O czym warto mówić w kwestii adopcji psa

Ostatnio do trzewi wstrząsnął mną tekst Doroty Sumińskiej, człowieka-betona polskiej kynologii. Pani głosi MASĘ szkodliwych mitów dotyczących psów, uważając się za orędowniczkę dobrostanu zwierząt.

Ale – zacznijmy od cytatu, który tak mną poruszył. Trochę moja wina, bo powinnam uważniej dobierać artykuły w moim comfort read “Weranda Country”, ale wiecie, to ta taka ciekawość głupia ludzka, która każe wsadzać paluchy w oko smoka, a potem opłakiwać straconą hybrydę.

Otóż pani Sumińska popełniła taki akapit:

“Zacznijmy od adopcji psa i kota ze schroniska. Jestem pewna, że w każdym domu znajdzie się miejsce dla niewinnej i zależnej od nas istoty. W domu tak, ale czy w sercu? Z tym największy problem. “Nie mogę, za dużo pracuję, często wyjeżdżam, nie mam pieniędzy, mam chorą osobę w domu, mam nowe meble, a zwierzę mi je zniszczy”. Niekończąca się, bezduszna lista obojętności i samolubstwa. Ja, ja, ja – tylko ja się liczę.”

Nic nie ubarwiłam. To jest dosłowny cytat z magazynu. Człowiek chciałby zapytać, gdzie była korekta jak to czytała, ale rozumiem, że doznała stuporu, osłupiała, mrugnęła oczami i uznała, że to zły sen.

Nie ma wielu autorów, którzy doprowadzają mnie do takiego zacisku szczęk, jak wyżej wymieniona pani. Najbardziej boli mnie to, że Sumińska jest LEKARZEM WETERYNARII, to dodaje całemu tekstowi groteski. Akurat lekarze weterynarii na co dzień stykają się z ogromem zaniedbań, bólu i śmierci właśnie od osób, które uznały, że wystarczy kochać zwierzątko, a reszta się jakoś ułoży.

Owszem, brak pieniędzy to jedna z KLUCZOWYCH przeszkód przeciwko braniu jakiegokolwiek stworzenia pod swój dach. Tak wygląda kapitalistyczny świat i, choćby scałowywać puszek z brzuszka porzuconego szczeniaczka, ten szczeniaczek potrzebuje dobrego jakościowo pożywienia, opieki medycznej i prawdopodobnie, mądrego szkoleniowca. Jeśli ktoś bierze zabiedzonego psa pod swój dach i nie ma funduszy na jego leczenie – to jest to forma znęcania się nad zwierzętami. Wszystko pięknie jest opisane ustawie o ochronie praw zwierząt.

Nie ma chyba w kynologii bardziej szkodliwego zdania niż

ADOPTOWANY KOCHA BARDZIEJ

Adoptowany pies NIE MA w obowiązku kochać swojego nowego właściciela tylko za to, że ten w odruchu dobrego serca przyjął go pod swój dach.

Adoptowany pies, to jest NAJCZĘŚCIEJ pies po trudnych przejściach, z większymi lub mniejszymi problemami. Może być chory, może być po prostu nieszczęśliwy, a może poraniony. Nie możemy wymagać, że będzie nas kochał i spijał słówka z naszych ust, tylko dlatego, że dostał od nas michę i ciepły dom.

Każdy związek z psem to jest relacja. Relacja potrzebuje czasu na to, żeby się rozwinąć w miłość. Każda. Wymaga od nas czasu, obecności, zaangażowania. Pracy.

A wyświechtane frazesy ADOPTOWANY KOCHA BARDZIEJ mogą tylko szkodzić psom, którym i tak już od życia się dostało i bardziej niż przytulenia (Boże broń) czy miejsca na kanapie potrzebują leczenia, terapii, szkolenia. Stawianie siebie w roli pana-dobrodzieja i czekaniem na pokłony i dziękczynne tańce nad naszą dobrocią jest okrucieństwem.

Obracając nomen-omen kota ogonem, to uderza również w uczucia osób, które adoptowały zabiedzonego zwierzaka (uprzednio upewniając się, że mają na to środki i zasoby, zarówno finansowe jak i własne) i…zwierzak ich nie kocha. Może jest przerażony, na pewno poraniony, niechybnie potrzebuje czasu, nauki, cierpliwości, miłości, pomocy. Gdzie w tym wszystkim mają się odnaleźć osoby ze zwierzętami poturbowanymi przez życie, bojące się podejść do miski, załatwić potrzebę fizjologiczną czy wyjść z pomieszczenia. Miłość, szczególnie w pojmowaniu “ludzkim” zwierzętom nie jest do niczego potrzebna, a gwałtowne okazywanie uczuć po człekokształtnemu to budowanie kolejnych traum i presji dla kruchej psychiki straumatyzowanego adopciaka.

Mam psy adoptowane, mam psy kupione i od żadnego nie wymagam, żeby mnie kochał bardziej czy mniej. To w dużej mierze ode mnie zależy jakim będę dla nich opiekunem, bo to ja zadecydowałam, że są w moim życiu. One nie są mi nic dłużne.

4 komentarzy na temat “O czym warto mówić w kwestii adopcji psa

  1. Moimi zdaniem zupełnie nie zrozumiałaś tego co wyraziła w cytowanym tekście Sumińska. Pewnie z powodu emocji, które do niej żywisz. Przez to wpis jest nie na temat, ale oburzenie dobrze się klika i jest najlepszym sposobem przyciągania czytających, tylko czy to wnosi coś sensownego, czy tylko oburzenie i hejt?

  2. Ja nie czuję hejtu w tym jak autorka zinterpretowała ten cytat. Według mnie jest to krytyka, wręcz potrzebna w tym wypadku. Z pewnością czuję natomiast oburzenie z punktu widzenia osoby, która psa adoptowała. “Nie mogę, za dużo pracuję, często wyjeżdżam, nie mam pieniędzy, mam chorą osobę w domu, mam nowe meble, a zwierzę mi je zniszczy”. Czy nie są to obawy, przez które osoba myśląca o adopcji zwierzaka (istoty czującej), czyli tak naprawdę wzięciu na siebie odpowiedzialności za czyjeś życie, powinna porzucić tą myśl? Co jeśli ktoś ma w rodzinie chorą osobę, którą musi się zajmować? Co jeśli ktoś chce spełniać się zawodowo lub podróżować a adopciak temu nie sprosta? Co jeśli kogoś nie stać na utrzymanie zwierzaka i zapewnienie mu opieki medycznej? I co jeśli ktoś nie liczy się z potencjalnymi stratami materialnymi biorąc pod dach zwierzę? Ja adoptowałem swojego psa ze świadomością potencjalnych problemów i wydatków, będąc gotowym na wyrzeczenia i będąc zdeterminowanym do tego, żeby dać mu lepsze, szczęśliwsze życie. Każdy dzień jest swego rodzaju walką, każdy dzień przynosi wzloty i upadki i wiem jak frustrujące te upadki mogą być. Ale siłę daje mi właśnie to, że pragnę z całego serca żeby mój pies był szczęśliwy tak jak on tego chce i żeby miał to czego on potrzebuje. I tak jak autorka wspomniała, nie wymagam, żeby mnie kochał (na szczęście chyba mnie co najmniej lubi). Więc jeśli ktokolwiek ma obawy wymienione przez Panią Sumińską powinien najpierw sam ze sobą szczerze porozmawiać, a dopiero później myśleć o adopcji. Nie adoptujmy dlatego, że serce nam tak podpowiada, bo tak trzeba. Adoptujmy po to, żeby dać zwierzakowi lepsze, szczęśliwe życie.

    1. Ja też łączę się w oburzeniu i niespecjalnie dostrzegam tu pole do szerszej interpretacji. A to, że są to słowa lekarza weterynarii niespecjalnie mnie nawet dziwą, choć nadal bolą. Bo od wielu lekarzy usłyszałam równie górnolotne “mądrości”. Bo ci sami lekarze radzili mi uśpić psa, bo operacja była droga i na tyle skomplikowana, że przydomowy wet nie był w stanie jej wykonać, a to tyko burek z adopcji… Także tyle tu widzę miejsca na tą wielką bezinteresowność. I jasne, są też super ludzie z powołania, ale wykonywany zawód i lata studiów w moim mniemaniu o niczym nie świadczą.
      Gdyby nie te idiotyczne hasła typu adoptowany kocha bardziej może mniej zwierząt by wracało do schroniska. A mylenie odpowiedzialności z egoizmem jest po prostu przejawem niedojrzałości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.