny zestaw, który ma prawo bytu. Kolczatka w rozumieniu 70% społeczeństwa to szkodliwy przyrząd, który głównie przyczynia się do powstawania ropnego zapalenia skory (kiedy kolce narusza tkankę skory), albo może uszkodzić rogówkę pobratymcom (kiedy zostaje fikuśnie wywinięta kolcami do góry, dzięki czemu pies przypomina brytany walczące z lwami gdzieś w okolicach Imperium Rzymskiego) i nie przynosi żadnego pożytku w komunikacji na linii przewodnik – pies. Podobne zadanie ma zacisk/dławik. Nie może służyć jako standardowe spacerowe oprzyrządowanie i powinno być użytkowane po konsultacji z mądrym szkoleniowcem.
Półzacisk – dobrze założony półzacisk, jak sama nazwa wskazuje, zaciska się do pewnego momentu, a następnie pozostawia spore pole do manewru – do oddychania i innych niezbędnych funkcji życiowych. Nie spełnia żadnych założeń pedagogicznych i nie uczy psa wyciągania konsekwencji z ciągnięcia na smyczy. Ja używam tylko półzacisków, ale głównie dlatego, że kryzy moich psów nie postawiają mi wiele do wyboru i wolę ten fason niż standardowe klamry.
Flexi – może tak być, że do pewnego stopnia Wy nie odczujecie szarpnięć i pociągnięć tego wynalazku – to fakt niezaprzeczalny. Ale pomijając już aspekt czysto teoretyczny (uważam, że ludzie powinni zdawać egzaminy z użytkowania tego urządzenia, bowiem nie zliczę już przypadków, kiedy flexi stanowiła zagrożenie dla ludzi i zwierząt, pełniła formę pułapki na złoczyńców rodem z “Kevina samego w domu“, czy narzędzia tortur na deptaku) – zauważcie, że pies, aby ruszyć i dostać się do punktu B z punktu A (waszych rąk zaopatrzonych w smycz automatyczną) co musi pierwsze zrobić? Ano pociągnąć, czyli postawić opór lince. W związku z czym od początku uczy się, że jak spacer, to na pełnej parze. rzadko kiedy potrafi też oszacować, czy uciągnął z tego wynalazku metr, dwa, czy dziesięć, więc kiedy zasób linki kończy się, kończy się również sielanka i zaczyna eksploracja. Plus serio jest Wam wygodnie trzymać tyle plastiku w rękach?
Co zatem się sprawdza?
- konsekwencja – jak w każdym aspekcie pracy z psami,
- jasne (dla psa ) kryteria
- wygodna dla Was smycz o odpowiedniej długości
- praca, praca i praca raz jeszcze
- i czasem to już tylko brzydkie słowa oraz słowna reprymenda i napar z melisy
Wiem, ze mocno przejechałam się po wszystkich magicznych cudach mających na celu ulepszenie Waszego wspólnego żywota bez wysiłku. Niestety, w pracy z psem i szkoleniu psów, jak w większości aspektów życia o które warto walczyć- nie ma tak łatwo. Mityczne szelki, kantary i inne patenty rodem z sali tortur nie mają innego magicznego działania pedagogicznego, po prostu sprawiają ból i dyskomfort, co doraźnie może spowodować, ze pies faktycznie zredukuje sile uciągu do 60%. Usunięcie narzędzia nie sprawi, że dozna oświecenia i zacznie chodzić jak anioł, najpewniej wróci natychmiast do starych nawyków.
Wszystko fajnie, tylko w takim razie jaka praca ? 🙂 bo piszesz na końcu że sprawdza się praca psem ale nie piszesz jak to robić 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ponieważ jak sama napisałam – nie mam dobrego patentu na to i u mnie działa tylko słowna reprymenda i odsyłanie delikwenta do tyłu jak się rozochoci 😀 Kwestia ciągnięcia na smyczy też może być złożona i lepiej udać się do szkoleniowca i niech on się Wam przyjrzy i dobierze odpowiednie środki 🙂
Temat jest o patentach, które się nie sprawdzają, a nie o tym, jak tego nauczyć 😉
Bardzo ładnie było to opisane w jednej z dość popularnych książek o tresurze(mogę podesłać tytuł, ale w empiku jest). Metodą jest ciągłe skręcanie i zawracanie. (nie wiem czy działa, bo dopiero to wdrażamy, ale widzę spore postępy u mojej). Nie pozwalasz psu dojść do końca smyczy, bo smycz nie jest narzędziem sterowania a jedynie deską ratunkową jakby jednak maluch się zapomniał.
Widzisz, że pies się rozpędza, dobiega do końca smyczy – zawracasz lub stajesz. idziecie w drugim kierunku, pies się rozpędza – znowu skręcasz. Po jakimś czasie pies nauczy się, że najpraktyczniej jest iść blisko Ciebie. Są tylko dwa założenia: 1. nie sprawdza się to na pierwszych metrach zanim zrobi pierwsze siku/kupę 😀 2. spacery muszą być zróżnicowane. Jeśli przechodzicie od miesięcy tą samą prostą, w ten sam sposób, to pies dobrze wie że i tak teraz pójdziecie prosto, a przy kiosku/szlabanie zawrócicie. No i najważniejsze – konsekwencja. Bezlitosna i brutalna. Nie ma, że to ulubiony Reks i teraz może trochę poszarpać, bo chce być przy nim szybciej.
Oj drzewko to u mnie totalnie się nie sprawdziło 😛 w ogóle 😛
To ja napiszę coś ze swojego doświadczenia z moją suczką Aussie, 3 lata.
To jest codzienna walka 😀 co prawda bywają dni lepsze i gorsze, ale przede wszystkim my musimy pamiętać, że jak tylko jej “odpuścimy” to ona sobie chętnie wykorzysta to nowo zdobyte pole manewru.
Magiczna metoda wymieniana we wszystkich poradnikach na “drzewko” (stawanie w miejscu) i zmienianie kierunku nic nie daje, bo tylko resetuje procedurę na moment. Psina dostaje tylko komunikat “ok, stanęliśmy” i “ok, teraz idziemy tam”, a nie “o kurka, chyba przesadziłam”.
Więc co pomaga? Opisana tu reprymenda (powiązana oczywiście z moim poczuciem winy, bo te psy się tak kajają, że nie da się złościć, mimo że chwilę temu rękę próbowała wyrwać) oraz przysmaki, które niestety uruchamiają również ptasi móżdżek. Czyli “patrzę tylko na rękę podającą przysmaki, potykając się o każdą gałąź i kamień”.
No, ale nie skacze już jak szalona widząc każdego psa, więc tego… Jest dobrze! 😀
Tak właśnie. Potęga opieprzu xD
A ja prowadzę jednego psa na flexi, bo się obecnie sprawdza owa smycz w naszym przypadku. Ale zaczynaliśmy od zwykłej smyczy to fakt, bo po 6 latach w dużym schronisku, chodzenie na smyczy w ogóle szło jej kiepsko. W przypadku drugiego psa trafił się jakiś niebywały przypadek, który w ciągu tygodnia opanował luźne chodzenie. No cud jakiś po prostu i dar z niebios ?
Nie, no pewnie, ja nie uważam, że to zło straszne (o ile ktoś potrafi tego używać), jednakże nie jest to wspaniałe remedium na nauczenie psa chodzenia na smyczy, a tak jest reklamowane często 🙂
Czytam i nie wierze. Fiat 126p nigdy nie będzie szybszy niż Renault Megane RS. No po prostu nie i tyle.
” Szelki – jakiekolwiek – szelki zostały wynalezione po to, by pies mógł ciągnąć… ”
Prosiłbym o odstawienie alkoholu zanim cokolwiek ktoś tu napisze 😉 – Alkohol powoduje problemy zdrowotne i obniża poziom percepcji. Alkohol na spacerze z psem również nie jest wskazany.
Easy walk skutecznie przeciwdziałają ciągnięciu przez psa, nie robią przy tym krzywdy psu. Wystarczy to zapamiętać i będzie dobrze.
W sumie cała ta strona trochę śmierdzi lokowaniem produktu tanim kosztem. Sprzedaż kolczatek spadła lawinowo, podaż została, popytu brak.
Nawet nie jestem w stanie opisać jak absurdalny, złośliwy i niemerytoryczny jest ten komentarz.
Ale właśnie easywalki przez swoją konstrukcję robią krzywdę psu.Wystarczy spojrzeć na punkty na ciele psa, na których się opierają…
Straszna bzdura 🙂 zakichane easy walk- przez nie straciliśmy kilka miesięcy nauki chodzenia na luźnej smyczy. Totalnie nic psa nie uczą. Owszem, przeciwdziałają ciągnięciu, ale jak ściągniesz szelki i przerzucisz się na obrożę zaczynasz prawdziwą naukę chodzenia na luźnej smyczy.
Ale przecież ja dokładnie to samo napisałam w tym tekście 😛
A jakiż to produkt lokuje strona (autorka)? Bo nie zauważyłam, czyli chyba robi to źle ?
Moje diably dostały trzy jednakowej dlugosci smycze (1.70 m) i teraz problemem jest moje niepoplatanie w nich jak ida na luznych smyczach. To sie nazywa przeniesienie osrodka problemu z psa na czlowieka. ?
A tak poważnie to konsekwencja w 100% przypadkow, na wszystkich spacerach. To jest bardzo bardzo trudne, ale przynosi efekty. Takie na mocna czworke z plusem ?. U mnie trzy sztuki w parku pełnym radosnych pieskow, wiewiorek, zajecy, dzieci musza isc przy nodze. I idą, dzielnie ignorując wszystko wokół, bo z parku wychodzimy na polanę, gdzie można pobiegać bez smyczy.
Ale – szczerze mówiąc – duzo lepiej operuje mi się psem bez smyczy i sporo lepiej, gdy ich liczba nie przekracza dwóch. Trzy to dla mnie porażka i brak zaufania, więc wolę smyczowac. Bez kolczatki chodzić nie lubie na miastowe spacery po parku, bo jak mi diabły idą do walki, to mam większą szansę powiedzieć, co sądzę o takim zachowaniu. Bez kolczatki nie jestem w stanie skorygować mojego psa w podnieceniu. Z obroża, gdy maja przewage liczebna, to nie korekta, tylko negocjacje. A tak, jeden strzal z kolcow, waruj i juz moge sie odwrócić do suk i im opowiedzieć co im zrobie, jak sie zaraz nie uspokaja. Ale solennie obiecuję sobie, że do nastepnego psa przyłoże sie od szczeniaka i bedzie chodzil na luznej smyczy bez problemów ?
A flexi to moja ulubiona smycz, gdy jest ciemno na spacery po parku. Tu już dwa psy na smyczach, a trzeci bez. Milena uwielbia. Wszystkie kupy jej. Tylko flexi to dla mnie bardziej linka, ktora sie po prostu zwija, czyli nie uzywam guzika zatrzymujacego wcale. Psy reaguja na komendy. A mijajac ludzi po prostu ida przy nodze. Albo leza na poboczu chodnika, zaleznie od skladu mijajacych nas ludzi i psow.
Reasumując – temat trudny. Chyba najtrudniejszy ze wszystkich dla mnie.
Mada – ale umówmy się, należysz do tego procenta osób, które potrafią korzystać z kolców, nie wiem, jak w UK, ale w Polszy 75% użytkowników kolców to ciągniki w luźnej kolczatce zapięte na flexi 😀
Flexi – toże – potrafisz z niego korzystać, a spory ułamek ludzi po prostu nie kuma czaczy.
Za każdym razem podkreślasz kwestie posłuszeństwa, a właśnie gro osób uważa, że używając tych sprzętów bez pracy u podstaw uda im się uzyskać odpowiedni efekt…
Easy walki kurza się w szafie, oprócz nieznośnego przekręcania się na psie, co irytowało i mnie i obracane zwierzę, nie przyniosły żadnego efektu. Nosimy klasyczne norwegi, aby mój czterołapny ciągnik nie zrobił sobie krzywdy. Obroże w jakiejkolwiek postaci odpadły w przedbiegach. Zgrzeszyliśmy z flexi w okresie szczenięcym, ale tylko na krótko. Trafiła nam się też, wstyd przyznać, kolczatka przez ok. miesiąc. Dawno wylądowała w koszu, bo nawet to nie skutkowało, a żal było psa, który szybko przeszedł do porządku dziennego z uciskającym żelastwem – gesta kryza uchroniła zwierzę przed moją głupotą. Przeszliśmy wówczas na szelki i do upadłego powtarzamy, po dziś dzień, czyli trzeci rok, krótkie komendy jak równaj, do nogi itp. drzewko to podobnie jak u przedmówców, na chwilę tylko pomagało. Ale opieprz wyhamowuje najskuteczniej xD najgorszy jest odcinek z domu do punktu, w którym następuje odpięcie smyczy albo do kupy. Potem już jest znośnie 😀
“Potęga opieprzu” – czuję, że ta książka w końcu powstanie 😀
Halter/Halti – to taki patent na pysk przypominający koński kantar. I o ile w kwestii pracy z końmi to faktycznie nieinwazyjne rozwiązanie… – jako instruktor z wieloletnim doświadczeniem odpowiem – jasne, że inwazyjne! Źle użyty potrafi koniowi zrobić dużą krzywdę 🙂
A to pardon, ja w koniach totalnie zielona 😀
Mi easy-walki pomogły, ale stosowałam je dosłownie 2 dni. Sucz parę razy chamsko obróciło i załapała ideę. Jest bardzo rozumnym zwierzem, ale mam wrażenie że lepiej przyswaja korekty, które spadają że tak powiem z “nieba” ;D np podeszła do pastucha elektrycznego i ją trzasnęło, pociągnęła mocno na smyczy i ją nieprzyjemnie obróciło. Wtedy ona to akceptuje bez problemu jako naturalny porządek i bardzo to pamięta. Dodam że ona nigdy nie była jakimś super chamskim ciągnikiem, jedynie miała braki w nauce chodzenia na smyczy… jakiejkolwiek (schronisko). A stosowanie korekt ode mnie (opieprzu) wydawało mi się wtedy bez sensu ze względu na to że budowałyśmy sobie dopiero relacje oraz na to że w sumie nie rozumiałaby za co dostaje opierdziel.
Mnie nie przekonuje, że te easy walki to takie super przyjemne i humanitarne. Według mnie to mało przyjemne narzędzie i nie wyobrażam sobie go stosować non stop. Zwłaszcza patrząc jak one tragicznie leżą na psach.
Metody z drzewkiem, zmianami kierunku też jakoś super u mnie nie działały. Dopiero po tych easy-walkach, psu się zaświeciła żarówka nad głową. A jak już miałam tą żarówkę to cisnęłam te szelki w głębokie zakamarki szafy ;D
O tym też napisałam 😀
Kijek przed psem sprawdza się bardzo dobrze. Serio? w prawej ręce smycz z ciągnącym a w lewej jakiś cienki kijek np do nordic. Może głupio wygląda ale działa?
Szelki nie powodują ciągnięcia! Bardzo często pies ciągnie w obroży, bo chce się uwolnić od ciągłego nacisku na szyję!
To i ja dodam swoje piec groszy;) U nas normalny spacer umozliwiaja tylko szelki przecuw ciagnieciu. Stracilam pol roku na bycie kosnekwenta, podczas to ktorego pol roku ani pies, ani ja, nie czerpalismy przyjemnosci ze spaceru – pies, bo ciagle go korygowalam, ja, bo ciagle musialam bys skupiona na korygowaniu psa. ODbyslimy tez trening posluszenstwa. Sam trener powiedzial w koncu, ze zaden pies nie jest idealny i ze kazdy pies ma ”cos”, jakis ”feler”. I jednym z takich najczestszych ”felerow” psich jest ciagniecie na smyczy, ktorego nie mozna oduczyc konsekwencja idyscyplina, tylko np…. zmeczeniem psa wielogodzinnym spacerem. No coz, wiekszosc z nas nie ma w tygodniu czasu na wielogodzinne spacery. Co ja widze, to to, ze nasz pies rzeczywiscie po 30 minutach spaceru, jak juz para uszla, zaczyna normalnie spacerowac. Jeszcze lepiej, gdy pokonujemy ostatnie dwie ulice zblizajace nas do domu, pies idzie tuz przy mnie, zwalnia, bo wie, ze to juz koniec spaceru.
U nas, zeby przezyc te pierwsze 30 minuty spaceru bez naciagnietej reki i efektu, ze to pies prowadzi pania a nie pani psa, konieczne sa szelki. Nasze szelki ”twistuja” psa do tylu, nie placza mu nog i nie sprawiaja bolu.
Rozwalają mnie te bzdety poparte przykładami z codzienności z jakimś średniej wielkości psem i banałami o pracy z nim. Fakty są dużo bardziej okrutne – dokładnie tak, jak natura – jeśli pies jest silniejszy od człowieka i zorientował się w tym, to w razie silnej motywacji i tak się wyrwie. Można więc teoretyzować, żeby nie powiedzieć: pierdolić o pracy i wadach różnych gadżetów, a i tak w praktyce straci się swojego dużego psa bo zobaczył lisa a lis przebiegł przez jezdnię, pies już nie.
Zatem jeśli problem już powstał bo szkolenie nie zapobiegło (ani piłki, ani szprotki, ani cuda na kiju i zaklinania czy klikania), to trzeba wrócić do takich środków, które nigdy nie zawiodą, ani razu na setki. I ja mojemu bydlakowi owijam głowę smyczą za uszami przez kufę, trochę jak kantarem (ale nie z kółkiem pod pyskiem a z boku przy uchu(, bo inaczej żadna inna siła go nie powstrzyma przed pościgiem za dzikiem, lisem, w razie bezrybia nawet za kotem. Nie chce mi się fotografować patentu, można sobie wypracować własny. Teraz spacerujemy już na luzie po nocach, wystarczy że pies czuje, że ma skórzany postronek odpowiednio założony.
A było już bardzo źle, ogólnie pies wieczorami stwierdzał, że zobaczymy się potem, gdy już upoluje te dziki/lisy/kuny/koty/mewy, no i tak zostawałam, modląc się, żeby najgorszą pamiątką były te moje połamane palce czy przeorane o drzewo, którego próbowałam się przytrzymać.
Och jej, w takim razie pozostaje pod wrażeniem, że chciało Ci się stracić czas na skomentowanie takiego pierdolenia :)))
Hej! Odradzam szelki, mój piesek ich nie znosi. Chętnie za to nosi obrożę zapinaną na klamrę! Do tego smycz linowa bawełniana, która pozwala na utrzymanie kontroli nad czworonogiem. Uwielbiam spacery z moim pupilem.
A ja to nawet lubię jak mój pies ciągnie, zależy mi, zeby spacer to byl raczej energiczny marsz, bo wyrabiam kondycję ( swoją i psa). Po takim spacerze bolą mięśnie ud, pośladków i plecy, ale kondycja rośnie. Ludzie, to lepsze niż siłownia, w dodatku na świeżym powietrzu! Ja szczęśliwa, pies szczęśliwy i tak sobie latamy po polach i lasach, a bywa, że przystaniemy od czasu do czasu- on ryje nosem w mysiej dziurze a ja zachwycam się drzewami i fotki cykam. Pozdro!