Jakkolwiek by nie patrzeć – posiadanie psa wielce pro eko nie jest. Jakby jeszcze dołożyć to, że mam psy na BARF, to zadłużenie względem planety rośnie. Dlatego jestem zdania, że warto starać się ograniczać w innych aspektach.
U nas przysmaki treningowe schodzą “na pniu” – sprawdzają się w trakcie codziennych treningów i spacerów. Tym razem postanowiłam przetestować smaczki…z insektów. Eat Small to linia psich przysmaków zawierających w sobie białko pochodzące z hodowli owadów Hermetia illucens, które zawierają w sobie duże ilości dobrze przyswajanego białka. Oprócz tego tego białko robali naprawdę rzadko uczula, więc to dobry trop dla wszelkich uciemiężonych alergików.
Eat Smalls to półwilgotne przysmaki w czterech wariantach (Mindfulness, Spirit, Mobility, Energy). Są nieduże ( w sam raz na jednego “gryza”), można też je dość łatwo dzielić i kruszyć w rękach. Opakowania mają 125 g (czyli są dość duże) i można je zamykać i otwierać wielokrotne, dzięki zapięciu na “żyłkę”. Co więcej – nawet nie do końca szczelnie zamknięte nadal dzielnie zachowują świeżość i odpowiednią konsystencję – nie wysychają.
Wariant MINDFULNESS ma dodatek bananów i ziaren chia, SPIRIT spiruliny, MOBILITY kasztanów jadalnych, omułek i skorupek a ENERGY żurawiny. Wszystkie z nich na pierwszym miejscu w składzie mają ziemniaki, a przedostatnia jest gliceryna roślinna (ona odpowiada za półwilgotność).
Na stanie mam dwa samobieżne psie śmietniki i jedną hrabiankę (która z wiekiem robi się jeszcze bardziej wybredna), dlatego tak naprawdę największą “próbą” jest dla mnie właśnie Nenu. Po otwarciu paczki zapach nie porywał (nie jest nieprzyjemny, raczej taki nijaki, lekko kwaśny) i nie sądziłam, że szlachcianka wyrazi jakiekolwiek zainteresowanie.
Okazało się inaczej.
Smaczki przyciągały uwagę nawet Stworka, czyli w hartczakrowym uniwersum zaliczamy je do frakcji “smaczne”. Co więcej, muszę z poważnym wstydem przyznać, że zapasy do testów były sukcesywnie i skutecznie niszczone przez Pucznika, który nie jeden, nie dwa, tylko trzy razy dorwał się do opakowań i rozerwał je na strzępy, a zawartość pożarł. Myślę, że większej rekomendacji niż czarna dziura pucznikowego żołądka, smaczki Eat Smalls nie potrzebują.
Choć uważam, że dla takich uber wymagających niejadków na wielkie rozproszenia mogą nie dać rady.
Smaczki przetestowałam dzięki uprzejmości amiplay. dla formuły Top for Dog. Zostały mi jeszcze, zabieram skrzętnie na obóz obi 🙂
Jakie są Wasze doświadczenia z insektowymi przysmakami? 🙂