“Mój boże ten pies ma znowu dreda.”, “Daj mi ten trymer, nie mogę na to patrzeć”, “Hahaha, przepraszam – czy on ma na tyłku wyciętą pieczarkę?”, “Gosiu, popatrz no, co to za dziwna końcówka dreda?” – to tylko kilka przypałowych tekstów, z którymi spotykałam się podczas moich nieudolnych prób uformowania z żywopłotu obfitości sierści wszelakiej jakiś kształt przypominający psa rasy (podobno) pracującej. O ile Ru przy minimum wysiłku jakoś wygląda, to Bala mogłabym ciąć, trymować, podlewać i kształtować raz jeszcze, mimo wszystko co by się nie działo, będzie wyglądał jak dorodny wychowanek pani Kazi a.k.a podnóżek pod fotel. O ile jego letnia szata nieco przypomina psa, to zimowa woła o pomstę do nieba. Dlategóż kiedy Marysia z Wyspa Psa (znajdziecie ją również tu i tu -pamiętacie nasze wspaniałe kubki? Są moimi ulubionymi do dziś!), zaproponowała, że swoim fachowym (bo nie dość, że posiada i wystawia aussie, o wdzięcznym pseudonimie kserówki to jeszcze jest technikiem weterynarii) okiem i wprawną ręką wydobędzie spod wielkich futrzanego jestestwa kształt przypominający psa, nie wahałam się ani chwili.