Jestem absolutnym dzieciowym noobem. Łyknę wszystko jak młody pelikan, czytam mądre książki (o ile się zmuszę, bo zbyt dużo bobasowej literatury, powoduje u mnie chęć ucieczki na forum gdzie ludzie wydłubują sobie oczy za słowo “szczepka” bądź szukają “pieska border koli, ale takiego nie za aktywnego”). Na Brunka czekaliśmy pięć długich lat i mój wewnętrzy rodzinny hygge domator obecnie czerpie z tej radości obiema garściami, ale ten sam zły na wskroś człowiek dziś płakał ze śmiechu w momencie, kiedy moje dziecko niegroźnie się poślizgnęło i wywróciło na rozgwiazdę, leżąc zaskoczone niczym żuczek gnojarek na pancerzyku. Dalej czuję się znacznie lepiej przygotowana do pielęgnowania alokazji, czy wychowania szczenięcia niż wyprowadzenia latorośli na ludzi. Tymczasem minął już rok, jak żyjemy wszyscy razem, w związku z czym mam kilka przemyśleń, na które Was serdecznie zapraszam. Nie będą one mądre, to tak zaznaczę, jak ktoś szykuje się na umysłową ucztę godną najtęższych umysłów pedagogicznych oraz behawiorystów. Ostrzegałam.
Czytaj dalej…