Zęby zjadłam na przywołaniu. Bokiem mi wychodziło, stawało w gardle wraz z niecenzuralnymi okrzykami za rudą kitą znikającą w kukurydzy. Zdarzały się momenty bardzo bolesne (kiedy Bal również zwiał), ale z czasem, powoli, krok po kroczku, wychodziliśmy na prostą. Dziś mam dla Was garść porad i przeróżnych trików z pierwszej ręki – czyli jak ja pracowałam nad bezprzewodowym hamulcem u moich ciapków.
Rzecz jasna, o czym nadmienię na początku, w środku i na końcu jest to temat bardzo trudny, żmudny i wielowarstwowy – postanowiłam podrzucić Wam po prostu garść porad, swojego rodzaju przepis, co u nas się sprawdziło, jak zaczynaliśmy i co okazało się przydatne. Niestety nie ma jednej jedynej prawdy objawionej, dzięki której na każdego pieska tego świata spłynie nagłe oświecenie. Co więcej, w mojej opinii pewne rasy (przydupasy owczarki, żeby daleko nie szukać <3 ) nieco łatwiej nauczyć przywołania niż inne (khy khy pierwotniaki khy khy charty). Mimo wszystko udało mi się wyprowadzić psa z nałogowego pościgu za zwierzętami, co uważam za swego rodzaju sukces.